Garbarnia pokonała Radomiaka. Drugie z rzędu zwycięstwo "brązowych"
Garbarnia odniosła drugie z rzędu zwycięstwo - pierwsze na własnym boisku - i wreszcie opuścili przedostatnią lokatę w tabeli. Nie przyszło im ono jednak łatwo, bo beniaminek z Radomia, który po trzech kolejkach był liderem tabeli, postawił trudne warunki gry.
- Nie zawsze wygrywają lepsi. Przyjechaliśmy po trzy punkty, bo Radomiak nie staje za podwójną gardą, nie daje rywalowi możliwości gry w ataku pozycyjnym, tylko sam atakuje. Głupio straciliśmy jednak bramki i to kosztowało nas utratę trzech punktów - tłumaczył po spotkaniu trener gości Armin Tomala.
Rzeczywiście, goście szybko narzucili rywalom swoje warunki gry, groźnie atakowali, szczególnie prawą stroną, starając się wykorzystać błędy krakowian w defensywie. Brakowało im jednak skuteczności. Strzały Marcina Byszewskiego, Leandro Pereiry i Mariusza Marczaka były niecelne, a dwa inne uderzenia tego ostatniego obronił Robert Widawski.
Garbarze nie pozostawali dłużni rywalom, jeśli chodzi o zagrożenie bramki, jednak strzały Krzysztofa Kalemby z rzutu wolnego z 35 metrów i Sebastiana Leszczaka sparował Piotr Banasik, a Marcin Siedlarz po ładnej akcji Longinusa Uwakwe trafił w słupek. W końcówce pierwszej połowy krakowianie zdobyli aż dwa gole "do szatni". Najpierw po rzucie rożnym Siedlarza i "główce" Marcina Pluty, także głową, piłkę do siatki wpakował Mateusz Broź, a wkrótce potem ten ostatni przeprowadził kontrę i wyłożył piłkę Siedlarzowi, który bez problemu ulokował ją w siatce.
Po zmianie stron goście ruszyli do odrabiania start. Byli tego bliscy, ale Widawski kapitalnie obronił "główkę" Piotra Wlazły. W rewanżu Leszczak zagrał tuż przed bramkę, jednak Kamil Rado nie sięgnął piłki. W 59 min fatalnie dysponowany sędzia (mylił się też jeden z arbitów liniowych) po raz drugi niesłusznie podyktował rzut wolny pośredni dla Radomiaka, po którym Byszewski z bliska nie dał szans Widawskiemu. Okazję do podwyższenia wyniku po idealnym podaniu Siedlarza miał Broź, ale trafił w Łukasza Wójcika. Z kolei bliski wyrównania był Kacper Wnuk, który z 16 metrów minimalnie chybił.
Sędzia przedłużył grę aż o 4 minuty. Dwa rzuty rożne sprytnie wywalczył wtedy Ifeanyi Nwachukwu, dzięki czemu jego zespół zyskiwał cenne sekundy i oddalał od siebie niebezpieczeństwo utraty wyrównującego gola.
Marek Motyka powiedział po meczu z Radomiakiem: - Z naszej gry w I połowie nie jestem zadowolony. Moi zawodnicy źle kryli, nie potrafili uporządkować gry. Cieszę się jednak, że byli skoncentrowani, zdobyli dwa gole. Gdyby do przerwy było 0:0, boję się, że nie wygralibyśmy. W szatni powiedziałem, że czeka nas piekielnie trudne zadanie. Kolejny raz straciliśmy bramkę po stałym fragmencie gry. Gratuluję graczom walki, ofiarności.
- O wyniku zadecydowała końcówka I połowy. Wcześniej zdecydowanie przeważaliśmy, jeśli chodzi o posiadanie piłki. Za wrażenie artystyczne bramek się jednak nie dostaje. Mieliśmy okazje, ale nie udało się nam ich wykorzystać. Konsekwentna gra w obronie i kontry Garbarni wybijały nas z uderzenia. Po przerwie udało się nam strzelić bramkę, na wyrównanie zabrakło nam już jednak czasu - stwierdził szkoleniowiec Radomiaka, Armin Tomala.
Garbarnia Kraków - Radomiak 2:1 (2:0)
Bramki: 1:0 Broź 45, 2:0 Siedlarz 45+2, 2:1 Byszewski 59.
Sędziował Marcin Szrek (Kielce). Żółte kartki: Metz, Pluta, Siedlarz, Uwakwe - Marczak, Prędota, Radecki.
Widzów: 250
Garbarnia: Widawski - Haxhijaj, Piszczek, Pluta, Kalemba (20 Byrski) - Uwakwe - Rado (56 Chodźko), Metz, Leszczak (71 Stokłosa) - Siedlarz - Broź (79 Nwachukwu)
Radomiak: Banasiak - Wójcik, Moryc, Świdzikowski, Derbich - Odunka, Wlazło (56 Prędota), Pach, Marczak (62 Radecki), Byszewski (73 Kornacki) - Pereira (73 Wnuk)








