Basel zrehabilitowało się za klęskę z Realem. Streller dał zwycięstwo z Liverpoolem (WIDEO)
Po porażce 1:5 z Realem Madryt w 1. kolejce Ligi Mistrzów piłkarze FC Basel liczyli na rehabilitację w meczu z Liverpoolem. I nie przeliczyli się. Szwajcarzy zwyciężyli po golu Marco Strellera.
Liverpool w ostatnich tygodniach nie dawał swoim fanom zbyt wielu okazji do radości. Kibice zespołu z miasta Beatlesów liczyli, że w Lidze Mistrzów będzie inaczej i ich pupile w końcu pokażą na co ich stać. Jednak początkowo podopieczni trenera Brendana Rodgersa nie pokazywali zbyt wiele. Gdyby wykluczyć akcję, po której Raheem Sterling strzelił gola ze spalonego, to można śmiało powiedzieć, że "The Reds" w pierwszej połowie stworzyli jedną groźną akcję, w której strzał na bramkę usiłował oddać Jordan Henderson, tyle że najpierw przeszkodził mu jeden z obrońców mistrza Szwajcarii, a po tym jak piłka spadła pod nogi jednego z jego kolegów, sędzia dopatrzył się pozycji spalonej.
Więcej do powiedzenia w pierwszych 45 minutach miał zespół z Bazylei i to mimo faktu, iż trener Paulo Sousa musiał bardzo szybko dokonać korekty w pierwszym składzie. Już w 8. minucie z powodu kontuzji boisko opuścił Behrang Safari, którego zastąpił Derlis Gonzalez. Jak to wpłynęło na grę gospodarzy? Nie wpłynęło ani trochę, bo piłkarze Basel doskonale wiedzieli czego chcą i w pełni zdawali sobie sprawę z tego jak mogą to osiągnąć. W pierwszej połowie nie udało im się zdobyć gola, choć Marco Streller i Serey Die mieli ku temu dogodne okazje, ale fani wyraźnie wyczuwali, że bramka wisi w powietrzu.
Na początku drugiej połowy nastąpił szturm Szwajcarów. Najpierw na bramkę Mignoleta strzelał Streller a potem refleks Belga przetestował Hamoudi. Znacie przysłowie do trzech razy sztuka? Marco Streller zna je doskonale, choć obrońcy Liverpoolu chyba też wierzyli, że przeznaczenie sztywno trzyma się tej zasady. Jak inaczej tłumaczyć fakt, że po dośrodkowaniu z rzutu rożnego dwaj obrońcy Liverpoolu interweniowali tak niefortunnie, że Simon Mignolet musiał ratować swój zespół przed utratą bramki? Belgowi udało się wybić piłkę efektowną paradą, ale piłka spadła wprost pod nogi Strellera, który zazwyczaj się nie myli, jeśli dostaje prezent od bramkarza na piątym metrze i tym razem też się nie pomylił.
Liverpool przegrywał, ale mimo niekorzystnego wyniku nie miał za wiele do powiedzenia pod bramką rywala. Mario Balotelli ograniczył się do bezradnego rozkładania rąk i powolnego dreptania od obrońcy do obrońcy, Coutinho i Sterling coś tam próbowali zrobić, ale najchętniej w pojedynkę, a w taki sposób nie da się wygrać meczu na poziomie Ligi Mistrzów. W takich sytuacjach często ratunkiem są stałe fragmenty gry i w 86. minucie Steven Gerrard miał okazję uratować swój zespół. Legendarny pomocnik Liverpoolu zrobił wszystko jak powinien, ale broniący bramki gospodarzy Tomas Vaclik stanął na wysokości zadania. I to było ostatnie słowo podopiecznych Brendana Rodgersa w tym spotkaniu. Basel zwyciężył 1:0 i trzeba przyznać, że było to zwycięstwo zasłużone.