menu

Wybory prezesa PZPN: Kosecki jest faworytem, Potok czarnym koniem

26 października 2012, 10:06 | Cezary Kowalski / Polska The Times

Sportowe wydarzenie jesieni w polskiej piłce, czyli mecz z Anglią, skończyło się awanturą. O otwarty dach i zalaną deszczem murawę. Najważniejsze wydarzenie pozaboiskowe, czyli wybory prezesa PZPN, rozpocznie się od awantury, i to najprawdopodobniej niejednej.

Działacze, którzy spotkają się dzisiaj w warszawskim hotelu Sheraton, będą się spierać o sposób wyboru następcy Grzegorza Laty. Zgodnie z nową ordynacją pięciu kandydatów będzie walczyło o awans do drugiej tury. Jeśli żaden nie uzyska ponad pięćdziesięciu procent głosów, dojdzie do dogrywki wśród czterech kandydatów (ten, który otrzyma najmniej głosów, odpadnie). I teraz pytanie, czy po głosowaniu w drugiej turze wygra ten, który uzyska najwięcej głosów? Czy w przypadku nieuzyskania przez jednego z nich ponad połowy głosów dojdzie do kolejnych rund, czyli tzw. wyścigu australijskiego?
Do wczoraj nie było to jasne. Można przypuszczać, że związkowy prawnik Andrzej Wach od samego rana będzie w centrum uwagi. Każda ze stron dostrzega niebezpieczeństwa w obu systemach.

- Załóżmy, że zwycięży opcja australijska - dzieli się z nami swoimi wątpliwościami jeden z tzw. reformatorów. - W pierwszej turze odpadnie Zdzisław Kręcina. W drugiej Stefan Antkowiak. Dojdzie do trzeciej, w której Zbigniew Boniek zmierzy się z Romanem Koseckim i Edwardem Potokiem. Na zdrowy rozum dwaj pierwsi uważani za reformatorów powinni się dogadać, zjednoczyć siły i ograć "betonowego" Potoka. Ale to tylko teoria, w praktyce Boniek i Kosecki są od siebie tak odlegli, że nie przekażą sobie swoich głosów i w cuglach zwycięży Potok - dodaje nasz rozmówca.

Do ostatniej próby połączenia sił Koseckiego i Bońka doszło w środę wieczorem, ale szanse na taki alians zostały ostatecznie pogrzebane.

Najprawdopodobniej powróci zatem temat wywołany już kilka tygodni temu przez Stowarzyszenie Trenerów Piłki Nożnej, które - powołując się na interpretację prawną kierownika Katedry Prawa Cywilnego UW profesora Macieja Kalińskiego - twierdzi, że prezesem PZPN nie może być ktoś zamieszkały poza terytorium Polski. Według Kodeksu cywilnego samo zameldowanie nie jest równoznaczne ze stałym zamieszkaniem. Jest to tylko kwestia ewidencyjna. Ta osoba powinna stale przebywać w Polsce, prowadzić jakąś działalność, życie rodzinne, pracować itd.

Sprawa dotyczy Zbigniewa Bońka, który od lat mieszka w Rzymie. Mimo zamieszania, które najprawdopodobniej dziś zostanie wywołane, i tak sprawa nie zostanie rozstrzygnięta, bo o tym mógłby zdecydować tylko sąd. Sam Boniek twierdzi, że sprawa jest dęta i nie podejrzewa, aby była to jakakolwiek przeszkoda w wyborze na prezesa PZPN. Aby stało się to realne, wszedł w nieformalną koalicję ze Stefanem Antkowiakiem, czyli tzw. baronem wielkopolskim. Cenne mogłoby być także wsparcie ze strony Zdzisława Kręciny, ale ten, który stał się niespodziewanie języczkiem u wagi, jeszcze nie zdecydował, kogo poprze.

Kręcina, który do niedawna wydawał się skompromitowany (odejście z PZPN w niesławie po aferze nagraniowej), złapał drugi oddech. Zebrał całkiem spore poparcie, przedstawia dokumenty na swoją niewinność (rzeczywiście żadne postępowanie w jego sprawie się nie toczy) i jako jedyny z pięciu kandydatów wcale nie chce za wszelką cenę wygrać.

Byłemu sekretarzowi związ-ku, który w poprzednich wyborach przegrał tylko z Grzegorzem Latą, zależy po prostu na powrocie do "wielkiej piłki" w jakiejkolwiek roli i w jakiejkolwiek konfiguracji. Dlatego waha się. Pójść z Bońkiem czy z Koseckim i Potokiem. Koalicja Koseckiego i Potoka jest już praktycznie przesądzona, tyle że jej zasady nie są znane. I zachodzi pewne prawdopodobieństwo, że ktoś kogoś będzie chciał "wyrolować". Potok chętnie zgodzi się na funkcję wiceprezesa, gdy okaże się, że większe poparcie ma Kosecki. Gdyby jednak w pierwszej turze więcej głosów zdobył Potok? Wtedy zaczną się schody.

