Mariusz Stępiński: Za rok chcę być mistrzem Europy [WYWIAD]
WYWIADówka Staszewskiego: - Chciałem grać w Nantes, choć miałem oferty z Legii i Lokomotiwu Moskwa - mówi nam reprezentant Polski Mariusz Stępiński.
fot. Bartek Syta / Polska Press
To było dla Pana nerwowe okno transferowe?
Trochę, choć bez przesady. Ofert nie miałem tak wiele, aby w nich przebierać. Konkretna propozycja pojawiła się właściwie tylko jedna. Długo zastanawiałem się nad możliwością gry w Nantes, transfer konsultowałem z bliskimi. Wszyscy mówili: „jedź, spróbuj”. No i w końcu uznałem, że to dobry pomysł. Było też kilka ofert last minute, pojawiły się w ostatnich dniach okienka. Byłem jednak już po słowie z prezesem Waldemarem Kitą.
Negocjacje Ruchu Chorzów z Nantes to jeden z najdłuższych i najbardziej zawiłych transferowych seriali tego lata. Dlaczego, choć wszystko było dogadane na długo przed zamknięciem okienka, umowę podpisał Pan dopiero 29 sierpnia?
Byłem bardzo zły, że cała sprawa tak się przeciągała. Wszyscy wiemy, czyja to wina. Prezes Janusz Paterman, który na końcu został odwołany, sześć razy powtarzał mi, że nie będzie blokował wyjazdu do Francji. A dzień później zadzwonił i oświadczył, że nie podpisze żadnej umowy. Nie działał dla dobra Ruchu, tylko na złość. Bardzo mnie to boli. I chcę o tym zapomnieć…
Paterman wydał jednak oświadczenie w którym tłumaczy, że Pana transfer do Nantes był dla klubu niekorzystny. Jak napisał - miał dla Pana lepsze oferty.
Była jedna z Rosji, z Lokomoti-wu Moskwa. Ale z tego co pamiętam, pan Paterman powiedział mi w twarz, że Wschód to dla mnie zły kierunek. A później jednak zmienił zdanie. Nagle wyjazd do Rosji okazał się znakomitą drogą rozwoju. Ja postawiłem sprawę jasno. Albo odejdę do Nantes, albo nie odejdę w ogóle. Nie chciałem wyjeżdżać z Chorzowa tylko dlatego, żeby się ulotnić z Ruchu. Propozycja z Francji była dla mnie tą optymalną.
Paterman roztaczał przed Panem wizję duetu Kapustka -Stępiński w Leicester?
On chciał dużo rzeczy i dużo mi obiecywał. Na dzień dzisiejszy tego pana nie mogę traktować poważnie. Dlatego w ofertę z Leicester nie wierzę.
A co z propozycją Legii?
Była. Temat przewijał się już wcześniej. Ale Legia nie sprzedała Nemanji Nikolicia, więc chyba nie byłem im jakoś szczególnie potrzebny. Mimo to zastanawiałem się nad takim rozwiązaniem, ale w końcu wybrałem Francję. Właśnie tam chciałem wyjechać najbardziej.
Prezes Legii Bogusław Leśnodorski na Twitterze zasugerował, że wcale tak nie było.
Każdy mówi tak, jak mu pasuje. Nie będę wchodził w polemikę. Prezesowi nie odpiszę, nie mam konta na Twitterze.
Na Pana transferze do Francji zyskali wszyscy. Pan trafił do dobrej drużyny, Nantes wzmocnił utalentowany reprezentant, Ruch zarobił niezłe pieniądze. Czwartym wygranym jest Norymberga, na której konto wpłynie 40 proc. sumy transferowej. A jednak znalazł się taki, co wszystkim dogodził!
Nie wszystkim, pan Paterman raczej nie jest szczęśliwy. A Ruch nie jest w tej chwili tak mocny finansowo, aby pozwolić sobie na odrzucenie blisko dwumilionowej oferty. Przecież to ich rekord. Wracając jeszcze do propozycji z Moskwy - faktycznie była wyższa, prezes mógł mnie tam sprzedać. Ale czy grałby za mnie? A tak, moim zdaniem, każdy na tym transferze swoje ugrał.
Gdyby nie Waldemar Kita, polski właściciel FC Nantes i jego upór, aby w klubie mieć Polaka, Pana transfer doszedłby do skutku?
Prawie na pewno nie. Pan Kita, choć udzielał ostrych wywiadów, był jednak cierpliwy. Mógł czuć się oszukany przez Patermana, ale wytrzymał. Dzwonił do Ruchu po trzy razy dziennie. Komunikacja była ułatwiona, bo pan Kita mówi płynnie po polsku. Poza tym można powiedzieć, że to patriota. Dla niego to prestiż pozyskać Polaka, reprezentanta. Oby był zadowolony z mojej gry i bramek. Myślę, że byłoby to spełnienie jego pragnień.
