Michał Stasiak: Chcę się odwdzięczyć i pomóc Flocie w awansie
Michał Stasiak po odejściu z Floty podpisał miesięczny kontrakt z GKS Tychy. Miał pomóc w utrzymaniu, ale niestety się nie udało. Następnie przez dwa lata grał w Legnicy, a ostatni rok spędził w Bytowie, po czym wrócił do Świnoujścia.
fot. Piotr Dworakowski
Michał Stasiak urodził się 12 marca 1981 w Zduńskiej Woli. Jest wychowankiem MKS MOS Zduńska Wola. W 1999 roku trafił do Widzewa łódź i zaraz zadebiutował w ekstraklasie. Później grał w Groclinie/Dyskoboli Grodzisk Wlkp., Amice Wronki, Odrze Wodzisław, ale największe sukcesy odnosił w Zagłębiu Lubin, w którym występował przez sześć lat, zdobywając mistrzostwo Polski i Superpuchar Polski.
Łącznie w ekstraklasie rozegrał 204 mecze, a strzelił w nich 12 bramek.
Grał w reprezentacjach Polski wszystkich szczebli, w tym 3 mecze w pierwszej drużynie seniorów.
Po odejściu z Lubina przez rok grał w greckim AO Xanthi. Wiosną 2013 trafił do Floty Świnoujście, która chciała wtedy walczyć o awans do ekstraklasy i w której grał do końca jej istnienia. Tu poznał obecną żonę Iwetę, kierowniczkę obiektów w OSiR Wyspiarz, która aktualnie jest na urlopie wychowawczym.
Miedź awansowała do ekstraklasy rok po Twoim odejściu…
Tak i bardzo się z tego ucieszyłem. Trzymałem za nią kciuki, tym bardziej, że awansowała z dobrze nam znanym szkoleniowcem - Dominikiem Nowakiem. To dobrze poukładany klub sportowo i organizacyjnie, zasłużył na to grą, organizacją oraz podejściem do zawodników i pracowników. Jest gotowy na ekstraklasę.
Czemu zdecydowałeś się wrócić na Uznam?
Decyzję o zamieszkaniu w Świnoujściu podjęliśmy z żoną już dawno. Kiedyś Flota mi pomogła, gdy miałem problem ze znalezieniem klubu, teraz przyszedł czas się odwdzięczyć.
Jaką widzisz dla siebie rolę w drużynie?
Przez swoje doświadczenie chcę pomóc kolegom w uzyskaniu awansu do IV ligi. Jest to dla mnie nowe wyzwanie, bo na tym poziomie nigdy jeszcze nie grałem, raz wystąpiłem w rezerwach Bytovii w IV lidze. Trzeba nauczyć się specyfiki piłki amatorskiej. Ze stylem może być problem, ale przede wszystkim trzeba grać skutecznie. Tu jest zupełnie inaczej niż na wysokich poziomach. Zawodnicy nie żyją z piłki, nikt nie zrezygnuje z pracy na rzecz treningu. Gra się na dużo gorszych boiskach. Nie zmienia to oczywiście faktu, że takiej płyty, jaka jest w Świnoujściu, nie powstydziłby się żaden klub ekstraklasy.
Jak było z czerwoną kartką w Golczewie?
Na pewno nie zrobiłem niczego aż tak złego, co by się kwalifikowało do takiej kary. Błaha sytuacja; dwóch zawodników Iskry było przy piłce, wybili ją w aut, sędzia główny, z 40 metrów widział dobrze i pokazał aut dla nas, a liniowy, który stał blisko, odwrotnie, więc coś mu powiedziałem, bo był już czas doliczony i taka pomyłka mogła kosztować nas utratę szansy na zwycięstwo. Ale stanowczo zaprzeczam, abym użył wulgaryzmu. Nie mam żalu do sędziego o błędy, bo każdy je popełnia, tak sędzia jak i zawodnik, różnie bywa nawet w mistrzostwach świata, więc co dopiero w klasie okręgowej. Gorzej, gdy są one robione z kąśliwym uśmiechem, złośliwie. Dostałem pstryczka w nos, nie będę się już odzywał, tylko też uśmiechał z przekąsem. To była moja pierwsza czerwona kartka w życiu. Nigdy nie miałem problemów z sędziami, nie byłem wykluczany z boiska za faule, dyskusje, ani kłótnie. Pierwsza spotkała mnie w wieku 37 lat w klasie okręgowej.
Pomówmy o sprawach prywatnych.
Jak już powiedziałem zdecydowaliśmy się zamieszkać w Świnoujściu. Żona przebywa aktualnie na urlopie wychowawczym, ja szukam pracy i zaczynam nowy etap w życiu, bo dotychczas żyłem tylko z piłki. Mamy 16-miesięczną, pogodną, córeczkę Liwię. Jest naszym oczkiem w głowie. Oczywiście dopóki pozwoli zdrowie będę grał. Zapraszam kibiców na wszystkie nasze mecze, aby nas wspierali. Na pewno zrobimy wszystko, aby piłka na jak najwyższym poziomie wróciła do Świnoujścia.
Rozmawiał Waldemar Mroczek