Mniej niż zero...
Po dzisiejszym meczu już nikt nie płakał. Wszyscy się śmiali z " piłkarzyków " , którzy kopali piłkę. Nawet jej nie kopali, bo jej nie posiadali. GKS przegrał po raz kolejny, tym razem "jedynie" 0:3. Powtórka z rozrywki, bowiem wiosną zeszłego sezonu również padł taki sam rezultat.
fot. Damian Jędrusiński (Ekstraklasa.net)
Na murawę grajki wybiegli pod wodzą nowego kapitana. Został nim Adrian Napierała. Mecz nie był porywający, mimo, że wpadły trzy bramki. GKS kompletnie nic nie grał i nie ma za bardzo co tu opisywac.
W podstawowym składzie wybiegło trzech nowych zawodników. Byli to Tomasz Sokołowski, Janusz Dziedzic i Michał Zieliński. Od pierwszej minuty w końcu zagrał "maly Sadzik", czyli Rafał Sadowski. W miejsce Tomasza Hołoty przebywającego na zgrupowaniu młodzieżowej reprezentacji pojawił się Kami Cholerzyński, a na prawą stronę obrony powrócił Paweł Olkowski. Zapowiadana była również zmiana na pozycji bramkarz, lecz trener Stawowy postawił jednak na doświadczenie.
Już w pierwszej minucie strzelał Copik, lecz piłka o centymetry minęła bramkę Gorczycy. 180 sekund później rzut rożny wywalczył Sadowski, lecz dośrodkowanie Plewni wypiąstkował Stodoła. W kolejnych minutach z boiska wiało nudą. Jeden z dwóch strzałów w pierwszej połowie oddał Dziedzic, lecz piłka minęła słupek o jakieś trzy metry. Drugim " strzelcem " był Goncerz, który po dobrej akcji Sadowskiego spartaczył wykończenie. Wtedy jednak było już 1:0. W 29 minucie Kamil Nitkiewicz wykorzystuje błąd Gorczycy i dobija strzał z rzutu wolnego Copika. Potem znów wiało nudą, a zawodnicy GKS-u tylko faulowali. Dziedzic, Plewnia, Zieliński i Goncerz nie zbyt ładnie potraktowali swoich rywali. Do przerwy było 1:0, a kibice GKS-u, mimo iż zapełnili sektor gości nie wysilają się specjalnie podobnie jak zawodnicy.
W przerwie meczu trener zdecydował się na zmianę. W miejsce niewidocznego Zielińskiego pojawił się Krzysztof Kaliciak.
Na nic to się jednak nie zdało. Do 55 min. nic się nie działo. Wtedy to jednak wpadła druga bramka dla MKS-u. Z prawego skrzydła wpadło dośrodkowanie. Strzał Nitkiewicza fantastycznie obronił Gorczyca, lecz przy dobitce był bez szans. Kompletnie nie pilnowany zawodnik w polu karnym uderzył z ok.14 metrów. Do protokołu zapisał się Rafał Wodniok.
W 61 minucie kolejna kartka dla Katowic. Tym razem Tomasz Sokołowski. W tym samym czasie nastąpiła podwójna zmiana w zespole ze Śląska. Boisko opuścili Sadowski i Olkowski, a na nim pojawili się Piechniak oraz Sroka.
W 67 minucie sprawdza się to o czym mówiono. Sokołowskiemu uciekają rywale, a Dziedzica złapały skurcze.
Przez kolejny chwile nic się znów nie działo. Jedynie Piechniak dostaje żółtą kartkę...
13 minut później Kluczbork dobija gości. Fatalny błąd Sroki, który został ograny przez tak zwane "ole", Glanowski wrzuca w pole karne, a tam Tuszyński głową wykańcza ładną akcję. Strata bramki po błędzie Sroki?! Dziwne...
Piłkarzyki po meczu zostali wygwizdani i z przezywani, a kibice udali się do autokarów. Doping nie był prowadzony, bo też nie było dla kogo. Rozumiem przegrać mecz, nawet dwa czy trzy spotkania, lecz nie 15 i z tego nie po walce. Resztę remisów można uznać za porażkę, chociaż na dzisiaj chyba był by to szczyt marzeń. Na trybunach zamiast GKS, można było usłyszec AKS, czyli... Amatorski Klub Sportowy.
Gdzie jest błąd? Na pewno w przygotowaniu. Fornalak zrobił formę na sparingi. Mecze, które są kompletnie nieważne. Jeśli o to w tym chodzi, to oznaki dobrej dyspozycji powinniśmy dostrzec dopiero mniej więcej pod koniec października! Wtedy to już z tego dna możemy nie wypłynąc. Problem na pewno też tkwi w głowach. Na sparingu był pełen luz. Czy się wygra czy przegra, było to nieważne. A jak wychodziło, to się strzelało i dobrze grało. Nie było żadnej presji itp. Teraz to zawodnicy próbują biegać, lecz mają związane nogi, sztywne, brak im szybkości i świeżości. Kolejny przykład na to, że wyniki meczów kontrolnych nie mają znaczenia, to trener Adam Nawałka. Za niego to GKS przegrywał sparingi, a w lidze szło. Forma została zrobiona na najważniejsze spotkania, a nie na towarzyskie mecze. Albo po prostu brak umiejętności?
Nie dziwię się, że TVP Sport chce transmitowac nasze spotkania, skoro wpada tyle bramek.
Za tydzień Gorzów, który obecnie zajmuję pierwsze miejsce wspólnie z Podbeskidziem. Mecz pokazywany będzie w telewizji.