menu

Retro story: FC Porto pod wodzą Jose Mourinho

27 grudnia 2012, 13:59 | Marcin Zając

"Retro story", to nowy cykl historii piłkarskich, które są już za nami. Czy pamiętacie jeszcze takich graczy jak Dado Prso, Maniche, Patrick Kluivert czy Robbie Fowler? W "Retro story" zajmiemy się właśnie takimi przypadkami, ale nie zabraknie gwiazd, które spadły z piłkarskiego nieba.

Jose Mourinho w 2000 roku wrócił do ojczyzny po zdobywaniu doświadczenia za granicą. Zbierał on szlify w FC Barcelonie, tak w tym samym klubie, z którym teraz tak zażarcie rywalizuje. Kiedy klub zwolnił Louisa van Gaala, Mourinho musiał szukać sobie pracy. Mou odrzucił ofertę pracy z Bobbym Robsonem w Newcastle United i objął posadę samodzielnego trenera w Benfice. Klubie z ogromnymi tradycjami, jednak uwikłanym w spore kłopoty finansowe. Portugalczyk wytrzymał na Estadio da Luz kilka miesięcy, po czym został zwolniony, z było to spowodowane zmianami na stanowisku prezesa klubu. Potem Mourinho prowadził przez rok Uniao Leiria, z którym zajął czwarte miejsce w lidze i w końcu trafił do Porto.

Kiedy Mourinho przychodził do klubu powiedział, że Porto ma najgorszy skład od dwudziestu sześciu lat, a mimo to oznajmił: „W przyszłym roku wygramy w lidze”. I wygrali.

Sezon pierwszy - 2002/2003

Kiedy Mourinho dołączył do ekipy „Smoków” od razu zabrał się do pracy, sam nadzorował transfery i dzięki temu udało mu się ściągnąć Maniche, Nuno Valente, Paulo Fereirę (wszyscy trzej trafili do kadry Portugalii) czy Derleia. „The Special One” zmienił mentalność drużyny, zespół miał być głodny sukcesów. Kontrakty piłkarzy były wyższe im większe sukcesy odnosiła drużyna. Później Mourinho zmienił ustawienie na 4-4-2 i tak powstała potęga portugalskiej drużyny. W pierwszym sezonie pod wodzą nowego menedżera, „Smoki” wygrały ligę z przewagą jedenastu punktów nad Benficą. Oprócz tego przyszedł triumf w Superpucharze Portugalii. Ale to nie koniec, największe trofeum tego sezonu zostało wywalczone po pasjonującym spotkaniu z Celtikiem Glasgow w finale Pucharu UEFA. Na stadionie w Sewilli, Porto dwukrotnie obejmowało prowadzenie, jednak dopiero bramka w dogrywce strzelona przez Dimitrija Alejniczewa zapewniła zwycięstwo 3:2. Dwie bramki zdobył sprowadzony przez Mou Derlei, który przyszedł do klubu za 450 tys. euro z Uniao Leiria.

W pierwszym sezonie w lidze Porto zdobyło 73 bramki tracąc przy tym 26 goli. Po ogromnym sukcesie u Mourinho pojawiły się wątpliwości, czy warto ciągnąć ten zespół przez kolejny rok. Pojawiła się oferta z PSG i wtedy portugalski trener zapytał o radę swego mentora - sir Bobbiego Robsona, który na całe szczęście polecił zostać Mourinho na kolejny rok w Porto. „The Special One” pytany przed sezonem czy poradzą sobie w Lidze Mistrzów, odpowiedział: "Nieźle nam idzie… ale nie sądzę, żeby udało nam się wygrać". Jak się okazało tym razem się pomylił.

Sezon drugi - 2003/2004

W tym sezonie również udało się wygrać ligę, tym razem z przewagą ośmiu punktów nad drugą Benficą. Jedyne czego Mourinho nie zdobył w tym sezonie to Puchar Portugalii w którym uznał wyższość Benfiki. Portugalczyk przed finałem Ligi Mistrzów nie chciał odkrywać kart i w finale krajowego pucharu wystawił rezerwowy skład. W regulaminowym czasie gry było 1:1, a w dogrywce na 2:1 strzelił Simao. Po meczu Mou skrytykował decyzję sędziego, nazwał arbitra Lucilo Batistę oszustem. Został za to ukarany grzywną w wysokości 600 euro i zawieszeniem na 15 dni, którego udało mu się uniknąć. Zajmijmy się jednak wydarzeniem kluczowym podczas pracy Mourinho w Porto, czyli zwycięstwem z Champions League. Nikt w ostatni latach nie dokonał takie wyczynu w tych rozgrywkach. Z nieznaną ekipą nikt nie osiągnął szczytu marzeń.

