Kibic nie zawsze jest bandytą. Historia Rooie’a Marcka (WIDEO)
Zastanawialiście się pewnie nie raz, co chcielibyście robić kilka dni przed momentem, w którym musielibyście opuścić ten piękny świat. Jedni wybraliby się w podróż swojego życia, inni spędziliby ten czas z najbliższymi, a jeszcze inni robiliby coś zupełnie innego. Marzeniem Rooie’ego Marcka było zobaczenie po raz ostatni w akcji swoich ulubieńców z Feyenoordu Rotterdam.
fot. youtube
Liga angielska. Arsenal zainteresowany Łukaszem Piszczkiem
Podczas jednej z wizyt u lekarza, Rooie dowiedział się, że jest chory na raka. Co więcej, okazało się, że pozostało mu niewiele czasu. Postanowił więc, że jego ostatnim marzeniem będzie zobaczenie w akcji swoich ulubieńców z Feyenoordu Rotterdam. Sam klub dostosował termin swojego pierwszego treningu w obecnym sezonie, aby Rooie mógł być jego świadkiem, a pierwszy trening piłkarzy Feyenoordu już od lat jest czymś wyjątkowym. Nigdy nie brakowało na nim tłumów kibiców, którzy przy użyciu środków pirotechnicznych, a także głośnym dopingu witali starych, a także nowych zawodników Feyenoordu przed zbliżającym się kolejnym sezonem.
Rooie zjawił się na nim wraz z najbliższymi. Był już bardzo słaby i poczynania zawodników z De Kuip oglądał z boku boiska na wózku szpitalnym. Zawodników Feyenoordu przywitało setki rac odpalonych przez jego najwierniejszych fanów. Rooie nie mógł przyglądać się temu w nieskończoność. W pewnym momencie wstał i z uśmiechem na twarzy, oraz łezką w oku, oklaskiwał wraz z innymi kibicami swoich ulubieńców. Pewnie w najpiękniejszych snach nie spodziewał się tego, co przygotowali dla niego fani Feyenoordu.
W pewnym momencie na jednej z trybun zatrzepotał ogromny banner z wizerunkiem Marcka, a z ust kibiców wypłynęło donośne – „You’ll Never Walk Alone”. A warto w tym miejscu dodać, że Marck nigdy nie był przeciętnym kibicem. 54-latek był obecny na większości spotkań Feyenoordu, czy to u siebie, a także tych wyjazdowych. Był również członkiem „Het Legioen”, czyli jednej z najzagorzalszych grup kibicowskich Feyenoordu Rotterdam.
Piłkarze z Rotterdamu po 12 minutach przerwali zajęcia i podeszli do Rooie’ego. Każdy z zawodników uściskał kibica i podziękował mu za wieloletni doping. Z ust Marcka usłyszeli słowa otuchy przed nowym sezonem i prośbę o wygranie ligi, mimo iż on nie będzie już świadkiem tego tryumfu.
Rooie postanowił o własnych silach podejść pod trybunę zajmowaną przez najwierniejszych fanów z De Kuip, ci z kolei krzyczeli w jego kierunku – „Chodź Rooie, chodź Rooie!”. Gdy znalazł się już przed trybuną „wysłał” całusy w kierunku tłumu i uderzył w herb usytuowany na sercu. Zaintonował również pieśń „Feyenoord till I die!”, po czym skłonił się do fanów, czym wyraził niesamowitą wdzięczność za to, jakie dała mu wsparcie w ostatnich chwilach jego życia.
Rooie Marck zmarł po trzech dniach. Swego czasu Bill Shankly, były trener m.in. Liverpool FC, powiedział: – „Niektórzy ludzie uważają, że piłka nożna jest sprawą życia i śmierci. Jestem rozczarowany takim podejściem. Mogę zapewnić, że to coś o wiele ważniejszego”. Marck był tego najlepszym przykładem.