menu

Gol w ostatniej akcji dał zwycięstwo Arce w meczu z GieKSą!

15 sierpnia 2015, 19:53 | Adam Kamiński

W meczu 3. kolejki 1. ligi Arka Gdynia mierzyła się na własnym boisku z GKS Katowice. Kiedy wydawało się, że spotkanie zakończy się bezbramkowym remisem gospodarze zdołali zdobyć bramkę za sprawą Tadeusza Sochy.

Arka pokonała GKS Katowice
Arka pokonała GKS Katowice
fot. Arkadiusz Ławrywianiec / Polska Press

Po różnych problemach kadrowych Arka w meczu z GKS-em wróciła do swojego najsilniejszego zestawienia. W meczu z Wisłą Płock musiał pauzować z powodu kontuzji Marcus da Silva, a w meczu pucharowym trener Niciński dał odpocząć kilku zawodnikom pierwszego zespołu i sprawdził rezerwowych. W wyjściowej jedenastce w lidze po raz pierwszy po powrocie z Brazylii zameldował się Alan Fialho.

Marcus zaznaczył swoją obecność już w pierwszej minucie spotkania. Po fatalnym błędzie Jurkowskiego, który poślizgnął się przed polem karnym, Brazylijczyk oddał groźny strzał z około 17 metrów, ale Kuchta pewnie interweniował. Szybko jednak odpowiedziała GieKSa. Goncerz znakomicie wypatrzył Frańczaka na prawym skrzydle i zagrał do niego wzdłuż pola karnego. Zawodnik gości uderzył niecelnie i bardzo lekko w sytuacji sam na sam.

Do 30. minuty to GieKSa była zespołem, który mógł się podobać. Po pierwsze drużyna z Katowice była bardziej "konkretna" oddając cztery celne strzały, dobrze grała pressingiem i pokazała „świeżość”, której Arce dzisiaj mogło brakować po batalii w Pucharze Polski. Do około 30. minuty najczęściej padającym pytaniem odnośnie gry Arki było „co oni robią?!”. Potem jednak żółto-niebiescy uspokoili grę i nawet mogli objąć prowadzenie, jednak niewykorzystane dwie sytuacje sam na sam przez Nalepę i Marcusa stanęły temu na przeszkodzie. Szczególnie słabo wyglądał środek pola Arki. Zarówno Nalepa, jak i Łukasiewicz popełniali masę błędów. Tego drugiego usprawiedliwia jednak 120 minut w środowym meczu z Chojniczanką.

Druga połowa była przedłużeniem niezłej dyspozycji Arki. Już minutę po przerwie gola mógł zdobyć Siemaszko, ale był chyba tak oszołomiony tym, że piłka znalazła się pod jego nogami na 7. metrze, że uderzył wprost w bramkarza. Nalepa z kolei mógł odpokutować swoją nie najlepszą grę zdobywając gola, ale zamiast strzelać postanowił... "podać" do bramkarza gości. GKS nie potrafił na poważnie zagrozić bramce gospodarzy.

W 66. minucie odegrał się chyba największy "kabaret" tego meczu. Siemaszko wykorzystał minięcie się dwóch obrońców GieKSy z piłką i wybiegł sam na sam. Zamiast uderzać postanowił minąć bramkarza gości bezsensownym dryblingiem. Piłka ostateczna trafiła pod nogi Abbotta, który… postanowił pokazać koledze z drużyny swój drybling przeciwko bramkarzowi, a potem z kilku metrów odpalił wprost w poprzeczkę. Co sobie myśleli zawodnicy Arki w tej sytuacji ciężko powiedzieć.


Gdy część kibiców myślała już o autobusie powrotnym do domu w ostatniej akcji meczu bramkę zdobył Tadeusz Socha. Po podaniu Warcholaka wpadł w pole karne i uderzył prawą nogą. Miał dużo szczęścia, bo piłka po drodze odbiła się od obrońcy, ale zatrzepotała w siatce. Największe podziękowania dla Sochy powinny popłynąć od Abbotta i Siemaszki, bo gdyby nie on, to pewnie tych dwóch byłoby obarczonych największą winą za remis. Po trzech kolejkach Arka ma już 7 punktów i kto wie czy nie namiesza wśród kandydatów do awansu.

Więcej o 1. LIDZE