Gorgon dla Ekstraklasa.net: Jestem Austriakiem, ale zostałem wychowany po polsku
Jego rodzice są Polakami, ale sam czuje się bardziej Austriakiem. Mówiło się o nim w kontekście reprezentacji Polski, jednak dziś jest już w przedsionku kadry Marcela Kollera i w biało-czerwonych barwach najprawdopodobniej nie zagra. Alexander Gorgon, bo o nim mowa, ma za sobą bardzo dobry sezon w Austrii Wiedeń i teraz wypoczywa na zasłużonym urlopie w Chorwacji. W rozmowie z Ekstraklasa.net opowiada m.in. o walce z przewlekłą kontuzją, która wyeliminowała go z gry na 2 lata, oraz rozmowach z tatą, byłym piłkarzem Wisły, o wyborze reprezentacji.
Czekałem z telefonem do finału Pucharu Austrii, bo chciałem porozmawiać z Tobą o dublecie, ale niespodziewanie przegraliście z III-ligowym Pasching…
Na pewno nie zlekceważyliśmy przeciwnika, choć gra rzeczywiście w III lidze. Wiedzieliśmy, że w tym roku jest duża szansa, żeby wywalczyć ten dublet. Nie tak to miało wyglądać. W pierwszej połowie nie udało nam się zagrać na swoim normalnym poziomie ligowym, a oni po raz kolejny wykorzystali szczęście, które sprzyjało im w tym sezonie w pucharze. My swoich okazji nie potrafiliśmy wykorzystać i Pasching dowiózł korzystny rezultat do końca.
Nie zmienia to wszystko faktu, że masz za sobą bardzo udany sezon w Austrii i zrobiło się o Tobie głośniej również w polskich mediach. 10 goli i 7 asyst w 31. meczach to jak na skrzydłowego bardzo dobry wynik.
Jest to jeden z moich pierwszych poważnych sezonów, w którym zagrałem ponad 30 spotkań. Myślę, że ten bilans jest naprawdę OK. Ostatni tytuł zdobyliśmy w 2006 roku, więc cieszę się, że w końcu udało nam się coś osiągnąć. Mimo tego, że zawaliliśmy ten finałowy mecz w pucharze to jednak uważam, że był to bardzo udany sezon i nie chcemy dać sobie tego zepsuć przez media tą jedną porażką.
Już w poprzednich rozgrywkach trener Ivica Vastić regularnie na Ciebie stawiał, ale wystrzeliłeś dopiero w tym sezonie.
Poprzedni sezon był naturalnie trochę innym. Nie szło nam drużyną, więc indywidualnie nie było łatwo się pokazać. Mieliśmy słabą serię wtedy. Teraz wszystko się zmieniło. Przyszedł nowy szkoleniowiec i bardzo udany był również zakup Hosinera, który strzelił ponad 30 goli. Bardzo pozytywnie wpłynęło to wszystko na zespół i ja zareagowałem tak samo.
Można chyba spokojnie powiedzieć, że jesteś dziś pierwszoplanową postacią klubu, bo wraz z Thomasem Junem jesteś drugim strzelcem zespołu po wspomnianym przez Ciebie Philippie Hosinerze.
Jeśli spojrzymy na statystyki to bilans nie kłamie. W pierwszej połowie sezonu udało mi się strzelić 7 goli, ale po zimie wyglądało to troszkę gorzej i już tak często do siatki nie trafiałem. Oczekiwałem po sobie więcej, ale zakładałem przed sezonem zdobycie 10. bramek i to mi się udało. Cieszę się, że udało mi się to w jednym z moich pierwszych poważnych sezonów.
Przeszedłeś w Austrii wszystkie szczeble juniorskie, ale na debiut w pierwszym zespole musiałeś czekać aż do października 2010 roku.
Nie miałem łatwej sytuacji jeśli chodzi o mój rozwój. Jak dostałem szansę w amatorach i zacząłem więcej grać, powąchałem trochę klimatu pierwszej drużyny, pojechałem nawet na jakiś mecz wyjazdowy, to przyplątała mi się kontuzja. 2 lata przerwy to jednak bardzo dużo czasu dla sportowca. Próbowałem jednak zrobić wszystko, żeby wrócić do piłki i jestem dumny z tego, że mi się to udało. Nie był to ciekawy okres w moim życiu. Odżyłem właśnie u Vasticia, który doskonale znał mnie z drużyny amatorów (zespół rezerw – dop. red.) i od razu na mnie postawił. Dobrze się to ułożyło, bo już w pierwszym meczu strzeliłem dwie bramki, więc trochę za to jego zaufanie mogłem się odpłacić. Wydaje mi się, że od początku dobrze u niego grałem i szczerze mówiąc nigdy nie było dyskusji czy gram czy nie, bo jak jestem zdrowy to miejsce w składzie dla mnie jest. To też jest bardzo ważne dla zawodnika, żeby mieć taką pewność siebie i to zaufanie trenera czuć.
