menu

Głowacki: Zrobiliśmy za mało, żeby wygrać

28 września 2014, 22:41 | Jakub Podsiadło, T-Mobile Ekstraklasa/x-news

– Mecze przy Kałuży zawsze są dla nas trudne. Cracovia była drużyną, która nastawiła się na walkę i była zdeterminowana – mówił po porażce w niedzielnych derbach Krakowa kapitan Wisły, Arkadiusz Głowacki. W spotkaniu z "Pasami" podopieczni Franciszka Smudy odnieśli już drugą ligową porażkę z rzędu.

Arkadiusz Głowacki
Arkadiusz Głowacki
fot. Ryszard Kotowski

– Fakty są takie, że ciężko powiedzieć cokolwiek pozytywnego o tym meczu – zaczął Głowacki zaraz po końcowym gwizdku. – Wydaje mi się, że po takich spotkaniach mówi się, że jeżeli "dowieźlibyśmy" bezbramkowy remis i zdobyli cenny punkt - okej, gramy dalej. Tak się nie stało - zrobiliśmy za mało, żeby wygrać ten mecz – podsumował.

Kapitan "Białej Gwiazdy" przyznał, że w porównaniu do rywali wiślakom zabrakło chęci walki na boisku. – To Cracovia była drużyną, która bardziej nastawiła się na walkę i była zdeterminowana. My chcieliśmy rozgrywać piłkarski mecz - nie udało się, było bardzo ciężko – zauważył. – Rywal był agresywny, próbowaliśmy się przeciwstawić, ale to było spotkanie na 0:0. Jedna sytuacja i niestety się nie udało – narzekał, po czym dodał: – Dzisiejsza porażka jest wynikiem dobrej gry Cracovii, nastawionej na to, żeby jak najbardziej wybijać z uderzenia naszych ofensywnych zawodników. Sędzia również pozwolił na twardą grę i ten mecz piłkarsko nam się nie układał.

Wskutek porażki z odwiecznym rywalem wiślacy będą musieli poczekać przynajmniej rok, żeby przerwać blisko czteroletnią serię bez derbowego zwycięstwa na boisku "Pasów". – Mecze przy Kałuży zawsze są dla nas trudne. Nie potrafimy odmienić tego obrazu, choć wiemy o tym i wiemy, czego się spodziewać. Nie chodzi o to, że nie chcemy - po prostu nie jesteśmy w stanie tego zrobić. Dwa mecze, które miały być tymi najbardziej prestiżowymi wypadły na naszą niekorzyść. Teraz trzeba się szybko pozbierać, choć zajmie to sporo czasu – obiecał.

"Głowa" sugerował, że ostatnie wyniki Wisły nie oznaczają końca optymizmu, jeśli chodzi o ekipę Franciszka Smudy. – Zależy, kto mówi o mistrzostwie. Twardo stąpaliśmy po ziemi, wiedzieliśmy, że czekają nas trudne momenty, ale nie spodziewaliśmy się, że nadejdą tak szybko. – stwierdził. Stoper "Białej Gwiazdy" wystąpił dziś w jednej linii z ligowym debiutantem, Richardem Guzmicsem. Węgier prezentował się solidnie aż do feralnego rzutu rożnego z samej końcówki spotkania, gdy najpierw sprokurował dośrodkowanie Mateusza Cetnarskiego, a potem nie był w stanie przypilnować strzelca gola - Miroslava Covilo. – Trzeba podkreślić, że Richard był najlepszym zawodnikiem na boisku i tego się będę trzymał. Błędy zdarzają się wszystkim. Lepiej na razie przemilczeć sytuację z 92. minuty i potem przeanalizować ją we własnym gronie – oceniał wiślak.

– Mamy trenera, który postawi nas mentalnie na nogi i nie pozwoli się dołować – kończył. – Pierwsze dni będą po to, żeby zastanowić się nad sobą, ale potem zaczniemy przygotowywać się do meczu z Jagiellonią i zdobycia trzech punktów.


Polecamy