Finał Ligi Mistrzów. Van Basten: Juventus jest w stanie wygrać z każdym
Zapomnijmy na moment o FIFA i łapówkach. Inaczej z tego, co dzieje się w Berlinie nie będzie frajdy. A dzieje się mnóstwo. - Liga Europy a Liga Mistrzów? To dwie zupełnie inne rzeczy. Jestem dumny ze zwycięstwa w tych pierwszych rozgrywkach przed rokiem. Ale teraz to zupełnie coś innego. Większego – wyjaśniał były pomocnik Sevilli, a dziś Barcelony, Ivan Rakitić, którego prawdopodobnie zobaczymy w pierwszym składzie sobotniego finału Champions League przeciwko Juventusowi.
Tak samo inaczej wygląda otoczka spotkań. Finał Ligi Europy miał tylko tą przewagę, że Warszawa jest piękniejsza. Ale to w Berlinie dzieje się więcej. Nie trzeba czekać kilkudziesięciu minut w kolejce do Muzeum Figur Woskowych Madame Tussauds, by zrobić sobie zdjęcie z gwiazdą futbolu. Wprawdzie w okolicy Bramy Brandenburskiej albo w centrum Sony nie natkniemy się na Cristiano Ronaldo, ale i tak nie brakuje gwiazd z plakatów zdobiących ściany niejednego pokoju. Szczególnie tych z sprzed kilku, a nawet kilkunastu lat. Część z nich przyjechała prywatnie, innych ściągnęli sponsorzy. Wśród nich jest Marco Van Basten. Jeden z najlepszych napastników w historii był współtwórcą odrodzenia potęgi AC Milan na przełomie lat 80. i 90. W 1994 r. zmagał się z kontuzją, przez którą jakiś czas potem zakończył karierę. Mimo to jego koledzy wygrali Ligę Mistrzów, pokonując w finale Barcelonę.
- To stało się w Atenach. Byłem wtedy z drużyną. Pamiętam, że każdy spodziewał się gładkiego zwycięstwa Barcelony. Grali tam przecież tacy piłkarze, jak Romario czy Christo Stoiczkow, a ich trenerem był Johan Cruijff! Ale nasza gra była lepiej zorganizowana. Zmiażdżyliśmy Barcę 4:0. W podobnej sytuacji jest dziś Juventus. Eliminując w półfinale Real Madryt udowodnił, że jest w stanie wygrać z każdym. Właśnie włoską organizacją i siłowym stylem – ocenił Holender.
Włoscy dziennikarze pytań o analogie z 1994 r. nie szczędzą też piłkarzom Juventusu i trenerowi Massimiliano Allegriemu. - Byłoby fajnie – kwitują krótko, bo co innego mają powiedzieć.
Większość kibiców, ekspertów, piłkarzy, trenerów, bukmacherów, będących w tych dniach w raju sprzedawców pamiątek i konduktorzy są przekonani, że wygra Barcelona. Pytanie tylko ile. Nieliczni stawiający na Juventus nie mają wątpliwości, że kluczem do pokonania mistrza Hiszpanii i zdobywcy Pucharu Króla jest zatrzymanie Lionela Messiego. Argentyńczyk będzie miał okazje zostać pierwszym piłkarzem w historii, który zdobędzie bramkę w trzech finałach Ligi Mistrzów.
- Jeśli kiedykolwiek chciałbyś zobaczyć, jak jeden piłkarz robi różnicę, odpal sobie ostatni kwadrans pierwszego półfinału z Bayernem Monachium – śmiał się Van Basten. Messi strzelił dwa gole, przy jednym kładąc na murawie Jerome'a Boatenga, i asystował przy trafieniu Neymara. - Amazing! - westchnął były piłkarz, a dziś trener, który dodał, że z równą uwagą gracze „Starej Damy” muszą się skupić na Andresie Inieście. - Inni też są dobrzy, ale nie ma różnicy między nimi, a piłkarzami Juve – stwierdził.
Jeszcze kilka dni temu występ Hiszpana był niepewny. Bolała go łydka. Po badaniach i dwóch dniach lżejszych treningów wrócił do zdrowia i razem z Rakiticiem i Sergio Busquetsem ma obsługiwać najlepsze ofensywne trio świata – Messi, Luis Suarez, Neymar. Powstrzymać ich będzie trudno. Z jednej strony jak zawsze. Z drugiej – wyjątkowo, bo nie ma szans, żeby uraz Giorgio Chielliniego został wyleczony do sobotniego wieczoru. Jednego z najlepszym obrońców świata (pogryzionego na ostatnim mundialu przez Luisa Suareza) zastąpi Andrea Barzagli, który w tygodniu dopiero co wznowił trening po kontuzji. Natomiast linią pomocy będzie dowodzić weteran Andrea Pirlo.
- To będzie mój czwarty finał Ligi Mistrzów. Ale to bez znaczenia. Każdy z nich jest inny. W najbliższym to Barcelona jest faworytem, ale wiemy, co mamy robić. Zresztą w futbolu wszystko jest możliwe - niezwykle odkrywczo skomentował 36-letni Pirlo.
Swoją drogą, trudno nie przyznać mu racji. W 2003 r. jako piłkarz Milanu po raz pierwszy wygrał Ligę Mistrzów. W finale po rzutach karnych rossoneri byli lepsi od... Juventusu. Cztery lata później Milan w regulaminowym czasie gry ograł Liverpool. - Wiem jak to jest wygrywać te rozgrywki. Niestety, wiem też jak jest, gdy się je przegrywa – dodał Włoch.
Mowa o pierwszym starciu Milanu z Liverpoolem o trofeum najbardziej prestiżowych rozgrywek w Europie, do którego doszło dziesięć lat temu w Stambule. Mimo że włoska drużyna prowadziła do przerwy 3:0, przegrała. W drugiej połowie Anglicy doprowadzili do remisu i wygrali w rzutach karnych. Bohaterem dogrywki i konkursu jedenastek był Jerzy Dudek. Pirlo w swojej autobiografii nazwał polskiego bramkarza... "tańczącym głupkiem".
- To najgorsze uczucie nie tylko w mojej karierze piłkarskiej, ale w ogóle w całym życiu - z kamienną miną (chyba, bo zamaskowaną brodą) stwierdził Pirlo przed prawdopodobnie ostatnim meczem w europejskim klubie. Od następnego sezonu ma grać w amerykańskiej MLS. Sobotni finał będzie też ostatnim meczem dla Xaviego, który przenosi się do Kataru. Bez względu na to, kto zwycięży, będzie to wyjątkowa chwila - drużyna zdobędzie tryplet.
Prawdopodobny skład Juventusu: Buffon - Lichtsteiner, Bonucci, Barzagli, Evra - Marchisio, Pirlo, Pogba; Vidal - Tévez, Morata. Trener: Massimiliano Allegri
Prawdopodobny skład Barcelony: Ter Stegen - Alves, Piqué, Mascherano, Alba - Rakitić, Busquets, Iniesta - Messi, Suárez, Neymar. Trener: Luis Enrique
Liga Światowa: Polska - Iran: Biało-czerwoni znowu poskromią rywali?