Ta kontuzja wyeliminowała Cię w najgorszym możliwym momencie, bo mając 20 lat szykowałeś się na wejście do pierwszego zespołu, ale podczas jednego z treningów zerwałeś więzadła w kolanie. Zastanawiam się co się tam dokładnie z Tobą stało, bo średnio po tego typu kontuzji wraca się po 9. miesiącach, a Ty zniknąłeś na 2 lata.
Ha, właśnie. To jest taka dziwna sprawa, bo nie ma za bardzo nawet nazwy na tą kontuzję. To była taka mieszanka zapalenia kości łonowej, uszkodzonych przyczepów, z przywodzicielami było coś nie tak, mięśnie brzucha często mnie bolały… Dużo rzeczy na raz. Nie byłem w stanie z tego wyjść. Robiłem różne terapie, jeździłem do Niemiec, odwiedziłem wielu lekarzy w Austrii i niby wszyscy mieli te same teorie, niby każdy nakreślał jakiś plan rehabilitacji, ale nic nie pomagało.
Mówiłeś, że to nie był dla Ciebie łatwy czas, ale to chyba zbyt delikatne określenie.
Wiesz, nie chodzi nawet o samą kontuzję, tylko o to, że robili mi badania i nic nie było wiadome. Nic. Nie można było stwierdzić co to jest. Żadna operacja nie wchodziła w grę, bo przecież nie mogli mnie rozciąć i wtedy dopiero zastanawiać się, co by tutaj gdzieś poprawić. Przyszedł w końcu taki moment, że powiedziałem sobie: próbuję jeszcze raz, albo się uda i będę najszczęśliwszym człowiekiem na Świecie, albo zacznę szukać sobie innego zajęcia. Wchodziłem w treningi bardzo spokojnie, bo początkowo odczuwałem jeszcze ból, ale z czasem wszystko minęło i dziś jestem już od tych problemów uwolniony.
Niektórzy zawodnicy mocno zaciskają zęby i mimo wszystko nie załamują się kontuzją. Jak było z Tobą? Często zdarzały się takie chwile, że chciałeś to wszystko rzucić w cholerę?
Pewnie, że były takie momenty. Jak mi na początku lekarze powiedzieli, że muszę się liczyć z przerwą rzędu 4-5 miesięcy, to już wtedy byłem załamany i nie chciałem w to uwierzyć. Za każdym razem, jak próbowałem coś porobić z piłką, to miałem takie bóle, że nie było nawet najmniejszych szans na powrót. I tak to się ciągnęło. Pięć, sześć, siedem, osiem miesięcy… Po roku pojawiły się takie pierwsze myśli, że skoro to tak długo trwa, to jakaś poprawa powinna przecież być. Zaciskałem zęby i robiłem kolejne terapie. Walczyłem o siebie, ale po 18. miesiącach naprawdę zacząłem już układać sobie jakiś plan B. Powiedziałem sobie, że poczekam maksymalnie dwa lata i pod koniec tego okresu wreszcie stanąłem na nogi.
Jak klub reagował na tą przeciągającą się kontuzję? Pomagał Ci czy leczyłeś się na własną rękę?
Muszę powiedzieć, że jestem Austrii Wiedeń bardzo, bardzo wdzięczny, bo to oni organizowali większość terapii i za wszystko zapłacili. Po roku mojej kontuzji kończył mi się kontrakt, a oni mnie nie zostawili i przedłużyli go o 12 miesięcy. Wiadomo, na innych warunkach, ale byłem im strasznie wdzięczny, że we mnie wierzą. Bardzo pomagała mi też rodzina. Oni z bliska widzieli moje cierpienie i bardzo dużo dla mnie zrobili. Też dzięki nim wróciłem do piłki.
Po dobrym sezonie ofert za Ciebie pewnie nie zabraknie. Twój aktualny kontrakt wygasa w 2015 roku. Chciałbyś go wypełnić?
(dłuższa cisza) Nie wiem. Naturalnie z Austrii jestem bardzo zadowolony. Urodziłem się w Wiedniu. Austria to mój klub. Gram tu od 6. roku życia, ale chyba normalne, że jak każdy piłkarz mam ambicję, żeby się rozwijać i zagrać w lepszym klubie. Chciałbym wyjechać za granicę, żeby osiągnąć coś więcej.
Musimy poruszyć wątek kadry, bo on się w polskich mediach jednak pojawił. Kiedy pierwszy raz pomyślałeś o reprezentacji, to była to myśl o Polsce czy Austrii?
