„Gieksa” ograła słabą Wartę. Zasłużone zwycięstwo katowiczan w Poznaniu
Drugie zwycięstwo w rundzie wiosennej zanotowali piłkarze GKS-u Katowice. Podopieczni Rafała Góraka ograli 2:0 Wartę Poznań na jej boisku. Dla klubu z Dolnej Wildy była to druga porażka w tym roku. Co więcej, „Zieloni” nie zdołali jeszcze strzelić gola w rundzie rewanżowej.
fot. Mikołaj Suchan / Polskapresse
Początek spotkania był dość wyrównany. Oba zespoły próbowały stwarzać sytuacje podbramkowe, szukały okazji do oddawania strzałów. W zespole Warty bardzo aktywny był zwłaszcza kapitan Tomasz Magdziarz. Doświadczonemu pomocnikowi niedawno urodziła się córka i przed spotkaniem zapowiadał, że chciałby wykonać dziś dla niej kołyskę. Dlatego od samego początku walczył za dwóch, próbując oddawać strzały niemal z każdej pozycji. Jeżeli chodzi o GKS, to dużo z gry miał Łotysz Deniss Rakels, który był tyleż aktywny, co niedokładny. Zresztą gospodarzom również brakowało precyzji, w związku z czym długo utrzymywał się bezbramkowy remis.
Sytuacja uległa zmianie w 39. minucie spotkania. Najlepszy snajper zespołu z Katowic, 32-letni Przemysław Pitry dograł piłkę w pole karne rywala, a tam dopadł do niej Grzegorz Fonfara i skierował w długi słupek bramki Łukasza Radlińskiego. Dla 30-letniego gracza była to trzecia bramka w tym sezonie – wcześniej trafiał w przegranym 1:2 meczu z Termalicą Nieciecza oraz zremisowanym 1:1 spotkaniu z Olimpią Grudziądz. Tym razem w końcu doczekał się gola w meczu, wygranym przez jego drużynę.
Po straconym golu z poznaniaków wyraźnie zeszło powietrze. A dobił ich niespełna dziesięć minut po przerwie Rakels. Napastnik GKS-u znalazł sobie wystarczająco dużo miejsca w okolicy linii szesnastego metra, by dobrze złożyć się do strzału, uderzyć przy słupku i nie dać Radlińskiemu żadnych szans na obronę.
Druga zdobyta bramka w zasadzie zakończyła zmagania na boisku. Młody zespół Warty jakby stracił wiarę w odrobienie strat i mimo że do zakończenia meczu zostało jeszcze ponad pół godziny, zupełnie odpuścili i oddali pole rywalowi. A że goście mieli już dwa gole przewagi, nic dziwnego, że do kolejnych ataków szczególnie się nie kwapili i tylko spokojnie kontrolowali przebieg sytuacji na boisku. Kilka razy zakotłowało się jeszcze pod bramką Radlińskiego, ale ostatecznie wynik meczu nie uległ zmianie. Co prawda w końcówce do siatki trafił jeszcze Adrian Napierała, tyle że prowadzący te zawody sędzia Łukasz Bednarek z Koszalina uznał, że obrońca gości był na spalonym i nie zaliczył tego gola.
Warta odniosła w ten sposób drugą porażkę w rundzie wiosennej. Tydzień temu poznaniacy musieli uznać wyższość Arki Gdynia, która wygrała w „Ogródku” 1:0. Kibiców z zespołu Warty przede wszystkim jednak powinien martwić styl, w jakim te porażki zostały odniesione. Młoda drużyna, prowadzona przez Macieja Borowskiego, nieźle radzi sobie do momentu utraty gola, ale gdy przeciwnik wychodzi na prowadzenie, piłkarze tracą wiarę we własne umiejętności, nie potrafią zebrać się i ruszyć do odrabiania strat.