menu

FC Basel, czyli klub działający jak szwajcarski zegarek

17 stycznia 2018, 08:00 | Tomasz Dębek

FC Basel to wzór dla innych klubów. Wychowuje wielkich piłkarzy, kupuje tanio, a drogo sprzedaje. W poniedziałek do Borussii Dortmund za 21,5 mln euro przeszedł obrońca Manuel Akanji, który 30 miesięcy wcześniej kosztował 700 tysięcy. Mimo stawiania na młodzież drużyna z Bazylei zdominowała ligę szwajcarską. Odnosi też spore sukcesy w Europie.

Manuel Akanji (z prawej)
Manuel Akanji (z prawej)
fot. AP/EASTNEWS

To nie jest sport dla małych klubów. PSG wydaje na piłkarzy kwoty rzędu 222 i 180 mln euro (Neymar i Kylian Mbappé), Barcelona 160 mln (Philippe Coutinho), a angielskie kluby zachowują się w czasie okienek transferowych jak klienci sieci sklepów dyskontowych na wyprzedaży. Kluby spoza pięciu czołowych europejskich lig nie mają szans na rywalizację z elitą. Może powinny poddać się i zrzeszyć w międzynarodowej B-klasie, którą będą śledzić tylko najwytrwalsi kibice? Dopóki działają takie kluby jak FC Basel, w piłkarskich Kopciuszkach wciąż może tlić się nadzieja na sukcesy.

Dlaczego akurat Basel? Szwajcarów próżno szukać w rankingach najbogatszych klubów. Łatwiej odnaleźć ich w klubowym rankingu UEFA, gdzie zajmują 18. miejsce - wyprzedzają takie firmy jak Tottenham, Schalke 04, AS Romę czy Liverpool. Zdobyli osiem mistrzostw z rzędu, w ostatniej dekadzie siedmiokrotnie grali w fazie grupowej Ligi Mistrzów (trzy razy awansowali do 1/8 finału), byli też w ćwierćfinale (2013) i półfinale (2012) Ligi Europy. Wygrywali z Manchesterem United, Liverpoolem, Chelsea czy Bayernem Monachium. Przy tym nie dotknęła ich transferowa gorączka. Tylko dwóch piłkarzy w historii klubu kosztowało więcej niż cztery mln euro (César Carignano 4,7 mln, Alex Frei 4,25 mln). Pierwszy trafił jednak do klubu w 2004 roku, drugi w 2009. Od ponad ośmiu lat rzadkością w Bazylei są transfery powyżej 3 mln euro.

Dotyczy to oczywiście tylko transakcji piłkarzy przychodzących do klubu. Basel sprzedaje dużo drożej. W poniedziałek Borussia Dortmund zapłaciła im za 22-letniego stopera Manuela Akanjiego 21,5 mln euro. Przed rozpoczęciem poprzedniego sezonu do Schalke 04 za milion więcej odszedł napastnik Breel Embolo. Wcześniej Szwajcarzy sprzedali m.in. Mohamedów: Eleny’ego (Arsenal, 12,5 mln euro) i Salaha (16,5 mln, Chelsea) czy Xherdana Shaqiriego (11,8 mln, Bayern Monachium).

Te transfery to najlepszy przykład modelu, jaki przyjęto w Bazylei. Shaqiri i Embolo są wychowankami klubowej akademii, trafili do niej z lokalnych drużyn w wieku odpowiednio 10 i 13 lat. Akanji miał niespełna 20 lat, gdy przeszedł z FC Winterthur za 700 tys. euro. Salaha i Elemy’ego skauci Basel wypatrzyli w ich ojczystym Egipcie. W lutym 2012 roku tamtejsza liga została zawieszona po tragedii na stadionie w Port Said, w której zginęły 74 osoby, a ponad 500 zostało rannych. Niedługo później FC Basel zaprosiło na sparing olimpijską reprezentację Egiptu. Salah zagrał 45 minut, strzelił dwa gole. Władze klubu zapłaciły za niego ok. 2,5 mln euro (pół roku później za niespełna 650 tys. dołączył do niego Elemy). Dziś jest jedną z najjaśniejszych gwiazd Premier League. Latem Liverpool zapłacił za niego 42 mln euro. Legenda The Reds Ian Rush przewidywał niedawno, że Egipcjanin może być wart co najmniej tyle, co Neymar. Dodał, że w obecnej formie jest lepszy niż Leo Messi i Cristiano Ronaldo.

Rewolucja zaczęła się w 1999 roku. Na jeden z meczów zaproszona została Gisela Oeri, która z mężem Andreasem - potentatem na rynku farmaceutycznym - tworzy najbogatszą parę Szwajcarii. Spodobało się jej, została członkiem rady nadzorczej klubu. Trzy lata później wiceprezesem, a w 2006 prezesem (funkcję tę pełniła przez sześć lat). Za jej rządów priorytetem dla klubu stało się wyszukiwanie talentów oraz wprowadzanie ich do pierwszej drużyny. Z doskonałym skutkiem. Ivan Rakitić, dziś as Barcelony, już w wieku 16 lat wyróżniał się na tyle, że do Chelsea sprowadzić chciał go Jose Mourinho. Shaqiriego, którego w czasach gry dla Bazylei ochrzczono "Messim z Alp" skauci wypatrzyli w wieku ośmiu lat, gdy grał w zespole ze swojej wioski.

