menu

Robert Lewandowski, czyli człowiek z żelaza

3 listopada 2017, 18:48 | Bolesław Groszek

Kapitanowi reprezentacji Polski kontuzje nie są straszne. Po urazie w meczu ligowym z Lipskiem nie ma już śladu i Lewy będzie gotowy na Der Klassiker


fot. Eastnews

Tytan, heros, cyborg. Każdą z tych istot cechuje niezwykła siła, oraz pełna gotowość do poświęceń, nawet w najtrudniejszej możliwej sytuacji. Każde z tych określeń służy też kibicom do opisania postawy Roberta Lewandowskiego. Postawy piłkarza niezłomnego, który przyzwyczaił fanów, że zawsze znajduje się w świetnej formie fizycznej i praktycznie nigdy nie omija meczów swojej drużyny. Tym większe było zdziwienie wszystkich, kiedy w sobotnim meczu Bayernu Monachium z Lipskiem, napastnik przedwcześnie zszedł z boiska z przypuszczeniem groźnej kontuzji. Nic bardziej mylnego - w Der Klassiker, które odbędzie się w najbliższy weekend, Lewy ma być w pełni gotowy.

Co ciekawe, mimo że kapitan reprezentacji Polski niezwykle rzadko doznaje urazów, to właśnie one niejako zdefiniowały jego karierę. W 2005 roku, gdy młody napastnik grał jeszcze w rezerwach Legii Warszawa, doznał bardzo groźnej kontuzji mięśnia dwugłowego, która mogła przeszkodzić mu w dalszym uprawianiu sportu. Nie dość, że nie mógł biegać, czy grać w piłkę, to miał nawet problemy z normalnym chodzeniem.

- Był lekarz, który powiedział, że nie wrócę już do formy jaką wcześniej prezentowałem. Ale w Zniczu Pruszków wyciągnięto do mnie rękę. Otrzymałem pomoc i jednak dało się. To pokazuje, że niezależnie od tego jak ciężko jest, nie wolno załamywać się tylko trzeba iść do przodu - powiedział później Lewandowski, tłumacząc czemu Legia nie przedłużyła z nim kontraktu.

Polak za pięć tys. złotych przeniósł się do III ligowego Znicza Pruszków i długo poddawał się mozolnej rehabilitacji. Kiedy jednak znów znalazł się w pełni formy, szybko został kluczową postacią w drużynie. Walnie przyczynił się do awansu Znicza do I ligi, a strzelając 38 bramek w dwa lata, został królem strzelców III i II ligi.

Kolejne dwa lata w Lechu Poznań były dla napastnika już bezproblemowe jeśli chodzi o kontuzje. Grał kiedy się tylko dało, a co ważne prezentował świetną formę fizyczną i strzelecką. Jego dyspozycja stała pod znakiem zapytania tylko przed meczem 1/16 Pucharu UEFA w 2009 roku, ale rozcięcie stopy przeszkodziło mu wówczas jedynie w wystąpieniu w meczu towarzyskim z Koroną Kielce.

Podobnie było po transferze do Borussii, bo pierwszy mecz z powodu urazu Lewy opuścił dopiero po czterech latach gry w Niemczech. Wcześniej nabawił się kontuzji mięśnia dwugłowego uda, z powodu której nie zagrał 29 lutego 2012 roku w meczu Polska - Portugalia oraz kontuzji uda, przez którą mógł nie wystąpić w Lidze Mistrzów z Realem Madryt. Dopiero w swoim ostatnim sezonie w BVB uraz przeszkodził mu, by zagrać z Freiburgiem.

W sumie przez całą swoją karierę w Niemczech nie opuścił dwóch ligowych spotkań z rzędu z powodu kontuzji. Potrafił kończyć mecz mimo skręconej kostki, lub błyskawicznie wrócić do zdrowia po pucharowym pojedynku, w którym doznał wstrząsu mózgu, oraz złamano mu nos i szczękę. Jaka jest tajemnica końskiego zdrowia Lewandowskiego? Być może to geny, a może wzorowy styl życia który prowadzi. Zbilansowana dieta, systematyczna ciężka praca i mądre podejście do sportu zdecydowanie zmniejszają ryzyko odniesienia kontuzji. A być może, jeśli Lewy nie byłby aż tak eksploatowany w klubie i kadrze, to nie miałby najmniejszych problemów ze zdrowiem.

- Po 65 meczach w sezonie ciężko prezentować świeżość i być w optymalnej formie w czerwcu. Jeżeli to jest niegroźna kontuzja, jestem za. Niech odetchnie - powiedział niedawno Zbigniew Boniek, odnosząc się do ostatnich problemów Polaka. Choć zabrzmiało to kontrowersyjnie, wygląda na to, że Lewy jest po prostu przemęczony, ale wciąż nie do zdarcia. W sobotę pewnie rozpocznie mecz z Borussią Dortmund od pierwszej minuty i znów będzie się wyróżniał w jednym z najważniejszych meczów sezonu.

#TOPSportowy24;nf - SPORTOWY PRZEGLĄD INTERNETU

[wideo_iframe]//get.x-link.pl/1c0a3fa6-525a-8d65-836c-3e1b8bc35836,c14d935b-30ad-5e9a-9315-ce4758a19530,embed.html[/wideo_iframe]

Polacy po meczu z Czarnogórą: To było przerażające pięć minut