Górnik ciągle bez zwycięstwa. Jagiellonia wyraźnie lepsza w Zabrzu
Górnik Zabrze odniósł trzecią porażkę w czwartym meczu w sezonie i na koncie ma ciągle tylko jeden punkt. Tym razem lepsza okazała się grająca w kratkę Jagiellonia Białystok, która zwyciężając na Śląsku 3:1, zrehabilitowała się za domową porażkę z Zagłębiem Lubin przed tygodniem.
To właśnie 8 sierpnia nadszedł czas na rozegranie historycznego meczu i dokonania małego otwarcia trybuny południowej nowego stadionu w Zabrzu. Kibice, którzy na ekranie telewizora zobaczyli arenę dzisiejszych zmagań, mogli się zdziwić. Przybyło mnóstwo krzesełek, a na niektórych z nich zasiedli kibice Górnika. W porównaniu do ostatniego meczu Robert Warzycha dokonał trzech zmian w wyjściowym składzie – na prawej obronie pojawił się Sadzawicki, na lewej Kosznik, a za plecami napastnika szansę otrzymał Jeż. Z miejscem w składzie pożegnali się Szeweluchin, Magiera i Kurzawa. Michał Probierz zdecydował się na dwie zmiany. Na szpicy postawił na Grzelczaka, a w pomocy na Góralskiego kosztem odpowiednio Sekulskiego i Frankowskiego.
Początek meczu wyglądał tak, jak można się było tego spodziewać. Żadna z drużyn nie forsowała tempa w niemal czterdziestostopniowym upale, ale widać było, że to do Górnika należeć będzie inicjatywa w tym spotkaniu, a Jagiellonia liczyć będzie na kontry. Kreowanie ataków szło zabrzanom nienajlepiej w pierwszym kwadransie, dlatego to goście z Podlasia stworzyli sobie dwie pierwsze okazje do zdobycia bramki. Najpierw z woleja po rzucie rożnym uderzał Madera, ale wprost w Przyrowskiego. Był to dopiero drugi celny strzał obroniony przez golkipera Górnika w tym sezonie. Chwilę później po błędzie środkowych obrońców i wybiciu Drągowskiego przed niespodziewaną szansą stanął Grzelczak. Jego uderzenie zza pola karnego przeleciało jednak obok słupka.
Jagiellonia otworzyła drugi kwadrans mocnymi uderzeniami. Najpierw w sytuacji sam na sam znalazł się Vassiljev. Próbował pokonać bramkarza gospodarzy podcinką, lecz ten fantastycznie odczytał jego zamiary i bez większych problemów złapał piłkę. Minutę później nie miał już tyle szczęścia. Estończyk ponownie urwał się Kopaczowi i przymierzył z okolic linii pola karnego. Futbolówka wpadła w długi róg bramki Przyrowskiego, który bez wątpienia mógł zachować się lepiej i sparować piłkę na rzut rożny. Asystę przy trafieniu Vassiljeva zaliczył Grzelczak. Napastnik gości wygrał główkę z Danchem. „Jaga” nie zamierzała zwalniać tempa. Dziesięć minut później było już 0:2. Tym razem asystent i strzelec zamienili się rolami – Vassiljev zaliczył świetną asystę w postaci prostopadłego podania, a Grzelczak zabawił się z Kopaczem, położył go na murawie i płaskim strzałem trafił do siatki.
Na ten moment gra Górnika wyglądała naprawdę fatalnie. Goście, gdy tylko chcieli, potrafili uzyskać przewagę w środku pola i, cytując klasyka, wejść w obronę zabrzan jak w masło. Minutę po golu Grzelczaka w serca kibiców z Zabrza wlała się nadzieja.Oto bowiem w okolicach koła środkowego piłkę przejął Madej, przyspieszył na kilku metrach, zagrał na klepkę z Jeżem i wpadł w pole karne gości. Uderzył mocno, lecz wprost w Drągowskiego. Bramkarz gości sparował jednak ten strzał przed siebie, do futbolówki dopadł Madej, minął golkipera i lewą nogą wbił piłkę do siatki.
Gospodarze ruszyli ataków, ale nic z nich nie wynikało. Złapali kontakt z rywalami, nie potrafili jednak przeprowadzić kolejnej tak błyskotliwej akcji. Jagiellonia natomiast trzymała się swojego planu, cofając się na własną połowę i czyhając na błędy w rozegraniu zabrzan. A że pojawiały się one relatywnie często, to mieli swoje szanse. Pięć minut przed końcem pierwszej połowy z samotną kontrą urwał się Vassljev, przebiegł sprintem niemal całe boisko i na samym finiszu nieco zabrakło mu sił, bowiem uderzył zbyt lekko i wprost w Przyrowskiego. Momentalnie odpowiedział Górnik – mocne uderzenie zza pola karnego Sobolewskiego przeleciało obok słupka bramki Drągowskiego.
Jagiellonia była dzisiaj zespołem dojrzalszym i potrafiącym wykorzystać swoje sytuacje. Na depoczątku drugiej połowy szybko podwyższyła swoje prowadzenie. Po faulu Dancha sędzia podyktował rzut wolny z około 25 metrów. Do piłki podszedł Gajos i technicznym, precyzyjnym uderzeniem trafił do siatki. Przyrowski zareagował zbyt późno, ale mimo wszystko nie miał chyba większych szans na interwencję. Stracona kolejna bramka ewidentnie podcięła skrzydła gospodarzom. Słabi w tym spotkaniu środkowi obrońcy i słabi defensywni pomocnicy raz po raz tworzyli swoimi pomyłkami szanse graczom Jagiellonii. Już chwilę po bramce Gajosa Grzelczak mógł podwyższyć rezultat, bo znów łatwo uciekł stoperom zabrzan. Uderzył jednak niecelnie.
W kolejnych minutach to podopieczni Michała Probierza byli stroną dominującą i to oni byli bliżsi zdobycia czwartej bramki, niż „Trójkolorowi” drugiej. W drugiej połowie wszystko, co jeszcze jako tako funkcjonowało w ekipie z Zabrza w pierwszych 45 minutach, teraz nie działało w ogóle. Goście natomiast kreowali sobie kolejne sytuacje – najpierw z dystansu minimalnie nad poprzeczką huknął Grzelczak, później w zamieszaniu podbramkowym piłkę niemal z linii bramkowej wybijał Skrzypczak.
Pierwsza groźna sytuacja ekipy Warzychy w drugiej połowie miała miejsce w 80 (!) minucie. Na prawym skrzydle Gergel uruchomił Iwana, ten ograł swojego przeciwnika i wbiegł w pole karne. Uderzał mocno z ostrego kąta, lecz Drągowski był na posterunku. To było wszystko, co najlepsze w wykonaniu Górnika w drugiej odsłonie tego meczu. Niby gospodarze próbowali, zaliczali dużo strzałów z dystansu i sporo wrzutek, lecz kompletnie nic nie przynosiło to drużynie. W drużynie z Zabrza jest tyle braków, że aż ciężko sobie wyobrazić nagłą zmianę tego stanu rzeczy.
Jagiellonia natomiast przełamała chwilowy kryzys, który zaczęto sugerować po porażkach z Omonią i Zagłębiem. Zawodnicy Probierza pokazali, że potrafią sobie stworzyć w meczu mnóstwo sytuacji i zagrać czujnie w obronie. Inna sprawa, że rywale im w tym dzisiaj specjalnie nie przeszkadzali.