Od 2000 roku drogę z akademii do pierwszego zespołu pokonało kilkudziesięciu zawodników. Wielu z nich ruszyło później do czołowych lig Europy. Podobnie jak w Ajaksie czy Barcelonie - założonej zresztą m.in. przez Hansa Gampera, który był jednym z pierwszych kapitanów FC Basel i wyeksportował do Katalonii bordowo-granatowe barwy klubu - od najmłodszych roczników każdy zespół ma taką samą filozofię gry. Jeśli ktoś powie, że klub stanowi jedną wielką rodzinę, nie są to tylko puste słowa. Piłkarze chętnie wracają do klubu (ostatnio Fabian Frei, wcześniej choćby Matias Delgado czy Zdravko Kuzmanović). Rakitić czy Salah utrzymują kontakt z jego pracownikami. Po zakończeniu kariery doświadczenie byłych zawodników pomaga im w nowych rolach. Obecnie Marco Streller i Alex Frei są dyrektorami, a wspomniany Delgado trenerem członkiem sztabu szkoleniowego.

Nic dziwnego, że klub ze 175-tysięcznego miasteczka jest inspiracją dla działaczy w całej Europie. W Polsce też. - Jest jeden szwajcarski klub, na którym można się wzorować. To FC Basel. Mam bliski kontakt z ludźmi, którzy wprowadzili tę drużynę do europejskiej elity, ale po niedawnej zmianie właścicielskiej odeszli. Czerpię z możliwości dotarcia do wiedzy osób, którzy myślą trochę inaczej niż się przyjęło - przyznał niedawno prezes i współwłaściciel Legii Warszawa Dariusz Mioduski na antenie TVP. W podobnym tonie wypowiadał się jego poprzednik Bogusław Leśnodorski. Wzorce z Bazylei stara się też czerpać Lech Poznań.

Wyników finansowych nasze kluby mogą Szwajcarom tylko pozazdrościć. W 2016 roku Basel uzyskał 112 mln euro przychodu, z czego 24,5 mln czystego zysku. Dyrektor finansowy Stephan Werthmüller, który latem odszedł z klubu, zostawił na kontach ponad 50 mln euro nadwyżki. Jak na klub, który pod koniec lat 90. znalazł się w poważnych tarapatach finansowych, całkiem nieźle. A strumień pieniędzy wpływających do klubu powinien być coraz szerszy. Premie od UEFA rosną (w tym sezonie Szwajcarzy wyszli z grupy za Manchesterem United, a przed CSKA Moskwa i Benfiką Lizbona, w 1/8 finału zmierzą się z Manchesterem City), podobnie jak ceny na rynku transferowym.

Jedynym zmartwieniem nowych władz klubu z Bernhardem Burgenerem na czele może być to, że trudno będzie osiągnąć im więcej niż poprzednicy. W rywalizacji z angielskimi czy hiszpańskimi potęgami drużyna bez wielkich gwiazd jest z góry skazana na niepowodzenie. Co prawda w przeszłości piłkarze z Bazylei wiele razy udowodnili, że potrafią sprawiać niespodzianki, ale to za mało by realnie myśleć o zwycięstwie w Lidze Mistrzów, a nawet Lidze Europy. Gra na europejskim podwórku odbija się też w poczynaniach ligowych. Po 19. kolejkach szwajcarskiej Super League Basel traci dwa punkty do Young Boys Berno. Do utraty pierwszego tytułu od 2009 roku wciąż daleko, ale widać zmęczenie materiału - trzy poprzednie sezony drużyna z Bazylei kończyła z dwucyfrową przewagą nad wiceliderem (ostatnio 17 punktów).

Tak czy inaczej klub, z którego na podbój piłkarskiego świata ruszyli m.in. Salah, Shaqiri, Rakitić czy Granit Xhaka, o kolejne talenty nie ma się co martwić. W akademię co roku inwestuje ok. pięć-sześć mln euro. Wydaje mądrze, stawiając na jakość, nie ilość. Choćby skautów zatrudniają zaledwie kilku zamiast kilkunastu czy kilkudziesięciu. A kontrakty piłkarzy są skonstruowane tak, że połowa płac jest gwarantowana, reszta zależy od wyników. Piłkarzy rezerw z pensjami jak Daniel Chima Chukwu w Legii (ok. 500 tys. euro rocznie) tam nie znajdziemy.

Tomasz Dębek
Obserwuj autora artykułu na Twitterze

Inaki Astiz: Znam Angulo, jest w życiowej formie