W sezonie 2003/2004 Porto trafiło do grupy F, z galaktycznym Realem Madryt, Olimpique Marsylia(z Drogbą w składzie) i Partizanem Belgrad, który wyeliminował w eliminacjach Newcastle United sir Bobby'ego Robsona. Mourinho w starciu z Realem zmierzył się z prawdziwym krezusem europejskiej piłki, wtedy klub z Madrytu zasilali tacy gracze jak Zinedine Zidane, Roberto Carlos, Ronaldo i Luis Figo, ostatnia trójka to dobrzy znajomi Mou z Barcelony. W starciu z Realem Porto poległo 1:3, jednak potrafiło się podnieść i dwukrotnie pokonać Marsylię, wygrać i zremisować z Partizanem co dało Portugalczykom awans z drugiego miejsca z dorobkiem 11 punktów. I wtedy w 1/8 finału młody Jose musiał zmierzyć się z prawdziwą legendą, Porto trafiło na Manchester United, to tej pory ta rywalizacja jest uważana za jedną z najbardziej emocjonującym w historii Ligi Mistrzów.

W pierwszym spotkaniu na własnym stadionie „Smoki” wygrały niespodziewanie 2:1, dwie bramki zdobył Benni McCarthy. Jadąc do Manchesteru na rewanż Porto jechało do jaskini lwa, a to, co się tam wydarzyło przeszło do historii futbolu. FC Porto zremisowało na Old Trafford 1:1 dzięki czemu awansowało dalej. Bramkę na wagę awansu zdobył Costinha w 91. minucie, wcześniej arbiter nie uznał bramki Scholsea, który był na spalonym, tym razem szczęście było po stronie Portugalczyków. Mourinho powiedział po tym spotkaniu: "Moja drużyna po dziewięćdziesięciu minutach odpadła… a w dziewięćdziesiątej pierwszej weszła do ćwierćfinału".

W dalszej fazie czekał Olympique Lyon, w pierwszym meczu Porto wygrało pewnie 2:0 a w drugim zremisowało 2:2 i awansowało do półfinału, gdzie czekało Deportivo La Coruna, które wyeliminowało wcześniej obrońcę tytułu AC Milan. W pierwszym spotkaniu obu drużyn wiało nudą i skończyło się na 0:0. Dopiero w drugim meczu Mourinho chciał pokazać, kto jest lepszy. Deco sprytnie wymusił faul na rezerwowym obrońcy Cesarze i mieliśmy rzut karny, którego na gola zamienił Derlei. I tak niemożliwe stało się faktem, Porto awansowało do finału, w którym czekała kolejna niespodzianka tamtejszej edycji - AS Monaco.

26 maja 2004 roku na Arena AufSchalke w Gelsenkirchen doszło do finału, którego nikt się nie spodziewał. Na początku spotkania szczęście się uśmiechnęło do graczy Mourinho, w ekipie Monaco kontuzji doznał Ludovic Giuly, dzięki czemu jak przyznał trener Porto zmienił się bieg meczu i Portugalczycy mogli grać z kontry. Pierwszego gola w 39. minucie zdobył Carlos Alberto. W drugiej połowie Porto dokonało zniszczenia, najpierw Deco z wielkim spokoju umieścił piłkę w siatce, a na zakończenie Dimitri Alejniczew ustalił wynik spotkania. Na drugi dzień każdy podczas gry na podwórku chciał być jak Deco.

Mou powiedział po wielkim finale: "Prywatnie było to dla mnie trudny wieczór, ponieważ przepełniały mnie sprzeczne uczucia, wiedziałem, że odchodzę z zespołu". Po wręczeniu medali Mourinho zdjął go z szyi i schował w kieszeni. Jego era w Porto dobiegła końca.