Kosecki nie zamierza być wiceprezesem ani wchodzić do zarządu. Interesowałaby go w dalszym ciągu funkcja prezesa lub obsadzenie zarządu swoimi ludźmi. Kosecki liczy, że Potok, który nawet w środowisku piłkarskim nie jest przesadnie rozpoznawalny, nie ma żadnych międzynarodowych kontaktów, nie będzie chciał wychodzić z cienia. Może się jednak mylić, bo ego byłego pułkownika Wojska Polskiego pęcznieje w tempie ekspresowym.

Skoro w tej kwestii w koalicji zgrzyta już teraz, to co będzie, jak karty zostaną już rozdane. Jakie są gwarancje, że betonowi działacze, którzy w swój kod DNA mają wpisane kłamstwo i lawirowanie, dotrzymają przedwyborczych obietnic? Boniek, który twierdzi, że są pewne granice i z pewnymi ludźmi nigdy nie będzie mu po drodze, nawet jeśli to ma być tylko cel, który uświęca środki, sam nie może być pewny swojego koalicjanta i przyznaje, że nie dostał jeszcze klarownej odpowiedzi na pytanie, co się stanie, jeśli Antkowiak będzie miał więcej głosów.

Przeciwnicy Koseckiego z obozu Bońka uważają, że skręt posła PO ku nawet nie betonowym, ale żelbetowym ludziom polskiej piłki jest paskudny moralnie i przewidują, że Kosecki może się stać ich zakładnikiem, Latą bis - jak twierdzi baron podkarpacki Kazimierz Greń.

Otoczenie Koseckiego odpiera zarzut. - Tzw. opozycjoniści poprzez brak zdecydowanego wsparcia naszego kandydata sami nas w ramiona Potoka wpychają - tłumaczą.

Jednym zdaniem, Kosecki woli wygrać, wykorzystując "brzydkie" wojsko, niż narazić się na przykrą porażkę.

Wracając do Kręciny, według informacji z czwartku, bardziej skłaniał się ku Koseckiemu i Potokowi. Wtajemniczeni widzieli ich nawet, jak "knuli" w czwartek wieczorem w jednej ze znanych warszawskich restauracji.

Jednak nie można wykluczyć, że ostatecznie do żadnej koalicji nie dojdzie i wszyscy wystartują samodzielnie. Zdaniem Grenia w takim układzie największe szanse miałby Potok.

Na rozwój wypadków czeka spokojnie dawny prezes PZPN Michał Listkiewicz. Działacz, który został "zwekslowany" przez swojego następcę Grzegorza Latę, nie zamierza przechodzić na emeryturę. Podobnie jak Kręcina marzy o zrobieniu wielkiego come backu, ale nie rości sobie pretensji do jakiejś wyjątkowo eksponowanej pozycji. W wywiadzie dla "Polski" Listkiewicz powiedział, że ma ogromną zdolność koalicyjną i tak naprawdę jest mu obojętne, kto zostanie prezesem. W każdej konfiguracji chciałby zajmować się sprawami zagranicznymi. Listkiewiczowi zależy na poważnym osadzeniu w PZPN, aby mieć mandat do swojej działalności w UEFA, który z powodu działań Laty nieco przyblakł. W drużynie Koseckiego Listkiewicza przyjęto by z otwartymi ramionami. Kto zatem wygra?


- Jak tak od miesięcy rozmawiamy z delegatami, którzy będą głosować, to na koniec i tak zawsze padało sakramentalne: panowie, i tak wszystko zdecyduje się w sali w dniu wyborów. Po pierwszej turze, jak nikt nie zdobędzie ponad pięćdziesięciu procent, policzymy szable i zacznie się jazda - usłyszeliśmy w sztabie Koseckiego.

Biorąc pod uwagę, że Edward Potok uchodzi za cichego faworyta, i to już od kilku tygodni, dziwić mogą notowania bukmacherów. Jedne z nich wczoraj płacił aż osiem złotych za złotówkę postawioną na pułkownika.

Najmniej można zarobić, obstawiając zwycięstwo Romana Koseckiego - tylko 1,75 zł za każdą postawioną złotówkę.
Transmisję z wyborów przeprowadzi strona internetowa PZPN. Emocje, nie mniejsze niż w meczu z Anglią, gwarantowane.

Polska The Times


Polecamy