menu

Zlatan Ibrahimović został kolejną gwiazdą Hollywood. To wielki zaszczyt - dla Los Angeles

26 marca 2018, 08:00 | Tomasz Dębek

„Drogie Los Angeles, nie ma za co”, Aby w ten sposób przywitać się z kibicami nowego klubu Zlatan Ibrahimović wykupił reklamę na całą stronę w gazecie. W LA Galaxy rozbłyśnie kolejna wielka gwiazda.

Zlatan Ibrahimović
Zlatan Ibrahimović
fot. AFP/EASTNEWS

A właściwie już błyszczy w najlepsze. Dzień po ogłoszeniu rozwiązania kontraktu z Manchesterem United 36-letni Szwed ogłosił, że przez dwa kolejne sezony będzie grał w amerykańskiej MLS. Zrobił to w charakterystycznym dla siebie stylu. Poza wspomnianą na wstępie reklamą w „LA Times” nagrał też klip dla klubowych mediów. Maszeruje krok w krok z lwem, a na koniec mówi do kamery „Los Angeles, witaj u Zlatana”.

To nawiązanie do jednego ze „Zlatan jokes”, czyli żartów (przedstawianych jako fakty) na temat nadprzyrodzonych talentów i właściwości zawodnika. „Kiedy Zlatan przychodzi do twojego domu, to ty jesteś gościem”. Inne? „Zlatan nigdy nie będzie miał ataku serca. Nic nie jest tak głupie, by go zaatakować”. Albo „Gdy Alexander Graham Bell wynalazł telefon, aparat zadzwonił. Po drugiej stronie słuchawki odezwał się Zlatan”. Piłkarski Chuck Norris.

Autentyczne cytaty „Ibry” są niewiele mniej przerysowane. Gdy szukał mieszkania w Paryżu uznał, że jeśli żadne mu się nie spodoba, po prostu kupi hotel. Zapytany, co kupi żonie na święta odparł, że nic. Przecież już ma Zlatana. Jednego z dziennikarzy zaskoczył też takim dialogiem: - Kto wygra baraż o awans na mundial? - To wie tylko Bóg. - Trudno mi go o to zapytać? - Dlaczego? Przecież przed tobą stoi.

Za arogancją stoją jednak wyniki sportowe. I to jakie, od sezonu 2006/07 drużyny Ibrahimovicia tylko dwa razy nie zdobywały krajowego mistrzostwa: Milan w 2012 i Manchester United w ubiegłym roku (wygrał za to wtedy Ligę Europy). Z PSG wygrał cztery tytuły, z Milanem i Barceloną po jednym, a z Interem trzy. Wcześniej był też dwukrotnie mistrzem Holandii z Ajaksem oraz Włoch z Juventusem (oba scudetto odebrano później w skutek korupcyjnej Calciopoli). Pięciokrotnie został królem strzelców, dwa razy w Serie A i trzy razy w Ligue 1. Lata lecą, ale przed jego debiutem w MLS pytanie nie brzmi, czy sobie tam poradzi, a raczej czy Los Angeles pomieści jego ego.

- Jeśli to miasto nie jest wystarczająco duże by pomieścić moją osobowość, sprawię że stanie się większe - przekonuje Ibrahimović na łamach oficjalnej strony internetowej Galaxy. - Po latach w Europie, zdobyciu 33 trofeów, występach w najlepszych klubach i z najlepszymi piłkarzami, zdecydowałem się na zmianę otoczenia. Chcę, by ludzie cieszyli się moją grą, ale jestem tu też, by wygrywać. Wybrałem Galaxy do spełnienia tych celów - zapewnia.

Napastnik ma pomóc najbardziej utytułowanemu klubowi MLS w wyjściu z kryzysu. Galaxy ma na koncie pięć mistrzostw USA, ale ostatnie zdobyło w 2014 roku. W poprzednim sezonie drużyna zakończyła rozgrywki Konferencji Zachodniej na ostatnim miejscu. Z 34 meczów wygrała tylko osiem. Ich mecze oglądało średnio ok. 22 tysięcy kibiców (pojemność StubHub Center to 27 tys., w planach jest rozbudowa do 30 tys).

Z „Ibrą” zespół ma nawiązać do lat świetności. W składzie ma już m.in. Ashleya Cole’a oraz braci dos Santos, Jonathana i Giovaniego. Władze klubu liczą na to, że Szwed będzie dla klubu tym, kim David Beckham w latach 2007-2012. Anglik przyczynił się zresztą do jego transferu.

- Spotkałem Davida w PSG. Często opowiadał mi o Galaxy i o grze w Stanach. Jego opinie były bardzo pozytywne. Namawiał mnie, żebym też tam spróbował. Twierdził, że klub jest fantastyczny, rozwija się. A bycie jego częścią to wielka sprawa, z której był dumny - opowiada „Ibra”. - Z taką rekomendacją łatwiej mi było podjąć decyzję. Mogłem trafić do Galaxy wcześniej. [w 2016 roku, ale ostatecznie wybrał United - red.] Udało się teraz, byliśmy sobie przeznaczeni - dodaje.

Do drużyny Ibrahimović dołączy w tym tygodniu. Jego koledzy zdążyli już rozegrać trzy mecze nowego sezonu, pokonali Portland Timbers 2:1, przegrali 1:2 z New York City FC i zremisowali 0:0 z Vancouver Whitecaps. Zajmują siódme miejsce w tabeli. Jako że po kontuzji, przez którą „Ibra” stracił kilka miesięcy w United nie ma śladu, Szwed będzie mógł zadebiutować już 31 marca w derbach z Los Angeles FC.

Wkrótce zobaczymy, czy eksperyment się uda. Jeśli Zlatan nie rozkocha mieszkańców Los Angeles w soccerze, właściciele klubu mogą dać sobie spokój ze sprowadzaniem wielkich gwiazd. Większą od Szweda trudno będzie im znaleźć.

Tomasz Dębek
Obserwuj autora artykułu na Twitterze

PZPN zbojkotuje MŚ w Rosji? Boniek: Nie traćmy czasu na takie dyskusje