Karol Linetty do Francji jedzie głównie po naukę
Karol Linetty, pomocnik Lecha, który szykuje się do Euro 2016, ma przed sobą wielkie perspektywy. Dotychczas w mistrzostwach Europy spośród lechitów najwięcej grał inny pomocnik, Rafał Murawski.
fot.
Występów lechitów na Euro nie mogło być dużo, bo i przecież dorobek naszej reprezentacji w mistrzostwach kontynentu jest nader skromny. Warto jednak przypomnieć sobie okoliczności, w jakich lechici wyjeżdżali na turnieje i ile na nich znaczyli. I najważniejsze - czekamy na pierwszą bramkę lechity!
Murawski dawał gwarancję
Turniej rozgrywany w Austrii i Szwajcarii w 2008 roku był pierwszym europejskim czempionatem w historii, w którym zagrała polska reprezentacja. Ówczesny zespół Lecha trenowany przez Franciszka Smudę składał się z zawodników o sporych umiejętnościach, aczkolwiek cała drużyna grała raczej chimerycznie, momentami nawet zupełnie bez wyrazu.
Jedynym lechitą, który pojechał na Euro 2008 był Rafał Murawski. Wielkiej furory wówczas nie zrobił, zagrał 90 minut w ostatnim meczu mistrzostw przeciwko Chorwacji (0:1), wcześniej jedynie pięć przeciwko Austriakom (1:1). I choć po porażce z Chorwacją mówiło się, że „Muraś” przebiegł najwięcej kilometrów ze wszystkich graczy polskiej drużyny, to było to szukanie pozytywów na siłę. Nie dość, że Murawski był jedynym graczem Lecha w kadrze, to jeszcze nie zaprezentował się na tyle dobrze, by można było zarobić na jego sprzedaży. Inna sprawa, że w eliminacjach do turnieju zagrał tylko trzy razy. Jego rolę w kadrze Leo Beenhakkera określano jako „mocny rezerwowy”.
- Nie zgadzam się z tym określeniem - mówi Andrzej Dawidziuk, który od lipca 2006 do września 2009 współpracował z Holendrem prowadzącym naszą reprezentację. - Trzeba pamiętać, że w trakcie takiego turnieju jak Euro może zdarzyć się bardzo wiele, a my potrzebowaliśmy piłkarzy, którzy będą absolutnie gotowi do gry w każdym momencie. Rafał był takim piłkarzem, strzelił ważną bramkę w Belgradzie w eliminacjach - zaznacza Andrzej Dawidziuk.
Dobrze rokowali
Konkurencja w środku pola w erze Beenhakkera była spora, w drugiej linii brylowali wówczas Dariusz Dudka i Mariusz Lewandowski, lecz na pozycji stopera jeszcze większa, o czym przekonał się Bartosz Bosacki. Po powrocie z Norymbergii miał być czołowym polskim obrońcą, a nie był w stanie wygrać rywalizacji z takimi graczami, jak Jacek Bąk, Mariusz Jop czy Adam Kokoszka.
Nawet w szerokiej reprezentacji zabrakło miejsca dla Grzegorza Wojtkowiaka, który był bez szans w rywalizacji z Pawłem Golańskim czy Marcinem Wasilewskim.
Zarówno Wojtkowiak, jak i Murawski byli w grupie graczy, którzy dobrze rokowali na kolejne wielkie turnieje. - Dawali spore nadzieje na następne lata w drużynie narodowej - dodaje Dawidziuk. Obaj załapali się do 23-osobowej grupy, która stanęła przed wielką odpowiedzialnością, jaką była gra na polsko-ukraińskim Euro 2012.
Życie zweryfikowało
Przed rozpoczęciem turnieju „Muraś”, który drugie podejście do Mistrzostw Europy zaliczył po powrocie z Rubina Kazań, zapowiadał, że nie boi się żadnego przeciwnika, w grupie chciałby spotkać się z Hiszpanami, a Polska turniej zakończy z brązowym medalem. Życie jednak brutalnie zweryfikowało jego plany. Polacy trafili do najsłabszej grupy w historii mistrzostw i nie potrafili wygrać w niej ani jednego meczu!
Co więcej, Murawski, który zagrał w trzech meczach grupowych został okrzyknięty przez internautów największym rozczarowaniem turnieju. Pomocnik Lecha Poznań zebrał 23 procent głosów (prawie 30 tysięcy), wyprzedzając w tej niechlubnej rywalizacji Ludovica Obraniaka (17 procent) oraz Wojciecha Szczęsnego (15 procent). Kibic ma doskonałą pamięć - to Murawski stracił piłkę w meczu z Czechami, po czym południowi sąsiedzi pogrzebali nasze nadzieje na wyjście z grupy.
