Cracovia zdemolowała Lecha! Siedem goli przy Kałuży! To koniec Skorży w Poznaniu? [ZDJĘCIA]
Piłkarze Cracovii nie okazali się gościnni dla mistrzów Polski. Lechici przy Kałuży już po czterech minutach przegrywali dwoma bramkami. Ostatecznie "Pasy" po znakomitym spotkaniu wygrały z poznańskim Lechem 5:2. "Kolejorz" poniósł już ósmą porażkę w sezonie i nic nie wskazuje na to, by szybko miał opuścić strefę spadkową.
Mecz przyjaźni na trybunach nie zwalniał żadnej z drużyn z walki o zwycięstwo. A ono było potrzebne obu zespołom. Cracovia wygrywając miała szansę na miejsce na ligowym podium, a Lech, dzierżąc ostatnią lokatę w tabeli jak powietrza potrzebował punktów. W Krakowie szykował się więc zacięty mecz.
Zanim jeszcze wszyscy kibice zdołali zająć swoje miejsca, a dziennikarze włączyć laptopy, padła pierwsza bramka. Już w 30 sekundzie Maciej Gostomski był zmuszony po raz pierwszy wyciągać futbolówkę z siatki. Strzelcem, znany z szybkich goli, reprezentant Polski Bartosz Kapustka. Nie zdołał poprawić swojego rezultatu z Ząbek - tam trafienie zanotował bowiem w 16 sekundzie, ale bramka na własnym stadionie przeciwko ubiegłorocznym mistrzom Polski smakowała na pewno równie dobrze. Na drugie trafienie nie trzeba było długo czekać, gdyż już w 3. minucie Kolejorz przegrywał 0:2. Gości dobił Deniss Rakels. Po podaniu Mateusza Cetnarskiego podobnie jak wcześniej Kapustka, przebił się stroną Tamasa Kadara i zaskoczył nie rozbudzonego jeszcze Macieja Gostomskiego.
2 gole w 4 minuty. Lepszego scenariusza Pasy nie mogły sobie wymarzyć. Nie zaspokoiło to jednak zupełnie ich dzisiejszych ambicji. Nadal szturmem nacierali w pole karne poznaniaków, nie pozwalając rywalom na stworzenie praktycznie żadnej sytuacji. Jedyny strzał Kolejorza, w wykonaniu Tomasza Kędziory był na tyle słaby, że nawet mimo najszczerszych chęci młodego obrońcy, nie zdołał zaskoczyć Grzegorza Sandomierskiego. A Cracovia atakowała nadal. Całą drużyną spędzali sen z powiek defensorom przeciwnika. Bramkę Gostomskiego ostrzeliwali praktycznie wszyscy, przez następne kwadranse nie mogąc jednak powtórzyć sukcesu Kapustki oraz Rakelsa.
Udało się to dopiero Mateuszowi Cetnarskiemu. Bardzo pomógł mu w tym sam Maciej Gostomski, który w polu karnym sfaulował nadbiegającego za piłką Denissa Rakelsa i sprezentował rywalom rzut karny. Gdy do futbolówki podchodził zeszłoroczny Turbokozak przy Kałuży już było wiadomo, że umieszczenie piłki w siatce to czysta formalność. Tak też się stało i po 40 minutach gospodarze prowadzili już 3:0.
Po kolejnym straconym golu, wiara Macieja Skorży najwyraźniej umarła, gdyż zrezygnował z kolejnych wskazówek dla swoich podopiecznych i w melancholijnym nastroju skrył się w odmętach ławki rezerwowych. Również jego podopieczni wydawali się bardziej oczekiwać przerwy niż strzelonej przez siebie bramki. Zanim ona jednak nadeszła zmuszeni byli jeszcze stawić opór natarciom rywali. A tych zdawało w dzisiejszym spotkaniu nie zadowalać nic i konsekwentnie tworzyli sobie kolejne groźne ataki.
Zanim jeszcze rozpoczęła się druga połowa, Maciej Skorża zdecydował się na dwie roszady. W szatni pozostali Tomasz Kędziora oraz Marcin Robak, a do walki wybiegli Kebba Ceesay wraz z Darko Jevticiem. Te zmiany na krótko rozruszały poznaniaków. Szwajcarowi udało się nawet stworzyć trochę zagrożenia pod bramką Grzegorza Sandomierskiego, obdarzając kolegów dośrodkowaniami. Piłki zamiast jego kolegów odbierali jednak obrońcy Cracovii.
Nie zdołali oni, a w szczególności jeden z nich - Piotr Polczak powstrzymać przed zdobyciem gola Kaspra Hamalainena. Fin wyprzedził bowiem stopera Pasów i odebrał futbolówkę nadlatującą od Szymona Pawłowskiego. W ten sposób Kolejorz zdobył kontaktową bramkę, która popchnęła ich do dalszej pracy. Podobnie jak w pierwszej połowie gra coraz częściej zaczęła toczyć się na bramce pod sektorem rodzinnym, z tą różnicą, że teraz bronił jej nie Maciej Gostomski a Grzegorz Sandomierski. W przeciwieństwie do swoich rywali, nauczeni doświadczeniem gospodarze, skutecznie blokowali lechitom dostępu do niej.
Skuteczną obroną rozpoczynali kolejne ataki. Jeden z nich zakończyli czwartą już w tym meczu bramką. Tym razem na listę strzelców wpisał się Erik Jendrisek. Wykorzystał podanie Denissa Rakelsa i umieścił piłkę w siatce. Tym samym na niespełna półgodziny przed końcem Cracovia prowadziła już 4:1.
Ten wynik uśpił nieco defensorów Pasów. Pozwolili oni rywalom na kilka groźniejszych wejść w pole karne. W ostatniej chwili stoperzy jednak budzili się i nie pozwalali przeciwnikom na oddanie strzału. Na zdobycie kolejnego gola pozwolili natomiast piłkarze Lecha. Na murawie w 70. minucie pojawił się Jakub Wójcicki i nie czekał długo. Praktycznie zaraz po wejściu umieścił piłkę w siatce. Wyszedł na sytuację sam na sam i po prostu nie mógł tego nie wykorzystać.
Podobnie jak Kasper Hamalainen, który chwilę później drugi raz w tym meczu wpisał się na listę strzelców. Prosty błąd Grzegorza Sandomierskiego spowodował, że Fin stanął przed pustą bramkę i po jego kopnięciu piłka po raz siódmy! w tym meczu zawitała w siatce. A do końca meczu jeszcze kwadrans... Końcówka meczu zepsuła jednak statystyki ilości goli na minutę i mimo kilku naprawdę dobrych sytuacji dla gospodarzy, nie przyniosła już żadnych bramek.