Legia - Astana. "Kucharz" jest, więc czemu historia ma się nie powtórzyć?
Po porażce 1:3 w Astanie Legia Warszawa w środowym rewanżu (godz. 20.45, transmisja TVP 1) musi wygrać 2:0 lub wyżej. Kiedyś już była w podobnej sytuacji i wtedy się udało.
fot. Bartek Syta / Polska Press
24 września 1996 r. Legia Warszawa grała z Panathinaikosem Ateny. Dwa tygodnie wcześniej drużyna Mirosława Jabłońskiego przegrała 2:4. By awansować do drugiej rundy Pucharu UEFA (dziś Liga Europy), potrzebowała takiego samego wyniku jak obecna ekipa mistrza Polski - zwycięstwa 2:0 lub większą różnicą bramek.
- Wtedy nikt w nas nie wierzył. Latem z drużyny, która dotarła do ćwierćfinału Ligi Mistrzów, gdzie wyeliminował nas Panathinaikos, odeszło wielu zawodników. Dużo było młodych graczy, mieliśmy mieć też kłopoty w lidze - wspominał były obrońca stołecznego klubu Piotr Mosór, który brał udział w tamtym spotkaniu.
Od niego minęło 21 lat, czyli tyle, ile od awansu Legii do ponownego awansu do Champions League. W 53. min Cezary Kucharski rozpoczął akcję. Podał do Ryszarda Stańka, a ten wystawił ją Marcinowi Mięcielowi, który pokonał Józefa Wandzika. Decydująca bramka padła w doliczonym czasie gry. Po zamieszaniu przy rzucie rożnym gola strzelił... „Kucharz”.
Obecna Legia jest w zupełnie innej sytuacji. Podczas trwającego okresu transferowego nie zaszło wiele zmian. Choć drużyna straciła najważniejsze ogniwo, czyli Vadisa Odjidję-Ofoe. Na razie nie udało się go zastąpić. Cristian Pasquato niedawno dołączył do zespołu i pewnie musi minąć jeszcze trochę czasu, by pokazać, czy podoła wyzwaniu.
Wydaje się, że to właśnie kreowanie akcji jest największym zmartwieniem legionistów. Chyba że do gry wróci Miroslav Radović. Choć Serb wyleczył już uraz kolana, z którym mimo bólu grał wiosną, to pomału wracał do pełnych obciążeń. We wtorek trenował z zespołem normalnie.
Ale dziś w stołecznym zespole też jest „Kucharz”. Dokładniej - „Kuchy”, czyli Michał Kucharczyk, na którego cześć kibice śpiewają „Kuchy king!”. W ostatnim czasie to on gwarantował Legii sukcesy. Rok temu w doliczonym czasie rewanżowego starcia z Dundalk strzelił gola na 1:1, po którym drużyna awansowała do fazy grupowej Ligi Mistrzów. W tym sezonie ma na koncie cztery bramki, najwięcej w drużynie. Ostatnią zdobył w sobotnim starciu z Sandecją Nowy Sącz (2:0).
- Legię w optymalnej formie stać na awans. Spokojnie powinna odrobić stratę - ocenił Mosór. - W rewanżu przede wszystkim musi zwrócić uwagę na obu czarnoskórych ofensywnych piłkarzy, czyli napastnika Juniora Kabanangę i Patricka Twumasiego, który grał na skrzydle - dodał.
Trener Jacek Magiera na pytanie, czy ma plan, jak ich zatrzymać, nie wdawał się w szczegóły. - Tak, mam - uciął. Krótka odpowiedź nie była jednak spowodowana nerwami.
- Jestem na tyle długo w klubie, że doskonale zdaję sobie sprawę, co oznacza dla nas ten mecz. Nie ukrywam, że w Astanie zagraliśmy źle. Ale jestem przekonany, że drużyna odpali w odpowiednim momencie. Wierzę, że taki będzie w środę. Wiem, jak piłkarze pracują i jakie mają możliwości. Potrzeba cierpliwości. Chcemy, by na stadion przyszli ci kibice, którzy wierzą w awans tak samo jak my. Tylko tacy nas popchną do tego, by osiągnąć sukces - zaapelował szkoleniowiec Wojskowych.
Poza sportowymi aspektami rywalizacji w trzeciej rundzie eliminacji są jeszcze finansowe. Za udział w drugiej i wyeliminowanie IFK Mariehamn mistrz Polski ma zagwarantowane 740 tys. euro. Za wyeliminowanie Astany otrzyma od 2 (jeśli przegra w czwartej rundzie) do 3 mln euro (jeśli wygra, plus 12,7 mln za wejście do fazy grupowej).
#TOPSportowy24 - SPORTOWY PRZEGLĄD INTERNETU
[wideo_iframe]//get.x-link.pl/4ebf999c-7604-79b2-2b78-1951057bc5f6,4ed7f044-d023-7b18-6a67-6f483bb4e5c8,embed.html[/wideo_iframe]