Górnik wygrał z Pogonią po efektownych golach Gergela i Madeja
W meczu 32. kolejki T-Mobile Ekstraklasy Górnik Zabrze pokonał przed własną publicznością Pogoń Szczecin 2:0 po golach Romana Gergela i Łukasza Madeja.
Szkoleniowcy obu drużyn postanowili nieco poeksperymentować w wyjściowych jedenastkach. W Górniku miejsce w pierwszym składzie po raz pierwszy w tym sezonie stracił Steinbors na rzecz Kasprzika. Na ławce usiadł również Łukasz Madej – jak do tej pory nie rozpoczynał meczu w ‘11’ tylko jednego spotkania, gdy pauzował za cztery żółte kartki. Jego w ofensywnym tercecie zmienił Gergel, a na pozycji prawego wahadłowego pojawił się Kurzawa. W ataku również zmiana – Skrzypczaka zluzował Nowak, a na środku obrony znalazło się miejsce dla Gancarczyka, bowiem Magiera nie zdążył się wyleczyć.
W Pogoni w oczy rzuciła się od razu bardzo młoda linia obrony – debiutujący w Ekstraklasie Sebastian Murawski dopełnił blok defensywny „Portowców”, w którym wszyscy obrońcy urodzili się już w latach 90. XX wieku. Ten rzadko spotykany na polskich boiskach ewenement umożliwiła czerwona kartka Matrasa, którą ujrzał w ostatnim meczu z Lechią. W ofensywie Czesław Michniewicz postawił jednak na doświadczenie i w miejsce Walskiego w środku pomocy pojawił się Rogalski, a za Zwolińskim grał dziś Akahoshi. W związku z tym miejsce w składzie stracił Kun.
A teraz pora zająć się samym przebiegiem spotkania. Pierwszy kwadrans to zdecydowana przewaga Górnika – ustawienie Gergela zaraz obok Jeża było dobrym pomysłem, bo ze współpracy tej dwójki narodziło się kilka ładnych, składnych akcji. Brakowało jednak wykończenia, Nowak na szpicy wydawał się nieco przytłoczony. Dość niewidoczny na początku meczu był Zwoliński, ale nie było w tym jego winy. To koledzy z jego zespołu dali się stłamsić zabrzanom, a nieliczne długie piłki skazywały go na porażkę już w przedbiegach.
Ale to właśnie goście stworzyli sobie najlepszą sytuację do zdobycia gola w ostatniej minucie pierwszego kwadransu. Z korneru dośrodkował Nunes, piłkę ni to przedłużył, ni to uderzył Frączczak, ale ta dotarła jeszcze do Golli. Obrońca „Portowców” zdołał przelobować głową wychodzącego z bramki Kasprzika, lecz futbolówka nie spadła na czas i zatrzymała się na siatce. Pięć minut później groźnie odpowiedział Górnik – cała akcja rozegrała się na prawym skrzydle, dobrze zachował się Kurzawa i w efekcie Grendel miał z boku boiska naprawdę sporo miejsca. Wszyscy spodziewali się dośrodkowania, a Grendel popisał się nieszablonowymi umiejętnościami i zagrał płasko na szesnasty metr do Jeża. Słowak uderzył z pierwszej piłki, jednak dobrą interwencją popisał się Janukiewicz.
Kibice Górnika przyzwyczaili się już, że ich ulubieńcy często po kilkunastu minutach naporu oddawali inicjatywę rywalom. Nie tym razem. Choć gościom udawało się groźnie odpowiadać, jak przy ładnym zgraniu Akahoshiego i strzale z dystansu Murawskiego, to jednak inicjatywa była po stronie gospodarzy. Bramka mogła paść w 30 minucie, kiedy to doprawdy kapitalnym uderzeniem z powietrza popisał się Danch. Piłka leciała dobre trzydzieści kilka metrów, lecz była uderzona na tyle mocno, że sprawiła ogromne kłopoty bramkarzowi gości. Chwilę później swoją szansę mieli rywale Górnika – przy linii końcowej, już w polu karnym, Akahoshi zabawił się z Kurzawą, wkręcając go w ziemię, a później dośrodkował na dalszy słupek, gdzie czaił się niezawodny Zwoliński. Zabrzan uratował jednak Gancarczyk, w ostatniej chwili wybijając futbolówkę sprzed nosa „Zorra” ze Szczecina.
Więcej w pierwszej połowie się nie wydarzyło. Mieliśmy momentami naprawdę szybkie tempo gry, kilka ciekawych akcji i… mało emocji. Mecz sam w sobie nie elektryzował kibiców, a przede wszystkim kilka razy zdarzyły się zawodnikom obu drużyn przestoje, podczas których niejednemu obserwatorowi przymknęło się oko.
Druga część spotkania rozpoczęła się podobnie jak skończyła pierwsza, czyli trochę sennie. Piłkarze obu ekip klinczowali się w środku pola i żadna ze stron nie umiała zdominować drugiej. W efekcie akcje najczęściej kończyły się zagraniem do obrońców i klasyczną „lagą do przodu”, po której następowała strata i cały proces zaczynał się od nowa.
W 58 minucie Roman Gergel postanowił rozruszać towarzystwo i rozpoczął strzelanie w Zabrzu. Piłkę przed własnym polem karnym przejął Kurzawa i zagrał prostopadle do Gergela. Słowak pędząc z futbolówką przy nodze uciekł goniącemu go defensorowi Pogoni, wpadł w pole karne, dryblingiem zwiódł rozpaczliwie interweniującego Murawskiego i pewnym strzałem nie dał szans Janukiewiczowi.
Trener Michniewicz zareagował natychmiastowo i an boisko wpuścił Marcina Robaka. Mając dwie strzelby z przodu, Pogoń zaczęła grać ofensywniej. Zawodnicy gości raz po raz gościli na połowie Górnika, lecz brakowało im wykończenia akcji, które tworzyli. Zabrzanie natomiast przeszli na ustawienie z czwórką obrońców i polowali na kontry. Ta z 72 minuty zakończyła się stuprocentową sytuacją… Sobolewskiego. Gergel wypuścił w bój ze swojej połowy Skrzypczaka, a ten zagrał z prawej strony „patelnię” Sobolowi, który sprintem podążał za akcją. Janukiewicz zmniejszył jednak dystans do piłki i w efekcie defensywny pomocnik Górnika trafił wprost w niego.
Zabrzanie byli dziś konkretniejsi od przeciwników. W 79 minucie gospodarze ładnie pograli na prawej stronie boiska, Gergel czujnie wypatrzył na szesnastym metrze Madeja (chwilę wcześniej pojawił się na boisku) i doskonale do niego zagrał. Madej przyjął piłkę i przymierzył lewą nogą wprost w okienko bramki Pogoni. Ta bramka sparaliżowała „Portowców”. Zawodnicy Michniewicza w mało efektywny sposób starali się odrobić straty gdy przegrywali 0:1, a po golu Madeja całkowicie uszło z nich powietrze. W ostatnich minutach mieliśmy już w Zabrzu piknik – spokojną grę Górnika, pogodzoną z losem Pogoń oraz bardzo ciepłe przyjęcie dawno niewidzianego na Roosevelta Mariusza Przybylskiego. „Portowcy” marzenia o europejskich pucharach muszą odłożyć przynajmniej do następnego sezonu, Górnik jeszcze walczy.