GKS Bełchatów ciągle bez straty gola. W meczu z Widzewem w rolach głównych bramkarze
W derbach województwa łódzkiego GKS Bełchatów zremisował z Widzewem 0:0. Z bardzo dobrej strony pokazali się głównie bramkarze - Emilijus Zubas i Maciej Krakowiak, którzy kilka razy uratowali swoje zespoły od straty gola.
W ekipie gospodarzy nie obejrzeliśmy wielu roszad w porównaniu z poprzednim meczem. Kamil Kiereś zdecydował się jedynie posadzić na ławce Bartłomieja Bartosiaka i wystawić od początku na szpicy Mouhamadou Traore. Z kolei trener Radosław Mroczkowski znów zaskoczył rotacjami. Na środku obrony, obok Thomasa Phibela zagrał Dino Gavrić, który zastąpił narzekającego na lekki uraz Hachema Abbesa. Udało się pogodzić i desygnować do jedenastki Marcina Kaczmarka i Bartłomieja Pawłowskiego: pierwszy zagrał na nominalnej dla siebie lewej pomocy, drugi słynący z uniwersalności powędrował na prawe skrzydło, gdzie zastąpił ostatnio bezbarwnego Alexa Bruno. Duet defensywnych pomocników stworzyli Radosław Bartoszewicz i Krystian Nowak, znów zastępujący Princewilla Okachiego.
To nie mógł być mecz defensywny. Obie drużyny potrzebowały zwycięstwa, dlatego rozpoczęły bardzo żywiołowo. Z gry lepiej prezentował się GKS. Przede wszystkim wygrywał walkę w środku pola, dzięki czemu mógł budować akcje ofensywne, z których wynikało jednak niewiele. Najgroźniej było w 28. minucie, kiedy po dośrodkowaniu z rzutu wolnego w polu karnym Widzewa potężnie zakotłowało: Thomas Phibel tak niefortunnie próbował wybijać, że piłka odbiła się od Radosława Bartoszewicza i omal nie wpadła do bramki. Cztery minut później, Mouhamadou Traore główkował tuż obok bramki po centrze z kornera.
Widzew nie wyglądał najlepiej, ustępował przeciwnikowi. Nie potrafił wyłuskać futbolówki w środkowym obszarze, gubił się i podejmował niewłaściwe decyzje w ataku i notował wiele strat. Jedynie w obronie zachowywał pewność, choć tu również nie zawsze.
Mimo to w pierwszej połowie to łodzianie byli bliżej strzelenia bramki. Ich bronią były groźne, dynamiczne kontry. W ostatnich ośmiu minutach przeszli zdecydowanie do przodu i wypracowali kilka bardzo dogodnych okazji. W 37. minucie fantastycznie ze środka zagrał Sebastian Dudek, Marcin Kaczmarek rzucił się do główki i tylko fantastyczna interwencja Emilijusa Zubasa zapobiegła bramce. W 42. minucie Łukasz Broź otrzymał podanie wzdłuż szesnastki, pobiegł na 7. metr i przymierzył tuż na spojeniem. Tuż przed przerwą kapitan Widzewa perfekcyjnie dośrodkował na głowę Mariusza Stępińskiego, ale znów znakomitą paradą popisał się Zubas.
Wydawało się, że po zmianie stron widzewiacy pójdą za ciosem i pokuszą się o znalezienie upragnionej bramki. Owszem atakowali często, lecz nie przełożyło się to na żadne klarowne okazje. Brakowało dokładności, ostatniego podania i w wielu przypadkach odpowiedniej decyzji.
Mimo minimalnej przewagi Widzewa to GKS bardziej zagrażał rywalom, starając się wykorzystać niepewność rywali w defensywie W 48. minucie strzał Łukasz Madeja powędrował minimalnie obok słupka. W 64. minucie fenomenalne uderzenie Szymona Sawali z ostrego kąta na dalszy róg zatrzymało się na poprzeczce. W tej samej akcji do piłki dopadł Mateusz Mak, rozpoczął rajd i upadł w polu karnym tuż przy interweniującym Broziu. Sędzia Krzysztof Jakubik uznał to za symulację i ukarał gracza gospodarzy żółtą kartką. Jednak czy aby na pewno podjął słuszną decyzję i nie powinien wskazać na jedenasty metr?
Prawy obrońca Widzewa był autorem jeszcze jednej kontrowersji. Na dziewięć minut przed końcem zablokował wślizgiem świetną próbę strzału Łukasza Wacławczyka z pola karnego, po czym piłka odbiła się od ręki. O rzucie karnym nie było jednak mowy.
GKS nie ustępował do ostatnich chwil. W końcówce wręcz zamykał Widzew na połowie i szturmował pole karne. W 87. minucie mocno i precyzyjnie w prawy róg huknął Adrian Basta, ale Maciej Krakowiak wyciągnął się jak długi i uratował łodzianom cenny punkt. Może to on powinien być pierwszym bramkarzem Widzewa pod nieobecność Macieja Mielcarza?