Mógł w niej grać, a został jej katem. Legijna historia Arkadiusza Milika
Arkadiusz Milik to chłopak, który rozwijał się na oczach całej piłkarskiej Polski. Jako siedemnastolatek debiutował w Ekstraklasie w barwach Górnika, a po półtora roku trafił za grube pieniądze za granicę. Dziś jest piłkarzem Ajaksu Amsterdam i ważną postacią reprezentacji Polski. Niedawno Polak niemal w pojedynkę wyrzucił Legię z Ligi Europy, a być może niewielu zdaje sobie z tego sprawę, że Milik parę lat temu mógł zostać piłkarzem właśnie stołecznego klubu.
Dziś kończy 21 lat. Doświadczenie ma już jednak niezwykle bogate. Występy i bramki w Ekstraklasie, trwająca już dwa lata zagraniczna przygoda, mecze i ważne trafienia dla reprezentacji Polski. Przykłady można mnożyć. W tym wieku ma cv, którego może mu pozazdrościć większość starszych kolegów-rodaków po fachu. W miniony czwartek dołożył kolejną cegiełkę pod budowę swojej kariery. Zdobył dwie bramki przy Łazienkowskiej i przyczynił się do wyeliminowania ostatniej polskiej drużyny z europejskich pucharów. Co prawda, z wiadomych powodów, nie mógł uciszyć stadionu, ale po raz kolejny wytrącił argumenty z rąk swoim krytykom. Trzy z czterech bramek, jakie Ajax zaaplikował Legii w dwumeczu, były autorstwa tego jednego człowieka. Tego samego, który podejmując inne decyzje w przeszłości, w cv jako pracodawcę mógłby sobie wpisać swoją ostatnią ofiarę...
Czujne oko Jóźwiaka
– Marek Jóźwiak powiedział mi, że w Rozwoju Katowice jest dwójka utalentowanych zawodników – tak krótką historię o Miliku w Legii rozpoczyna Dariusz Banasik, obecny trener Znicza Pruszków, a w omawianym okresie szkoleniowiec drużyny Młodej Ekstraklasy „Wojskowych”. Dwójka młodych ludzi, o których wspomina, to Wojciech Król oraz bohater tego tekstu, Arkadiusz Milik.
To był początek 2011 roku. Milik nie miał jeszcze skończonych 17 lat, ale Jóźwiakowi wpadł w oko już dużo wcześniej. – Obserwowałem Arka, kiedy miał 14 lat. Jeździłem na Rozwój Katowice i oglądałem tego chłopaka – opowiadał były dyrektor sportowy Legii w zeszłym roku w „Cafe Futbol”. To właśnie "Beret" zaprosił anonimowego wtedy Milika na obóz z Młodą Legią, który odbył się we Włoszech. Tam młody napastnik wysłał kolejne sygnały wskazujące na jego ogromny talent. Kolejne, bo już wcześniej nastolatek miał okazję pozwiedzać troszeczkę Anglii. Najpierw sprawdzało go Reading, a później Tottenham. W tym drugim klubie miał szansę poznać Garetha Bale'a oraz Davida Beckhama. Co prawda, jak przyznawał kilka lat temu w rozmowie z „Super Expressem”, słabo znał angielski, więc skończyło się tylko na uściśnięciu dłoni, ale dla tak młodego chłopaka to i tak musiało być ogromne przeżycie.
Włochy podbite w dwa tygodnie
Jeżeli spojrzeć na Młodą Legię Banasika, która w 2011 wyjechała na obóz do Werony, to trudno tam szukać znanych dzisiaj nazwisk. Z tych, których może kojarzyć szersze grono, w tamtej kadrze znaleźli się Jakub Szumski, Konrad Jałocha, czy Mateusz Cichocki. I oczywiście Milik oraz Król, którzy wsiedli do autokaru dopiero w Katowicach. Przed całym zespołem rysowała się wtedy fantastyczna przygoda piłkarska. Mecze z drużynami z niższych lig: Hellasem Verona oraz AC Sambonifacese, a także zespołami Primavery Brescii i Milanu. Zestaw z pewnością działający na wyobraźnię młodych ludzi. Idealna szansa na zaprezentowanie swoich umiejętności. A tę najlepiej potrafił wykorzystać Milik. Napastnik zagrał we wszystkich meczach, strzelając w nich jedna bramkę. Nie jest to może kapitalny dorobek, ale patrząc na wyniki drużyny w tych spotkaniach (dwa bezbramkowe remisy i po jednej wygranej oraz przegranej), jego liczby nie wyglądają źle. Co więcej, wszyscy byli pod wrażeniem umiejętności Milika.
– Wyróżniał się przede wszystkim bardzo dobrą lewą nogą, dośrodkowaniem, uderzeniem, a także podejmowaniem decyzji. Jak na swój rocznik był bardzo dojrzały. Podejmował decyzje tak samo, jak zawodnicy w piłce seniorskiej. Nie kalkulował, często uderzał na bramkę – wspomina Banasik, który szybko obdarzył testowanego napastnika sporym zaufaniem. – Kiedy graliśmy z Milanem, to Arek był już przeze mnie wyznaczony do wykonywania wszystkich stałych fragmentów gry. Chłopak tę lewą nogę miał niesamowitą – dodaje obecny trener Znicza.
