Gikiewicz uratował punkt Śląskowi. Podbeskidzie blisko niespodzianki we Wrocławiu
Podbeskidzie Bielsko-Biała było bliskie niespodzianki w meczu z Mistrzem Polski. Od 66. minuty Górale prowadzili po golu Fabiana Paweli, ale punkt dla Śląska uratował w samej końcówce Łukasz Gikiewicz.
W rundzie jesiennej w starciu pomiędzy tymi ekipami padł remis 1:1. Bramkę otwierającą wynik spotkania strzelił wtedy Waldemar Sobota, skrzydłowy Śląska Wrocław. W 56. minucie bielszczanie uratowali remis po golu Kamila Adamka, który po zakończeniu minionej rundy opuścił klub z Bielska-Białej. Dzisiaj sytuacja się odwróciła.
W przypadku zwycięstwa z Podbeskidziem, podopieczni Stanislava Levy’ego mieli szansę wskoczyć na podium ligowej tabeli. Trener wrocławian w niedzielne popołudnie mógł skorzystać z usług wszystkich swoich piłkarzy. Zadanie więc na pozór łatwe - bo pokonanie outsidera Ekstraklasy – w rzeczywistości takie nie było. - Znamy siłę naszego rywala. Jego pozycja w tabeli o niczym nie świadczy. Nie możemy tym się sugerować. Niewątpliwie ta pierwsza runda to wypadek przy pracy i teraz po zmianie trenera chcą pokazać swoją siłę i utrzymać się w lidze. Zdajemy sobie także sprawę z zagrożeń, jakie niesie za sobą siła Podbeskidzia, chociażby w postaci napastnika Roberta Demjana, który jest w czołówce klasyfikacji strzelców - mówił na przedmeczowej konferencji prasowej, Stanislav Levy, który mocno zaskoczył desygnowaną „11” swojego zespołu. Od pierwszej minuty na murawę wyszedł nowo pozyskany Adama Kokoszka, natomiast miejsce Omara Diaza zajął Łukasz Gikiewicz.
Już pierwsze minuty pokazały, kto w tym meczu jest faworytem. Kilka chwil po pierwszym gwizdku fantastyczną akcją popisał się Piotr Ćwielong. Dośrodkowanie skrzydłowego wrocławian w pole karne rywali trafiło wprost na nogę Sebastiana Mili, lecz piłka po jego uderzeniu zatrzymała się tylko na słupku bramki Richarda Zajaca. Piłkarze Podbeskidzia cofnięci na własną połowę wyczekiwali kolejnych ataków na ich bramkę. Podopieczni Stanislava Levego szczególnie wykorzystywali prawą stronę boiska, na której aktywny był młody Ostrowski. Po jednej z takich akcji, niewiele brakowało, by na listę strzelców wpisał się Łukasz Gikiewicz. Uderzenie napastnika Śląska skutecznie jednak zablokował obrońca przeciwników, Bartłomiej Konieczny.
Goście swojej szansy upatrywali po stałych fragmentach gry. W 17. minucie, po jednym z nich, główkował Robert Demjan, jednak futbolówka po uderzeniu najskuteczniejszego napastnika bielszczan uderzyła w poprzeczkę i odbiła się tuż przed linią bramkową. Goście po sennym dla nich początku zaczęli dochodzić do głosu. Piłkarze Śląska łatwo tracili piłkę w wydawałoby się banalnych sytuacjach.
Z biegiem czasu mistrzowie Polscy ponownie przejęli inicjatywę. W 30. minucie mieli znakomitą szansę na gola otwierającego wynik spotkania. W pole karne Podbeskidzia wpadł Gikiewicz, którego w nieodpowiedzialny sposób na ziemię powalił Richard Zajac. Sędzia nie miał wątpliwości – należy się rzut karny. Do piłki ustawionej na "wapnie" podszedł – jak to w zwyczaju bywa – Sebastian Mila. Uderzenie kapitana wrocławian nie znalazło jednak drogi do bramki, gdyż w tej sytuacji lepszy okazał się goalkeeper, rehabilitujący się za swoje wcześniejsze czyny.
W pierwszej połowie spotkania oglądaliśmy zażartą wymianę ciosów obu ekip. Początek zdominowali jednak piłkarze Śląska, którym brakowało jedynie odrobiny więcej szczęścia i skuteczności. W końcówce przycisnęli goście, ale piłka – tak jak po stronie rywali z Wrocławia – do bramki wpaść nie chciała. Na przerwę obie drużyny schodziły z wynikiem bezbramkowym.
Rozpoczęcie drugiej połowy mogło zanudzić kibiców zasiadających na Stadionie Miejskim we Wrocławiu. Pomimo tego nieznaczną przewagę wciąż mieli gospodarze. Kilkukrotnie na pole karne Podbeskidzie dośrodkowywał z jednej strony Sobota, z drugiej Mila jednak futbolówka w „16” nie mogła odnaleźć zawodników w zielonych trykotach. Z czasem śmielej do swoich szans dochodzili bielszczanie. W 66. minucie kibice z Bielska-Białej wreszcie mieli duże powody do radości. Znakomicie w polu karnym Śląska zachował się Demjan, który podał do niepilnowanego Fabiana Paweli. Piłkarzowi urodzonemu w Świdnicy nie pozostało nic innego, jak pokonać bezradnego w tej sytuacji Mariana Kelemena.
Gol otwierający wynik meczu zachęcił mistrzów Polski do jeszcze bardziej zdecydowanych ataków. W ich szeregach brakowało jednak dokładności, co powodowało, że Górale nie mieli problemów z zatrzymaniem każdych kolejnych akcji. Kibice byli zniecierpliwieni takim obrotem sprawy i w kierunku swojej drużyny posłali sporą porcję gwizdów. Nie przełożyło się to jednak na lepszą grę ich ulubieńców. Co więcej, goście nie przestawali atakować.
Gdy wydawało się, że wynik meczu jest już przesądzony, skrzydłem zaatakował Śląsk. Waldemar Sobota pociągnął akcję prawą stroną, po czym mocno dośrodkował na pole karne Podbeskidzia. W nim najlepiej odnalazł się Łukasz Gikiewicz, który strzałem z woleja nie dał szans na skuteczną interwencję Zajacowi i uratował remis wrocławianom.