Agent Wszołka: Paweł wie, że chciałem dla niego dobrze
- Jestem przygnębiony, natomiast irytuje mnie najbardziej, że w tej sprawie krytykują mnie ludzie, którzy nie mają o tym zielonego pojęcia. Mają w tej krytyce interes, a to, by wzbudzić sensację, a to - by coś uzyskać dla siebie - mówi Jarosław Kołakowski, menedżer piłkarski reprezentujący Pawła Wszołka.
fot. Sylwester Wojtas/Ekstraklasa.net
Powoli milknie gorączka, wywołana nieudaną próbą wytransferowania piłkarza Polonii Warszawa, Pawła Wszołka do Bundesligi. Przez długi czas winą obarczano w dużej mierze agenta piłkarskiego, który stał za transferem. On sam nie ma sobie nic do zarzucenia i odpiera oskarżenia. - Jestem przygnębiony, natomiast irytuje mnie najbardziej, że w tej sprawie krytykują mnie ludzie, którzy nie mają o tym zielonego pojęcia. Mają w tej krytyce interes, a to, by wzbudzić sensację, a to - by coś uzyskać dla siebie - mówi Jarosław Kołakowski, menedżer piłkarski reprezentujący Wszołka.
W mediach dużo mówiło się, że Wszołek nie miał czasu do namysłu, dostał śmiesznie niskie jak na ligę niemiecką warunki kontraktu, a do tego zarobić miał na nim głównie Kołakowski. - Sprawa jest przekłamana w mediach. Paweł wie, że chciałem dla niego dobrze. Od początku naszej współpracy pomagałem we wszystkich sprawach, nie tylko sportowych. Tak, aby mógł się skupić na piłce. Ja jestem na takim etapie mojej działalności, że naprawdę finanse nie są dla mnie priorytetem. Wiem, że jeśli fachowo pomogę zawodnikowi, to ja też na tym nie stracę. Wcześniej czy później. Moim marzeniem jest wprowadzić zawodnika do klubu z najwyższej półki. Paweł jest na tyle młodym graczem, że poprzez Hannover miałby szansę trafić do najlepszych klubów na świecie - zarzeka się agent.
Czy umowa Wszołka mogła być skonstruowana lepiej? Czy piłkarz słusznie mógł mieć do niej zastrzeżenia? Kołakowski jasno stawia sprawę. - Żyjemy w świecie popytu i podaży. Każda umowa jest kwestią negocjacji, kart, jakie masz w ręku. Jak się sprawdzisz, to masz inne, lepsze możliwości. Jak popatrzymy na naszych zawodników, którzy trafiali do Bundesligi, to z reguły dopiero te ich następne kontrakty stały na bardzo wysokim poziomie. Ta prawidłowość dotyczy Piszczka, Błaszczykowskiego i innych, którzy potwierdzą swoją przydatność. Nie będę wchodził w szczegóły, ale mogę oświadczyć, że i w tym przypadku i w kilku innych, gdzie załatwiałem kontrakty do klubów Bundesligi, to zawsze były to dobre, sensowne propozycje. I mam na myśli nie tylko kwotę zarobków, ale także wiele innych czynników, jak długość kontraktu, bonusy za punkty, premie albo możliwości renegocjacji kontraktu z różnych przyczyn. Pracowałem zgodnie z własnym sumieniem - zapewnia.
Cały wywiad znajdziecie w dzisiejszym wydaniu Polska The Times!