Kto decydował o sile zespołu Mourinho

Graczem, który nie spełnił pokładanych nadziei, jest strzelec pierwszego gola w finale, czyli Carlos Alberto. Brazylijczyk podczas finału miał zaledwie 20 lat i cały piłkarski świat u stóp. Po przygodzie w Porto postanowił przenieść się do krezusa Ameryki Południowej, czyli Corintianhs, w którym występowali Carlos Tevez i Javier Mascherano. Dzkoda, że klub popadł później w długi i z ambitnych planów nic nie wyszło. Po tułaczce w Brazylii znowu postanowił szukać szczęścia w Europie. Trafił do Werderu Brema za prawie 8 mln euro i w ciągu trzech lat zagrał dwa razy. Cały czas był wypożyczany, obecnie gra w Bahii Salvador, czyli w lidze brazylijskiej, zdołał tylko raz zagrać w dorosłej kadrze Brazylii.

Mourinho odkrył Deco, to z niego zrobił kapitana drużyny i uczynił mózgiem zespoły, pomocnik przyjął portugalskie obywatelstwo i przez wiele lat reprezentował Portugalię. Po okresie w Porto trafił do Barcelony, by później zatrzymać się na chwilę w Chelsea. Obecnie kończy swoją karierę w brazylijskim Fluminense. Paulo Fereira i Ricardo Carvalho podążyli za trenerem do Chelsea, pierwszy z nich do tej pory reprezentuje barw drużyny z Londynu, natomiast Carvalho poszedł również za Mourinho do Realu Madryt. Największym odkryciem Mou może być wcześniej wspomniany Derlei, który został wypatrzony przez Portugalczyka jeszcze w czasach pracy z Leiri. Po grze w Porto wyjechał za pieniędzmi do Rosji, pograł chwilę w Dynamie Moskwa, potem była Benfica i Sporting, a końcówkę kariery spędził w Madureirze. Napastnik zwiesił już buty na kołku.

Do swego zespołu „The special one” sprowadził Maniche, który dołączył za darmo z Benfiki. Po wygraniu Ligi Mistrzów, tak jak i Derlei zapragnął zarobić trochę grosza i udał się do Dynama Moskwa. Tam mu nie wyszło, ale nadal trafiał do wielkich klubów. Znalazł się w Chelsea, Atletico i Interze. Pograł też rok w FC Koeln i przeniósł się do Sportingu Lizbona, gdzie zakończył karierę.

W kadrze Porto byli tacy gracz,e jak Dimitri Alejniczew, który po sukcesie w Portugalii wrócił do Rosji, do Spartaka i tam zakończył karierę. W bramce „Smoków” stał Victor Baia, który w 2007 roku zakończył karierę w barwach Porto. W kadrze Portugalii rozegrał 80 spotkań. Jose Bosingwa był wtedy rezerwowym w składzie Porto, ale mimo tego zrobił sporą karierę, przez dłuższy czas występował w Chelsea, a obecnie gra w QPR. W ataku występował reprezentant RPA Benni McCarthy, który spróbował swoich sił w Anglii, kilka sezonów nawet z dobrym skutkiem reprezentował Blackburn Rovers, by potem być nękanym przez kontuzje. Zaliczył epizod w West Hamie, a potem wrócił do ojczyzny. Obecnie występuje w Orlando Pirates. Pedro Mendes grał chwilę w Tottenhamie i Glasgow Rangers, po czym wrócił do Sportingu Lizbona. Na zakończenie kariery pograł w Vitorii Guimaraes i zakończył karierę.

Patrząc na jedenastkę Porto z tamtego okresu nie możemy pominąć Nuno Valente i Costinhy. Pierwszy z nich grał przez cztery lata w Evertonie i zakończył karierę natomiast Costinha, tak jak i Maniche i Derlei, wyjechał do Dynama Moskwa, by później pograć w Atletico Madryt i zakończyć karierę w Atalancie.

FC Porto pod wodzą Mourinho w ciągu dwóch sezonów zdobyło dwa mistrzostwa Portugalii, dwa Superpuchary Portugalii, Puchar UEFA, Ligę Mistrzów i Puchar Interkontynentalny. „Smoki” zagrały pod wodzą „The Special One” 127 spotkań, w których odnieśli 88 zwycięstw, 24 remisy i 15 porażek.


Polecamy