Po meczu z Bełchatowem: Legia Warszawa gaśnie w oczach
Gwizdy i okrzyki: "Co wy robicie?! Wy naszą Legię hańbicie!" - tak pożegnali piłkarzy Legii warszawscy kibice po sobotnim remisie 1:1 z GKS Bełchatów. Oglądanie wątpliwej jakości widowisk, które serwuje nam ostatnio zespół Macieja Skorży, sprawiło, że nawet największym fanatykom z Łazienkowskiej w końcu puściły nerwy.
To miał być mecz, którym Legia zamknie usta malkontentom i udowodni, że nie zawdzięcza pozycji lidera tylko wiosennej zapaści Śląska Wrocław. Udowodnił tylko tyle, że nie ma już chyba sensu zaklinać dalej rzeczywistości. Stołeczny zespół gaśnie w oczach. Po wymęczonych zwycięstwach z ŁKS i Podbeskidziem, derbowym remisie z Polonią (w międzyczasie był jeszcze wywalczony z trudem remis z Gryfem Wejherowo w Pucharze Polski), znów spisał się poniżej oczekiwań.
W sobotę niby miał przewagę, ale niewiele z niej wynikało. W całym meczu strzelał 22 razy na bramkę rywala, z czego osiem razy celnie. Do siatki gospodarze trafili jednak tylko raz, za sprawą Rafała Wolskiego - do tego jednego nazwiska sprowadza się od kilku spotkań cała gra ofensywna Legii.
Można oczywiście powiedzieć, że GKS wcale nie jest taki słaby, jak się na pierwszy rzut oka wydaje. Pokonał przecież wiosną Lecha Poznań i Polonię (jakby to było w tej chwili jakąś wielką sztuką), zremisował też z Wisłą Kraków. Z drugiej jednak strony fatalnie spisuje się w tym sezonie na wyjazdach - w sumie odnotował już osiem porażek (o trzy więcej niż ostatnia w tabeli Cracovia). Ktoś myślący na serio o mistrzostwie Polski nie może tracić u siebie punktów z takimi zespołami.
Skorża: Jesteśmy bardzo rozczarowani, podobnie jak kibice na stadionie
Co więcej, trudno w tej chwili powiedzieć, co zrobić, aby Legia zaczęła grać lepiej. Nadal nie ma kim załatać dziur po sprzedanych zimą Macieju Rybusie, Arielu Borysiuku i Marcinie Komorowskim (w związku z kontuzją Inakiego Astiza w sobotę na środku obrony zagrał Ivica Vrdoljak). Danijel Ljuboja nadal potyka się o własne nogi, a leczący w zimie kontuzję żeber Miroslav Radović wciąż nie może wrócić do formy. Ciągle poniżej oczekiwań spisuje się Michał Kucharczyk. Do tego obniżył loty Michał Żyro.
Nacho Novo dla Ekstraklasa.net: Chcę zasłużyć sobie na miejsce na boisku
Nadal nie wiadomo również co robią w Legii Nacho Novo i Ismael Blanco. Pierwszy miał zastąpić Rybusa, ale na razie bardziej przypomina niechcianego w klubie Portugalczyka Manu (też dużo biega, ale niewiele z tego wynika). O grze drugiego nie sposób na razie za to cokolwiek powiedzieć, bo jest ignorowany przez partnerów. Do tego stopnia, że w sobotę cofnął się w pewnym momencie po piłkę aż pod środkową linię.
Wygląda to wręcz, jakby żaden z nich nie pasował do koncepcji gry preferowanej przez Skorżę. Pytanie zatem, po co ściągano ich zimą? Tym bardziej zasadne, że przecież zostali ponoć starannie wybrani z długiej listy kandydatów - tak zgodnie zapewniali jeszcze niedawno zarówno trener, jak i odpowiedzialny w klubie za transfery Marek Jóźwiak.
Na kpinę zakrawa w tych okolicznościach fakt, że remisując w sobotę Legia... powiększyła swoją przewagę nad Śląskiem, który przegrał w niedzielę 0:2 z Lechem. Strata punktów może jednak odbić się czkawką, bo za tydzień zagra w Krakowie z Wisłą. A potem na Łazienkowską zawita Ruch Chorzów.