Folc katem łodzian. GKS Tychy lepszy od ŁKS-u w meczu przyjaźni
Marcin Folc okazał się bohaterem rozegranego w Jaworznie meczu 14. kolejki 1. ligi. Napastnik GKS Tychy dwukrotnie pokonał Bogusława Wyparłę, zapewniając tyszanom szóste zwycięstwo w sezonie. Honorowego gola dla ŁKS zdobył z rzutu karnego Paweł Kaczmarek. Chwilę później Konrad Kaczmarek samobójczym trafieniem ustalił wynik spotkania.
fot. Sebastian Godyla / Ekstraklasa.net
Będzie? Nie będzie? - można było zastanawiać się przed meczem ŁKS z GKS Tychy w Jaworznie. Jeszcze na półtorej godziny przed rozpoczęciem spotkania boisko było całe pokryte śniegiem. - Spokojnie, będzie, ale może trochę później - informowali porządkowi, którzy właśnie wychodzili na boisko z łopatami.
Na pomoc ruszyli też strażacy - w niespełna godzinę całkowicie odśnieżyli murawę. Choć jeszcze w trakcie rozgrzewki piłkarze obu drużyn musieli omijać panów z łopatami, to nikt nie narzekał. Jak na takie opady śniegu, jakie przeszły nad Polską w sobotę i w nocy, boisko było perfekcyjne.
Sam mecz perfekcyjny już nie był, ale być nie mógł, bo obie drużyny dysponują co najwyżej średniej klasy piłkarzami. Wybitnych jednostek nie ma, dobrych jest zaledwie kilka.
ŁKS teoretycznie zanotował zwyżkę formy, bo przecież przed tygodniem pokonał Sandecję Nowy Sącz. To, że jednego gola sam wrzucił sobie Marcin Cabaj, a drugiego prawie sam wbił obrońca, nikt w łódzkiej drużynie starał się nie pamiętać. Fakt rosnącej dyspozycji był przecież głównym elementem przekonania piłkarzy, że są w stanie w Jaworznie wygrać.
I rzeczywiście, ŁKS od gospodarzy nie odstawał. Pierwszy oddał strzał na bramkę (Dawid Sarafiński w trzeciej minucie), pierwszy też próbował przeprowadzać składne akcje. Niestety, błędy w obronie spowodowały, że po dwudziestu minutach już prowadził GKS, gdy obrońca Marcin Mańka oszukał Adriana Jurkowskiego, a następnie wystawił piłkę Marcinowi Folcowi, który z kilku metrów pokonał Bogusława Wyparłę.
Tego gola nie widzieli już kibice, którzy kilka minut wcześniej właściwie w komplecie opuścili trybuny. Był to protest przeciwko niewpuszczeniu kilku kibiców z Łodzi, których nie było na zgłoszonej wcześniej liście.
Zanim jednak wsiedli do autobusów i pojechali do Tychów - pewnie w celu "umacniania przyjaźni" - dowiedzieli się, że GKS prowadzi 1:0. - Przecież miał być remis! - krzyczało kilku fanów. Przypomnijmy, że w poprzednim "meczu przyjaźni" z Zawiszą Bydgoszcz w Łodzi było 1:1. Ale tym razem remisu nie było...
Jeszcze przed przerwą Mateusz Stąporski z kilku metrów trafił w bramkarza i to było jego ostatnie zagranie w tym meczu. W przerwie trener Marek Chojnacki przeprowadził bowiem dwie zmiany, zdejmując właśnie Stąporskiego i Sarafińskiego. W ich miejsce weszli Jacek Kuklis i Jakub Więzik. Nie poprawiło to jednak gry, a przede wszystkim nie uratowało to Chojnackiego przed nadwyrężaniem własnych nerwów. Łódzki trener w Jaworznie raz po raz pokrzykiwał na swoich piłkarzy, często łapiąc się za głowę.
W 60. minucie wydawało się, że jest już po emocjach, bo grających gorzej niż do przerwy ełkaesiaków pogrążył niekryty Folc, który wykorzystał dobre dośrodkowanie Mateusza Kupczaka i głową pokonał Wyparłę. Niespodziewanie jednak w końcówce ŁKS dostał szansę od losu, bo Tomasz Balul sfaulował w polu karnym Konrada Kaczmarka, a w 85. minucie jedenastkę na gola - nie bez szczęścia, bo piłka zanim wpadła do bramki odbiła się od słupka - wykorzystał Paweł Kaczmarek. Zresztą ŁKS już trzy minuty mógł zdobyć gola, ale w bardzo dobrej sytuacji źle strzelił Daniel Brud.
Niemal do ostatniej sekundy ełkaesiacy walczyli w Jaworznie o remis, ale dobrych okazji strzeleckich nie stworzyli. Za to już w doliczonym czasie gry nadziali się na kontrę i stracili trzeciego gola. Pech dopadł Konrada Kaczmarka, który usiłował wybić piłkę, a skierował ją do własnej bramki.