W ubiegłym sezonie Nantes zajęło 14. miejsce w Ligue1. Na tej samej lokacie klub wylądował także rok wcześniej. Walka o puchary raczej Panu tam nie grozi…
Trochę za wcześnie, aby o tym mówić. Nie miałem jeszcze czasu, aby obcować z nowymi kolegami, dłużej porozmawiać z trenerem René Girardem. Kilka dni siedziałem w hotelu w Nantes, nie trenowałem z zespołem, bo nikt nie chciał ryzykować mojego zdrowia. Ale na pewno będziemy chcieli zająć wyższe miejsce, niż w dwóch poprzednich sezonach.
Do Francji wyjeżdża Pan mając w plecaku doświadczenia z Norymbergi, z Euro 2016. To duży kapitał?
Jestem trzy lata starszy i znacznie bogatszy o doświadczenia. Zobaczymy teraz, jak to wykorzystam. Mam nadzieję i wierzę w to, że tym razem podołam wyzwaniu. Bo wyjeżdżam jako inny piłkarz. Chociaż nie kozaczę i niczego nie zapowiadam. Mam dużą pokorę, bo choć zrobiłem coś w Ekstraklasie i strzeliłem kilka bramek, to wiem, czym pachnie Zachód. Łatwo nie będzie.
Powiedział Pan „inny”. A czy lepszy?
Tak, zdecydowanie. Ale przed kamerą mogę powiedzieć wszystko, aby prawdziwa weryfikacja przyjdzie po wyjściu na murawę.
Czuje się Pan dziś członkiem pierwszej reprezentacji, czy kadry U-21?
Jestem piłkarzem reprezentacji. A to, na jaką kadrę jadę, nie ma dużego znaczenia. I w U-21, i w drużynie seniorskiej gram z orzełkiem na piersi. Reprezentacja Polski to przecież jedna wielka rodzina, której jestem częścią. A to największa nobilitacja. W obu zespołach daję więc z siebie wszystko. Oczywiście, że w seniorach mecze gatunkowo są trudniejsze, ale słaba postawa w kadrze zawsze jest ostro komentowana.
W zespole Adama Nawałki rywalizacja w ataku zrobiła się olbrzymia. To już nie tylko Lewandowski i Milik, ale także Łukasz Teodorczyk i Kamil Wilczek.
W ostatnim czasie wszyscy strzelają. Ale na Euro 2016 też była wielka rywalizacja. Dlatego nie pękam. Cały czas walczę, aby występować w kadrze A, marzę o tym, aby się tam zadomowić. Cel mam jasny: w 2017 roku zagrać w mistrzostwach Europy U-21, a rok później przygotowywać się do startu na mundialu w Rosji. Teoretycznie trzy lata z rzędu mogę grać na wielkich turniejach.
Po powrocie z mistrzostw Europy we Francji wzrósł tzw. „fejm”?
Można to zauważyć na przykładzie wszystkich zawodników, którzy byli na Euro. Nasza popularność bardzo urosła. Będąc w La Baule nie mieliśmy świadomości, jaka w Polsce zapanowała euforia. Zmieniło się postrzeganie futbolu, wzrosło zainteresowanie piłką. Zamiast krytykować, budujemy. A to znacznie cenniejsze, niż sto rozdanych autografów i tysiąc uścisków dłoni.
Słowa „Byłem na Euro” nabrały magicznej mocy?
Tak. We Francji będą spoglądać na mnie, jako na uczestnika tego turnieju. Określenie „Uczestnik Euro 2016” stało się kluczem do wielu drzwi. To olbrzymi kapitał. W oczach ludzi zyskuje się szacunek. Tylko, że ten szacunek trzeba potwierdzić, bo jeśli nie, kibice szybko o tobie zapomną.
No to musi Pan dobrze zaprezentować się na kolejnym Euro, na którym już za mniej niż rok zagrają reprezentacje do lat 21…
Wszyscy marzymy o zdobyciu mistrzostwa Europy.
A wierzycie w to?
Oczywiście, że tak. Dlatego przygotowujemy się do turnieju, jak tylko się da. Dla całego kraju to będzie wielkie wydarzenie, więc chcielibyśmy zostać zapamiętani, jako młodzi ludzi, którzy godnie reprezentowali Polskę.
Wszyscy zastanawiają się czy to będzie Euro z Arkadiuszem Milikiem, Piotrem Zielińskim, Bartoszem Kapustką, Karolem Linettym…
Ja na nich liczę. Wszyscy na nich liczymy. Mam nadzieję, że zagramy razem. Przecież gra na takim turnieju przed własną publicznością to nobilitacja. Z drugiej strony piłka nie raz już pokazała, że kluby, które przypisane są zawodnikom, na boisku nie mają znaczenia. Więc fajnie, że koledzy występują w tak mocnych zespołach, ale liczę przede wszystkim na kolektyw. Bo Polska jest silna kolektywem, a nie indywidualnościami. Tak było przecież we Francji. A tu wokół drużyny możemy zbudować coś naprawdę wielkiego.