Dodatkowym atutem młodego zawodnika była łatwość w nawiązaniu kontaktu z drużyną. W jego przypadku prawdopodobnie nie byłoby mówienia o przedłużającej się aklimatyzacji. - Myślę, że i on bardzo miło wspomina ten pobyt. Przez te dwa tygodnie bardzo fajnie wkomponował się w zespół – zaznaczył w rozmowie z nami Banasik. Nic dziwnego, że trener Młodej Legii widział nastolatka w swojej drużynie. - Arek podczas obozu zaprezentował się świetnie. Markowi Jóźwiakowi powiedziałem, że dla mnie to drugi Maciek Rybus. Już wtedy zapowiadał się na bardzo dobrego zawodnika. Moja opinia o nim była jak najbardziej pozytywna. Byłem na tak, jeżeli chodzi o ten transfer – przekonuje nas szkoleniowiec. Jak jednak wiadomo, do przeprowadzki w ogóle nie doszło.
Przypadek inny niż Lewandowskiego
– Często spotykałem się na kolacjach z jego bratem, Łukaszem. Z samym Arkiem również. Dostał buty i sprzęt z Legii. Chciałem go przekonać, żeby grał w Warszawie. Niestety, wybrał Górnika Zabrze – opowiadał Jóźwiak. Tak właściwie w Polsce nada nie wszyscy znają tę historię. A część z tych, którzy ją poznali, uważa że to wtopa Legii na poziomie niezakontraktowania Lewandowskiego. Jakby nie patrzeć te sprawy są jednak różne i nie można ich rozpatrywać w ten sam sposób. Kazus Lewego to bardziej skomplikowana historia. Napastnik Bayernu najpierw został pożegnany w Legii bez żalu, a później, kiedy była szansa, że wróci na Łazienkowską, miał już mocniejszą pozycję na krajowych boiskach. Był królem strzelców I ligi, a o jego podpis walczyły czołowe polskie kluby. W Warszawie oczywiście pokpili sprawę, wyżej ceniąc jakiegoś prawie anonimowego Hiszpania, aczkolwiek historia z Milikiem wyglądała inaczej. On był nieznany, ale liczył, że będzie mógł pracować normalnie z drużyną seniorów.
– Arek powiedział mi, że wybrał Górnika, ponieważ tam miał zapewnione treningi z pierwszą drużyną i szybszą grę w pierwszym składzie. Natomiast w Legii miałem kilku oponentów, którzy chcieli go wziąć najpierw do drugiego zespołu, a dopiero później do pierwszej – wyjaśniał Jóźwiak.
Jak jednak wiadomo, w Legii byli już zawodnicy, którzy wybijali się w Młodej Ekstraklasie, czy rezerwach, a następnie dostawali szansę w pierwszym zespole. Tak było przecież choćby z Rafałem Wolskim oraz Dominikiem Furmanem. – Wszyscy chcą do Legii i wszyscy do pierwszej drużyny. Jednak tam rywalizacja jest duża, jest wielu doświadczonych zawodników. Wyszliśmy z założenia, że jeżeli piłkarz wyróżnia się bardzo w drugim zespole, to moment i może trafić do pierwszego – tłumaczy nam Banasik.
– Jeżeli chodzi o Arka, wydaje mi się, że gdyby przyszedł, tylko kwestią czasu byłoby, kiedy znalazłby się w pierwszej drużynie – dodaje trener Znicza. Milika taka droga jednak nie interesowała. Sporo mówiło się wtedy o lepszych finansowo ofertach z innych klubów Ekstraklasy, ale dla samego piłkarza Zabrze wydało się najlepszą opcją do rozwoju. – Górnik zaoferował mu od razu pierwszy zespół i pewnie też dlatego Arek zdecydował się na ten klub – powiedział nam Banasik.
Najlepsza możliwa decyzja
Po kilku latach trzeba powiedzieć wprost: Milik nie mógł podjąć lepszej decyzji. W Górniku od początku został otoczony opieką i otrzymał wsparcie od Adama Nawałki. Obecny selekcjoner reprezentacji Polski widział w tym chłopaku to, czego nie widziało wielu krytyków. A ci pojawili się dość szybko. W swojej pierwszej rundzie w Zabrzu chłopak dostawał naprawdę dużo szans, parokrotnie zaczynał mecz w pierwszym składzie, ale nie potrafił trafić do bramki. Zaczęto mówić, że dla Milika jest za wcześnie, że Nawałka niepotrzebnie ciągnie go za uszy. Doświadczony szkoleniowiec był jednak konsekwentny i nie zrezygnował z młodego napastnika. Postawił na swoim i miał rację. Z czasem Milik zaczął się odwdzięczać kolejnymi trafieniami, a w końcu pozwolił Górnikowi zarobić na swoim transferze ponad 2,5 miliona euro.
Nie ma pewności, że Milik, przechodząc do Legii, postąpiłby lepiej i był obecnie jeszcze wyżej niż w rzeczywistości. Nawet jeżeli przeskoczyłby z Młodej Ekstraklasy do drużyny seniorskiej, prawdopodobnie nie wywalczyłby sobie tak szybko miejsca w pierwszym składzie. A po kilku meczach bez bramki mógłby równie dobrze wrócić do rezerw. Nie wiadomo, co by się wydarzyło, więc nie ma sensu gdybać. Na pewno rzeczywisty, szybki rozwój Milika może być dla kibiców zaskoczeniem. Jeszcze niedawno kojarzyliśmy go z polskich boisk, a dzisiaj gra w legendarnym Ajaksie, dla którego strzela niezwykle ważne bramki. – Tego się nigdy nie przewidzi. Wiadomo, że to wszystko się dzieje szybko. Miło popatrzeć, bo znam zawodnika, pracowałem z nim dosłownie chwilę. I to jest bardzo fajne. Szkoda, że nie trafił wtedy do nas, do Legii. Wydaje mi się jednak, że jego kariera i tak rozwija się bardzo dobrze, a on może być tylko jeszcze lepszym piłkarzem – zakończył Banasik.