menu

Co się stało z Anży? Upadek klubu z Dagestanu

13 października 2013, 21:15 | Szymon Janczyk

- Dagestan stanie się piłkarską potęgą! - zapowiadał przed dwoma laty Sulejman Kerimow, właściciel klubu z Machaczkały, który zamierzał zainwestować w rozwój futbolu w swoim mieście ogromne pieniądze. Mniej więcej w tym samym czasie rozpoczęło się masowe kupowanie innych europejskich klubów przez kolejnych miliarderów. Większość z tych ekip to dziś kandydaci do mistrzostwa kraju. A Anży?

W Anży sytuacja jest zupełnie odwrotna niż w większości klubów, należących do miliarderów. Po gwiazdach został gorzki zawód, sam klub zaś stoczy walkę o utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej. Co poszło nie tak?

Patrząc na całą historię, można mieć wrażenie małego deja vu. Kerimow łudząco przypomina Józefa Wojciechowskiego, a Anży Polonię Warszawa, oczywiście zachowując proporcje. W grę wchodzą bowiem zupełnie inne pieniądze i inne cele, ale zamiar był ten sam - zbudować piłkarskiego giganta z przeciętnego zespołu. Obydwa kluby "zabił" ich właściciel - rozgoryczony i zdenerwowany brakiem sukcesów zakręcił kurek z pieniędzmi. Różnica jest taka, że budżet Anży to nadal stan nieosiągalny dla żadnego polskiego klubu (ponad 50 milionów euro), a zawodników wyprzedano, więc klub nie upadł w przeciwieństwie do Polonii, której lista długów była dłuższa niż rozjechany przez walec kilkumetrowy wąż. Zespół z Dagestanu gra jednak tak beznadziejnie, że jedną nogą jest już w drugiej lidze i tym razem nie pomógłby nawet cudotwórca Hiddink. Tu po prostu nie ma czego ratować.

Głównym powodem upadku rodzącej się potęgi były... pieniądze. Paradoksalnie - to co uczyniło z Machaczkały obiekt zainteresowań całego piłkarskiego świata, uczyni z niej zarazem klub z największym budżetem wynagrodzeń na zapleczu rosyjskiej ekstraklasy. Dlaczego? Spójrzmy na ten przykład: Samuel Eto'o u szczytu formy odchodzi z dobrze prosperującego mediolańskiego Interu do drużyny z miasta o którym większość fanów futbolu słyszało po raz pierwszy. Co go do tego skłoniło? Dwadzieścia milionów za sezon gry, o ile jego postawę meczową można nazwać grą. Gdybym dostawał dwadzieścia tysięcy złotych za napisanie każdego artykułu, niezależnie od tego czy w ogóle będzie się dało go przeczytać, to zapewne też by mi specjalnie nie zależało, jak inni to odbiorą. Tak czy siak Kerimow chciał sukcesów, sukcesów nie było, więc znudziła mu się zabawa w realistyczną wersję "Football Manager'a" i wystawił wszystkich gwiazdorów na listę transferową. W ten sposób obie strony były zadowolone ze współpracy (no może bardziej piłkarze): Sulejman odzyskał pieniądze, a kopacze poobijali się przez parę lat i zarobili tyle ile przez całą karierę uciułać by nie zdołali.

Co więc osiągnęła, a raczej czego nie osiągnęła Anży przez dwa lata ofensywy transferowej rosyjskiego miliardera, że ten tak się rozzłościł? Biznesmen chciał zdobyć dwa trofea - najpierw na krajowym, a potem na europejskim podwórku. Skończyło się na tym, że nie zawojował nawet Premier Ligi. Kto wie, może gdyby był mniej niecierpliwy, Dagestan doczekałby się mistrzostwa Rosji? Anży prezentowało mimo wszystko tendencję zwyżkową - co dwa miejsca na sezon. Najpierw była piąta lokata, potem nawet posmakowali podium - choć na najniższym stopniu. Kolejny raz jednak przekonaliśmy się, jak bardzo kapryśni mogą być bogacze, bo nikt im nie może niczego zabronić. Przed startem obecnych rozgrywek zakontraktowano m.in. młodego utalentowanego Kokorina, który jednak nie zdążył nawet rozpakować walizek i nie powąchał murawy w barwach zespołu z Machaczkały. Podobnie miała się sprawa Christophera Samby.

Aspekty czysto sportowe nie były jednak jedynym powodem wycofania się Kerimowa z finansowania klubu. Rosyjski miliarder stracił bardzo ważny kontrakt w jednym z krajów bloku poradzieckiego, w wyniku którego stracił w moment ponad 300 milionów funtów. W tej sytuacji nie można dziwić się, że nie przynosząca ani satysfakcji ani zysków "piłkarska zabawka" została odstawiona w kąt. Na problemach Sulejmana ucierpiał nie tylko klub, ale całe miasto. Z pieniędzy właściciela Uralkali, czyli jednej z największych firm produkujących sztuczne nawozy, wybudowano również nowoczesny stadion wraz z kompleksem boisk bocznych, służących jako treningowe areny dla młodych adeptów futbolu, ale też hotele, restauracje i tym podobne zabudowania miejskie, które dały możliwość pracy tysiącom osób, bo dotychczas Dagestan był w Rosji regionem wyjętym z ogólnego zarysu bogatego państwa. Futbol miał połączyć wszystkich mieszkających w Dagestanie i doprowadzić swoją magią do pokoju i zaprzestania ciągłej walki. Gdyby Kerimow rozsądniej inwestował pieniądze w klub z Machaczkały, nie musiałby wyprzedawać najlepszych zawodników przez utratę cennego kontraktu biznesowego, bo klub sam przynosiłby mu spory zastrzyk gotówki. Tymczasem należy się cieszyć, że zostawił chociaż część funduszy, potrzebną na rozwój dobrze prosperującej piłkarskiej akademii. Możliwe, że za kilka lat ekipa złożona z wychowanków Anży sprawi, że ponownie zwrócimy uwagę w stronę Machaczkały.

Wracając do sukcesów, których nie było - trafiliśmy na idealny komentarz dotyczący tej kwestii. Cytat: Nie udało się, bo to klub na zadupiu i bez żadnych tradycji, który nikogo nie obchodzi. I żadne pieniądze nie mogły tego zmienić, bo szacunku za kasą się nie kupi. Autor tego komentarza miał w stu procentach rację, mimo że nie przebierał w słowach. W rosyjskim klubie zawodnikom zależało jedynie na pieniądzach, które mogli w łatwy sposób zarobić. To właśnie dlatego w gablocie budynku klubowego w Machaczkale wciąż brakuje złotych pucharów i przez najbliższe lata nie ulegnie to zmianie.

Śledź autora na Twitterze oraz
blogu.


Polecamy