Górnik wreszcie wygrał u siebie i wskoczył do ósemki. GKS na dnie tabeli
W meczu kończącym 28. kolejkę T-Mobile Ekstraklasy Górnik Zabrze pokonał na własnym stadionie GKS Bełchatów 2:0. Gole w tym spotkaniu strzelali Rafał Kosznik i Oleksandr Szeweluchin.
Pierwszy kwadrans tego spotkania nie należał do najbardziej emocjonujących. Szybko utrwalił się obraz meczu, w którym to zabrzanie mozolnie budowali przeprowadzić swoje ataki pozycyjne, natomiast goście z rzadka angażowali się w poczynania ofensywne, głównie czyhając na kontrataki i stałe fragmenty gry. W Górniku bardziej agresywna była prawa flanka, na której słowacki duet Gergel-Jeż próbował stworzyć przewagę i zagrać piłkę w pole karne. „Brunatni” nie dali się jednak stłamsić gospodarzom. W pierwszych piętnastu minutach pozwolili na celny strzał tylko właśnie Gergelowi, ale był on stanowczo za lekki, aby zaskoczyć Trelę. Pod drugą bramką nie działo się nic ciekawego.
Jakość piłkarską w końcu pokazali podopieczni Roberta Warzychy w 24. minucie. Szybką kontrę ładnie rozprowadzili Sobolewski ze Skrzypczakiem, Gergel zagrał dobrą, prostopadłą piłkę do Kosznika i po jego powrotnym podaniu mógł otworzyć wynik, ale w dobrym strzale przeszkodził mu obrońca gości. Chwilę później swoją szansę miał Kosznik. Po dobrym, dynamicznym rajdzie wbiegł z piłką w pole karne i próbował przymierzyć po długim rogu. Pomylił się nieznacznie i futbolówka minęła słupek. Lewy wahadłowy Górnika przy następnej okazji już się nie pomylił. W 29. minucie na prawym skrzydle odnalazł się z piłką Madej, zagrał w szesnastkę gości, gdzie w futbolówkę nie trafił Skrzypczak. Wydawało się już, że jest po akcji, ale dopadł do niej Jeż, wycofał kilka metrów do Kosznika, a ten atomowym strzałem nie dał szans na interwencję Treli.
Przewaga gospodarzy rosła z każdą upływającą minutą. „Trójkolorowi” nie zatrzymali się po strzeleniu gola, chcąc chyba dobić słaniającego się rywala. Słaniającego się oczywiście metaforycznie, bo to nie siły wystarczyło graczom Marka Zuba na dwadzieścia minut, a konsekwencji w defensywie. Ekipa z Zabrza z łatwością umiała przedostawać się w okolice szesnastki gości. Więcej bramek w pierwszej połowie jednak nie padło i to z pewnością dawało nadzieję piłkarzom z Bełchatowa.
Na drugą połowę goście wyszli bez większych kompleksów. Spróbowali zaatakować gospodarzy i zaczęło im się to udawać. Przez trzy minuty trzymali w szachu Górnika. W tym czasie swoją szansę z rzutu wolnego miał Poźniak. Jego niezły strzał obronił jednak Steinbors. Sześćdziesiąt sekund później piękną bramkę mógł zdobyć Zbozień. Bezpańską piłkę na rogu pola karnego zgrabnie zagrał sobie głową, po czym uderzył z powietrza w dość ekwilibrystyczny sposób. Łotysz z problemami, ale zdołał sparować piłkę na rzut rożny. W odpowiedzi szybką akcję przeprowadził Górnik – Madej jednak nie zdążył do mocnego dośrodkowania Kosznika.
Chwila przewagi „Brunatnych” była jednak jaskółką, która – jak wiadomo – wiosny nie czyni. Choć zabrzanie nie dominowali tak w drugiej połowie jak po strzeleniu bramki, to wciąż byli zespołem lepszym. Ataki gospodarzy były budowane szybciej i bardziej konkretnie. Nadeszła w końcu 72. minuta i podwyższenie rezultatu. Dziwna z pozoru zmiana Skrzypczaka, w którego miejsce pojawił się Szeweluchin, szybko się opłaciła. Piłkę w polu karnym otrzymał Jeż, w tłoku zdołał ją nieco przypadkowo zagrać do Ukraińca, a ten trafił do siatki. Futbolówka dosłownie przecisnęła się obok Treli i w wolnym tempie wtoczyła się za linię bramkową.
Emocje po drugiej bramce opadły niemal do zera. Marek Zub wykorzystał wszystkie trzy zmiany, a później z kontuzją z boiska zszedł Arkadiusz Piech. „Brunatni” musieli więc odrobić dwa gole, grając w dziesiątkę. Nie udało im się to nie dlatego, że świetny mecz zagrali zabrzanie, ale dlatego że sami nie pokazali właściwie nic ciekawego. W defensywie pozostawiali spore luki, dużo swobody mieli też zabrzanie w środku pola. Kilka ciekawych akcji i trzy celne strzały nie powinny zamazać ogólnego obrazu – drużyna Marka Zuba jest na ten moment chyba pierwszym kandydatem do spadku.
A Górnik? W końcu przełamał niechlubną passę bez zwycięstwa przy Roosevelta i zgarnął trzy punkty u siebie po raz pierwszy od końcówki… sierpnia. Najwyższy czas, można rzec, bo jakakolwiek strata punktów w dzisiejszym spotkaniu mocno skomplikowałaby zabrzanom sytuację w tabeli. Teraz awansowali na szóste miejsce w tabeli i wciąż wszystko zależy od nich. Pierwsza ósemka jest coraz bliżej.