Smuda nie dał im szansy
W żadnym z meczów nie zagrali za to pozostali lechici, których zabrał na turniej Franciszek Smuda - Marcin Kamiński i Grzegorz Wojtkowiak. Smuda dobrze pamiętał ich jeszcze z czasów, gdy prowadził Kolejorza. Co prawda Kamiński wówczas był obiecującym juniorem i dopiero pukał do drzwi pierwszego zespołu i w mistrzowskim sezonie 2009/10 debiutował w ekstraklasie, ale już w rozgrywkach 2011/12 poprzedzających Euro zagrał w lidze aż 28 razy i to jako 20-latek.
- Jako jeden z niewielu obrońców potrafi wprowadzić piłkę, rozegrać ją, nawet uderzyć. Jest młody, z meczu na mecz gra coraz lepiej - zachwalał klubowego kolegę przed mistrzostwami „Muraś”. Kamiński miał podczas turnieju zebrać naukę na przyszłość, choć obiektywnie trzeba zauważyć, że spodziewanych postępów nie zrobił.
Z kolei „Dyzio” należał do ulubieńców Smudy, co akurat nie przełożyło się na choćby kilkuminutowy występ podczas turnieju. Jeszcze dzień przed meczem z Czechami był pewniakiem do zastąpienia kontuzjowanego Damiena Per-quisa, lecz naturalizowany Francuz doszedł do siebie.
- Po Euro byłem załamany. Przez tydzień nie chciałem nikogo widzieć ani słyszeć. Byłem bardzo rozczarowany, ale udało mi się już sobie z tym poradzić - powiedział później na łamach „Bilda” Wojtkowiak.
Znów jeden pomocnik
W 23-osobowej kadrze na czempionat we Francji znalazł się Karol Linetty, jedyny przedstawiciel Lecha Poznań. Pomocnik rodem z Damasławka z reprezentacją był przez całe eliminacje i choć dwa razy pojawił się na boisku w meczy o punkty, to raczej o wyjazd nie musiał się obawiać.
- Spełniłem swoje marzenie i zagrałem w kadrze, ale jestem głodny sukcesów. W Lechu jest z nami Darek Dudka, który ma ponad 60 meczów w reprezentacji. To pokazuje, jak wiele przede mną - zaznacza pomocnik Lecha.
- Nie chcę wchodzić w kompetencje trenera Nawałki, lecz niemal pewne wydaje się, że Karol będzie żelaznym rezerwowym - mówi Damian Łukasik, były znakomity piłkarz Lecha Poznań. - Karol wciąż jest piłkarzem na dorobku i dziś trudno mu rywalizować o miejsce w pierwszym składzie chociażby z Grzegorzem Krycho-wiakiem, który gra w czołowym europejskim klubie na najwyższym poziomie. Ważny, żeby Karol zebrał naukę i poszedł do przodu. Podobnie przed Euro 2012 mówiono o Marcinie Kamińskim, lecz w jego przypadku nie wszystko poszło tak, jak powinno. Choć rola Linettego może nie będzie wielka, to i tak powinniśmy się cieszyć, że mamy reprezentanta z Lecha, bo przecież zespół ma za sobą fatalny sezon. Nawet trudno wymienić jakiegokolwiek innego zawodnika Lecha, którego można by z czystym sumieniem polecić trenerowi Nawałce - uważa Łukasik.
Dwa bratanki
Do Francji pojadą też Węgrzy z Lecha - Tamas Kadar i Gergo Lovrencsics. Ten drugi już pożegnał się co prawda z klubem, lecz formalnie jest jego pracownikiem do 30 czerwca.
- Nikt na nas nie stawiał, a my pokazaliśmy, że możemy. Wracamy na Euro po 44 latach, a na dużą imprezę po 30, bo ostatnio graliśmy na mistrzostwach świata w Meksyku - mówił zaraz po barażowych meczach z Norwegią (1:0 i 2:1) Lovrencsics.
Tamas Kadar, obrońca Kolejorza to jeden z filarów obrony Węgier. W eliminacjach do francuskiego turnieju zagrał w jedenastu meczach, zaś Lovrencsics - sześć (zdobył jedną bramkę). Węgrzy na Euro zagrają w grupie F z Austrią, Islandią i Portugalią.
- Będę z ciekawością oglądał to, jak sobie poradzą, bo w Lechu w tym sezonie nie błyszczeli - dodaje Łukasik. - Lo-vrencsics był nieskuteczny, natomiast Kadar popełniał w niektórych meczach kardynalne błędy w obronie. Lech stracił przez niego sporo bramek. Sam powtarzał wiele razy, że jest środkowym obrońcą, a w reprezentacji gra na boku i chyba wychodzi mu to całkiem dobrze, bo selekcjoner ma do niego zaufanie. Już za tydzień boisko pokaże na co stać tę trójkę - kończy były reprezentant Polski.