Ha, to jest dobre pytanie. Zawsze były w domu rozmowy o reprezentacji, zwłaszcza z tatą. Jeszcze jak młodszy byłem to pytał czy wolę zagrać dla Polski czy dla Austrii. Powiedziałem mu wtedy: „Tato, nie wiem”. Czuję się w Austriakiem, ale płynie we mnie polska krew. Cała moja rodzina jest w Krakowie i odwiedzam ich dwa razy w roku. Teraz jestem na liście rezerwowej reprezentacji Austrii na mecz ze Szwecją, więc gdyby coś się komuś stało, czego oczywiście nikomu nie życzę, to być może dostałbym szansę. Z polską kadrą jest tak, że to jest trudna sprawa do zrealizowania. Nie mam polskich papierów, a zdobycie ich nie jest takie łatwe. Poza tym, Polska ma bardzo dobrych zawodników, szczególnie skrzydłowych. Na prawym gra Błaszczykowski, a za nim Piszczek. To jest jednak taki kaliber, że w życiu bym nie powiedział, że powinienem z miejsca grać w polskiej kadrze.
Zmierzasz do tego, że łatwiej byłoby o grę w kadrze austriackiej?
Też nie byłoby łatwo. Widać, że w ostatnich latach wielu zawodników wyjechało za granicę i teraz w podstawowym składzie reprezentacji nie praktycznie zawodnika, który gra w Austrii. Trzeba byłoby chyba być w życiowej formie, żeby z austriackiej Bundesligi trafić do kadry. No, albo trafić za granicę i tam pokazać swoje umiejętności.
Wspomniałeś, że jesteś na liście rezerwowej reprezentacji Austrii na mecz ze Szwecją. To jest spotkanie eliminacyjne, więc jeśli pojawiłbyś się na boisku to zamkniesz sobie definitywnie drogę do polskiej kadry.
Jeśli dostałbym powołanie i zagrałbym to rzeczywiście temat byłby załatwiony.
Mówisz bardzo dobrze po polsku, więc z wejściem do drużyny nie miałbyś pewnie większych problemów. Wyobcowanym Obraniakiem byś nie został.
Sytuacji z Obraniakiem nie chcę komentować, bo mnie to nie dotyczy i nie wiem nawet, co dokładnie się stało. Słyszałem tylko, że ludzie w Polsce wymagali od niego, że po tylu latach mógłby już po polsku mówić. Obraniak jest świetnym zawodnikiem i oczekiwał pewnie trochę więcej respektu. Ja bym z językiem problemów nie miał, bo w domu mówimy po polsku, wszystko rozumiem, ale czasami jakiegoś słowa brakuje i nie mogę wysłowić się tak, jakbym chciał. Jest to jednak rzeczywiście taki aspekt, z którym problemów żadnych bym nie miał.
Masz rodzinę w Krakowie, przyjeżdżasz do Polski dwa razy w roku, ale zastanawiam się czy łączą Cię w ogóle z Polską, poza rodzicami oczywiście, jakieś emocjonalne więzi. Prędzej powiesz, że jesteś Austriakiem?
Minimalnie może rzeczywiście bardziej czuję się Austriakiem. Tam się urodziłem, tam chodziłem do szkoły i miałem tam przyjaciół. Zostałem jednak wychowany przez rodziców po polsku i na wiele rzeczy patrzę, że tak powiem, polskimi oczami. Wbrew pozorom w wielu sprawach różnię się od ludzi, którzy urodzili się i dorastali w Austrii. Jestem z Polską związany i nie mogę powiedzieć inaczej.
Twój tata, Wojciech Gorgoń, wywalczył brązowy medal młodzieżowych Mistrzostw Świata z reprezentacją Polski do lat 20 w 1983 roku. Nie wolałby, żebyś grał dla Polski?
Tata w ogóle nie naciska w tym temacie. Zobaczymy co będzie w przyszłości. Myślę, że nie każdy zawodnik ma możliwość zagrać dla dwóch reprezentacji. Żeby było jasne: to nie jest tak, że jestem taki dobry i czekam tylko, aż obie kadry zaczną się o mnie bić. Jestem realistą i wiem na co mnie stać. Teraz zagrałem dobry sezon w Austrii i trener Koller chyba to zauważył, skoro wpisał mnie na listę rezerwowych. Jeśli dostanę szansę to po prostu spróbuję ją wykorzystać i temat polski zostanie zamknięty.
Zastanawiam się czy w ogóle można brać Cię pod uwagę jako potencjalnego polskiego kadrowicza. Jesteś dziś w przedsionku reprezentacji Austrii i może czas zamknąć polski temat. Problem pojawia się przecież już przy sprawach formalnych, bo wedle prawa w Austrii najprawdopodobniej musiałbyś zrzec się austriackiego obywatelstwa, jeśli chciałbyś przyjąć polskie. Bierzesz coś takiego pod uwagę?
Mogę powiedzieć tylko tyle, że rozmowy na temat polskiej kadry nie były na tyle intensywne, żeby w ogóle zastanawiać się na ten temat.
Z amatorskich rozgrywek do Europy - historia FC Pasching
Rozmawiał: Sebastian Kuśpik / Ekstraklasa.net