Klich: Nie ukrywam, że Zwolle to przystanek w mojej karierze
- Koledzy dobrze wychodzili na pozycje i wystarczyło im dograć. Ktoś powiedział mi, że takie zagrania to mój znak rozpoznawczy - oby tak było - mówi Mateusz Klich, piłkarz reprezentacji Polski i holenderskiego PEC Zwolle.
Cracovia - GKS Tychy 3:4. Zmęczenie dopadło mistrzów [ZDJĘCIA]
Cztery asysty w jednym meczu. To rekord holenderskiej ekstraklasy, który w niedzielnym spotkaniu z ADO Den Haag (6:1) Pan wyrównał...
Koledzy dobrze wychodzili na pozycje i wystarczyło im dograć. Ktoś powiedział mi, że takie zagrania to mój znak rozpoznawczy - oby tak było. To nie pierwsze takie moje podania w tym sezonie, ale nie zawsze koledzy zamieniali te poprzednie na bramki.
Jeden z działaczy Zwolle powiedział, że przywiózł Pan do Holandii formę z Wembley.
W Zwolle wszyscy są zadowoleni, że zagrałem na Wembley - jestem pierwszym zawodnikiem w historii klubu, który wystąpił na tym stadionie. Na Wembley nie grałem tak dobrze jak z ADO, ale nie zagrałem chyba tak źle.
Po meczach z Danią i Czarnogórą był Pan kreowany na lidera pomocy w kadrze. Ale przed Ukrainą i Anglią Waldemar Fornalik odkurzył Mariusza Lewandowskiego. To zachwiało Pana pewnością siebie co do pozycji w zespole?
Kiedy zobaczyłem powołanie dla Mariusza, to byłem pewny, że zagra z Ukrainą. Jak by to powiedzieć... Wiadomo, że lepiej gra mi się na pozycji "8", ale jeśli dostałem szansę jako "10", to chciałem zagrać jak najlepiej. Wyszło słabo.
Fornalik uznał Pana za winnego porażki?
Nie czułem, że trener zrobił ze mnie winnego. Zagrałem słabiej, więc z Anglią usiadłem na ławce. Od mojej straty zaczęła się bramkowa akcja rywali, ale straciłem piłkę daleko od bramki, a potem był jeszcze ciąg zdarzeń.
Na Wembley wszedł Pan do gry w przerwie i nie miał Pan nóg z waty.
Psychicznie dobrze się czułem. Zagrać na Wembley to świetne uczucie. Długo czekałem na ten mecz, a takie spotkania gra się może kilka razy w życiu. Mam wrażenie, że dałem dobrą zmianę.
Selekcjoner mówił, że kadra zmierza w dobrą stronę. Podziela Pan tę opinię?
Tak. Z meczu na mecz było coraz lepiej. Momentami naprawdę graliśmy w piłkę, stwarzaliśmy wiele sytuacji, ale brakowało skuteczności. Nie tylko Robertowi Lewandowskiemu, bo wszystkim - ja też miałem okazje na Wembley.
Ale pożegnanie selekcjonera Pana nie zaskoczyło?
Były znaki, ale konkretów nie było, a znakami się nie przejmowałem. Ja jestem wdzięczny trenerowi za szansę w kadrze.
Nowym selekcjonerem ma być Adam Nawałka...
Tak się mówi, padają też inne nazwiska. Nie wiem wiele o trenerze Nawałce. Wiem, że rządzi w szatni twardą ręką. Widzę, że Górnik jest bardzo zdyscyplinowany taktycznie.
Pan dobrze wspomina trenerów ceniących dyscyplinę? Taką osobą jest też Orest Lenczyk.
Kiedy trener Lenczyk przychodził do Cracovii, to wszyscy mówili, że nie będę miał u niego szans, bo jestem... trochę inny. A wyszło nieco inaczej (śmiech).
Reprezentacja potrzebuje przebudowy?
Rewolucja nie jest potrzebna. Brakowało nam zgrania, przede wszystkim w defensywie, bo co mecz była inna obrona.
Kadra powinna grać ofensywniej? Potencjał z przodu jest większy niż w obronie.
Ja lubię grę do przodu, ale to trener podejmuje decyzje. Lubię grać atakiem pozycyjnym, utrzymywać się przy piłce, ale to nigdy nie było domeną kadry, więc ciężko, żeby z dnia na dzień tak się stało.
To Pana ostatnia runda w Zwolle?
Nie wiem, naprawdę nie wiem. Dochodzą do mnie różne informacje. Że Ajax, że PSV... Konkretów nie ma. Nie ukrywam, że Zwolle to jest przystanek w mojej karierze i bardzo chciałbym zagrać jeszcze w wielkim klubie, ale w Zwolle czuję się naprawdę dobrze, fajnie mi się gra i na pewno nie będę "grzał się" na wyjazd za wszelką cenę.
Ma Pan klauzulę odstępnego w umowie ze Zwolle?
Nie. Ale nie sądzę, żeby Zwolle stawiało cenę zaporową. To nie jest finansowy mocarz i pewnie chciałby na mnie zarobić "w miarę możliwości". A co się stanie? Jestem teraz szczęśliwy w Zwolle i nie myślę o przeprowadzce.
Największa różnica między "Klichem 2011" a "Klichem 2013" polega na grze defensywnej. Tu zrobił Pan największy postęp.
Na pewno pomógł mi w tym pobyt w Niemczech. Trener Magath zwracał na to uwagę, kazał mi grać agresywnie i się przepychać. Żeby odbierać piłkę, nie trzeba być wielkim i silnym. Wystarczy dobrze czuć to, co się dzieje na boisku i podejmować odpowiednie decyzje.
Kiedy nie grał Pan w Wolfsburgu, prezes Cracovii Janusz Filipiak stwierdził o Panu i o Pana tacie, że odchodząc do Niemiec, zrobiliście "skok na kasę". Minęło kilkanaście miesięcy i widać, że to była dobra decyzja.
Prezes Filipiak jest specyficzną osobą i wiele rzeczy mówi... Cracovia niby mnie chciała zatrzymać, ale nie zrobiła nic w tym kierunku. Gdy zobaczyła pieniądze, które może za mnie dostać, to mnie po prostu sprzedała. Kto tu zrobił skok na kasę? (śmiech).