Falstart GieKSy. Skuteczna do bólu Sandecja ukarała faworyta
Dominacja niemal przez 90 minut meczu na niewiele się katowiczanom zdała. Wystarczyła jedna kontra Sandecji, by punkty zostały w Nowym Sączu. Jeśli GieKSa poważnie myśli o Ekstraklasie, musi poprawić skuteczność.
fot. Arkadiusz Gola / Polskapresse
Za faworyta tego spotkania uznawano drużynę z Katowic. Zarząd i zawodnicy GKS-u, który świętuje w tym roku swoje pięćdziesięciolecie, śmiało mówią o awansie do Ekstraklasy. Przed rozpoczęciem dzisiejszego spotkania drużyna z Górnego Śląska zajmowała 3. miejsce i traciła trzy punkty do liderujących Górnika Łęczna i GKS-u Bełchatów.
W zimowej przerwie drużynę GieKSy zasiliło zaledwie dwóch zawodników - obrońca Radosław Sylwestrzak oraz napastnik Szymon Skrzypczak. Trener Kazimierz Moskal zdecydował się na kosmetyczne zmiany składzie, licząc na to, że taka decyzja przyniesie korzyści. Zupełnie inaczej w okienku transferowym zachowali się zarządzający nowosądeckim klubem. Do drużyny dołączyło aż dziewięciu zawodników, którzy za zadanie mają urozmaicić grę Sandecji.
Od początku meczu przeważającą drużyną był GKS. Raz po raz podopieczni trenera Moskala zagrażali bramce, której strzegł Marcin Cabaj. W 10. minucie świetne dośrodkowanie z prawej strony uderzeniem głową zakończył Napierała, jednak na posterunku był bramkarz gospodarzy. Sześć minut później w dobrej sytuacji znalazł się Gancarczyk, który jednak skiksował mając przed sobą tylko Cabaja.
Gospodarze wydawali się przestraszeni i tylko sporadycznie gościli w okolicy pola karnego rywala. Tymczasem kolejne dobre akcje marnowali katowiczanie. Dwukrotnie w krótkim odstępie czasu bliski zdobycia bramki był Skrzypczak, uderzenie Wróbla efektownie obronił Cabaj. Nowosądecczanie starali się odgryźć rywalowi, ale im bliżej pola karnego GieKSy, tym popełniali więcej prostych błędów, które uniemożliwiały im oddanie groźnego strzału.
W 36. minucie wydawało się, że już nic nie uratuje gospodarzy przed utratą bramki. Po płaskim dośrodkowaniu ze skrzydła wślizgiem z kilku metrów uderzał Skrzypczak, a piłka przeleciała kilka centymetrów obok słupka. Po chwili fantastyczną obroną po strzale Pitrego popisał się bramkarz Sandecji, który był zdecydowanym bohaterem swojej drużyny w pierwszej połowie.
Gospodarze głównie dzięki Cabajowi bezbramkowo remisowali z GKS-em Katowice po pierwszej połowie i jasne było, że jeżeli w drugiej „połówce” będą grali tak słabo, prędzej czy później skończy się to utratą gola.
Na początku drugiej połowy gospodarze w końcu ruszyli do ataku, czego efektem były groźne stałe fragmenty gry wykonywany z pobliża pola karnego katowiczan. Goście przez kilka minut byli zepchnięci do głębokiej defensywy, jednak umiejętnie odpierali ataki zdeterminowanych piłkarzy Sandecji.
W 60. minucie gospodarze otworzyli wynik spotkania. Grzeszczyk otrzymał piłkę w polu karnym, minął na raz Czerwińskiego i pewnym, mierzonym strzałem pokonał Rafała Dobrolińskiego.
Minutę później mogło być 1:1, jednak Pitry uderzył głową z kilku metrów ponad poprzeczką. Katowiczanie za wszelką cenę chcieli jak najszybciej strzelić bramkę wyrównującą, jednak w ich poczynaniach było zbyt dużo chaosu i niedokładności.
Kolejne minuty to ataki GieKSy i dobra obrona graczy Sandecji. Podopieczni Ryszarda Kuźmy za wszelką cenę starali się dowieźć korzystny wynik do końca spotkania. Od czasu do czasu miejscowi próbowali zagrozić bramce rywala- najbliżej podwyższenia wyniku po uderzeniu z rzutu wolnego był Mójta.
W 85. minucie w klarownej sytuacji prost w bramkarza uderzył Zieliński, a chwilę później Wróbel skiksował przy uderzeniu z 15 metrów.
Do końca spotkania już nic się nie zmieniło. Sandecja wygrała z GKS-em 1:0. Podopieczni Kazimierza Moskala zaliczyli falstart i aby liczyć się w walce o awans do najwyższej klasy rozgrywkowej, muszą zdecydowanie poprawić skuteczność.