Gol Paixao nie wystarczył. Bartosz Iwan uratował Górnikowi remis
W najciekawiej zapowiadającym się niedzielnym meczu 27. kolejki T-Mobile Ekstraklasy Śląsk Wrocław zremisował z Górnikiem Zabrze 1:1. Wrocławscy piłkarze do przerwy prowadzili po trafieniu niezawodnego Marco Paixao. Goście wyrównali dzięki bramce rezerwowego Bartosza Iwana.
Zgodnie z przewidywaniami trener wrocławian postawił na skład bardzo podobny do tego, który oglądaliśmy tydzień wcześniej w Lubinie. Zawieszonego za kartki Dudu zastąpił Paweł Zieliński, a wracający po lekkiej kontuzji Tom Hateley w środku pomocy wystąpił za Calahorro. Na ławce po raz pierwszy za kadencji Tadeusza Pawłowskiego zasiadł Sebastian Mila. Mimo kilku ubytków (Hołota, Pawelec, Kaźmierczak) pierwsza jedenastka wrocławian prezentowała się zatem imponująco. Tego samego nie można powiedzieć o zabrzanach, w których składzie w porównaniu do jesiennego meczu ciężko było kogoś się obawiać. Nakoulma jest bez formy, podobnie jak Kosznik czy Madej.
Zatrzymując się przy tym ostatnim nazwisku warto wspomniać, że Madej i Łukasiewicz przed meczem otrzymali z rąk prezesa Śląska, Pawła Żelema, koszulki wrocławskiego klubu. Obaj zawodnicy grali przecież w Śląsku i odnosili z nim sukcesy. Gospodarze zaczęli mecz od spokojnego budowania ataków pozycyjnych, które jednak kończyły się przeważnie stratami. Pierwszą groźną sytuację stworzyli jednak goście. Kiedy za linią boczną opatrywany był Zieliński, Kosznik wrzucił dobrą piłkę na piąty metr, ale Oziębała jej nie sięgnął. W 7. minucie Pich ładnie zagrał do Marco Paixao, który świetnie zwiódł obrońców i oddał celny strzał. Kasprzik obronił, a Łukaszewicz wybił piłkę za linię końcową. W 10. minucie Marco Paixao po zagraniu Stevanovicia uderzył przewrotką, ale w środek bramki i Kasprzik ponownie nie miał żadnych problemów.
Kolejne minuty to cierpliwe budowanie ataku pozycyjnego przez wrocławian i do groźnej sytuacji doszło dopiero w 18. minucie. Po źle bitym przez Machaja rzucie rożnym, piłka trafiła przed polem karnym do Picha, który minął dwóch obrońców i uderzył po ziemi w róg bramki. Górą ponownie był Kasprzik, który na raty obronił uderzenie. W 23. minucie strzału z dystansu próbował Łuczak, ale zawodnik zabrzan nie trafił w piłkę, co oczywiście spowodowało wybuch śmiechu na trybunach. Wreszcie ataki Śląska przyniosły rezultat. Paweł Zieliński miękko wrzucił piłkę w pole karne, a tam najwyżej wyskoczył Marco Paixao i bardzo ładnym strzałem głową wyprowadził wrocławian na prowadzenie.
Po zdobyciu bramki przez gospodarzy, gra nie uległa zmianie. Zabrzanie dalej się bronili, a Śląsk stosował atak pozycyjny. Na grę wrocławian miło było popatrzeć, ale sytuacji bramkowych zbyt wiele nie stworzyli. Wszystko przez... pewną nonszalancję. Głównym winowajcą był Marco Paixao, który potrafił zatrzymać naprawdę groźną akcję gospodarzy podaniem piętą do obrońcy gości. Z dystansu próbował dwukrotnie Machaj i raz Stevanović, ale strzały te były bardzo niecelne. W 42. minucie bramkę powinien zdobyć Flavio Paixao. Po wrzutce z rzutu wolnego Machaja, Portugalczyk znalazł się tuż przed bramkarzem gości, ale zamiast skierować piłkę do siatki, to... zagrał ją wzdłuż bramki. Można zakładać, że po prostu skiksował i nie miał takich intencji.
Do przerwy Śląsk prowadził z Górnikiem 1:0, ale gdyby przyznawać noty za styl, to gospodarze powinni gości zdeklasować. W padającym deszczu Górnicy nie byli w stanie stworzyć żadnej sytuacji. Nie można im było odmówić ambicji w grze defensywnej, ale jednak głównie goście przyglądali się jak grają podopieczni Tadeusza Pawłowskiego. Mimo kiepskiej gry, trener Robert Warzycha nie zdecydował się na żądne zmiany w przerwie.
Pierwsze minuty drugiej połowy przypominały pierwsze 45 minut. Śląsk atakował, ale bez pośpiechu i dokładności. Dopiero w 54. minucie Marco Paixao dokładnie zagrał w polu karnym do Stevanovicia, ale Słoweniec płaskim strzałem trafił w boczną siatkę. W 59. minucie bardzo ładną akcję rozegrali Machaj, Marco Paixao i Stevanović, ale ten ostatni znalazł się na spalonym. Minutę później swoją okazję miał także Górnik, ale po podaniu Madeja strzał w Kelemena oddał Oziębła. Odpowiedź Śląska była natychmiastowa. Ostrowski zagrał idealną piłkę do Marco Paixao, ale tylko Portugalczyk wie, po co próbował ją przyjąć, zamiast strzelać.
Od tego momentu nastąpiła wymiana ciosów. Akcje co chwila przenosiły się pod jedno lub pod drugie pole karne. Okazję miał Nakoulma, kilkadziesiąt sekund później Pich, ale bramki nie padły. W 69. minucie doskonałą okazję miał wprowadzony do gry Majtan, ale Grodzicki w ostatniej chwili go powtrzymał w polu karnym. Chwilę później Hateley świetnie przechwycił piłkę i ruszył do przodu. Jego podanie trafiło do Marco Paixao, który jednak był na minimalnym spalonym. Minęło kilkadziesiąt sekund i po drugiej stronie boiska strzelał z dystansu obok bramki Nakoulma.
W 74. minucie ładną kontrę Śląska zakończył niezłym strzałem Marco Paixao, ale Kasprzik po raz kolejny był lepszy. Cztery minuty później po podaniu Picha dobrą okazję miał wprowadzony chwilę wcześniej Sebastian Mila, ale podał piłkę wprost w ręce bramkarza Górnika. W 80. minucie zabrzanie wyrównali. Piłkę w polu karny przyjął rezerwowy Bartosz Iwan i spokojnie wpakował ją do bramki. Ciężko powiedzieć co w tym momencie robili Kokoszka z Grodzickim. W 83. minucie Śląsk mógł ponownie wyjść na prowadzenie. Najpierw z dystansu uderzał Patejuk i Kasprzik z najwyższym trudem wybił piłkę na rzut rożny, a po chwili Stevanović strzelając na pustą bramkę trafił w słupek! Później gospodarze nie mieli już takich sytuacji i mecz zakończył się podziałem punktów.