menu

Barcelona wygrała z Betisem. Wejście Messiego ponownie odmieniło drużynę

5 maja 2013, 22:58 | Oktawian Jurkiewicz

Drużyna z Katalonii jest coraz bliżej mistrzostwa Hiszpanii dzięki zwycięstwu 4:2 z Betisem Sewilla. Po pierwszej połowie nie było jednak Katalończykom do śmiechu, kiedy Betis dwukrotnie wychodził na prowadzenie.

Goście rozpoczęli ten mecz od mocnego uderzenia, bo już po dwóch minutach prowadzili na Camp Nou po golu Pabona. Rozpoczęło się od słabego wybicia piłki przez Pinto i szybkim przeniesieniu jej pod pole karne gospodarzy. Martinez głową jeszcze przedłużył jej lot, a Dorlan Pabon, do którego to zagranie było adresowane, musiał tylko pokonać Jose Manuela Pinto.

Dokładnie po sześciu minutach gospodarze doprowadzili do remisu po dobrej wrzutce Iniesty i wykończeniu akcji głową przez Alexisa Sancheza. Ten gol to z pewnością jakiś argument dla tych, którzy chcą aby Chilijczyk nadal reprezentował barwy Blaugrana. Generalnie mówi się, że zarząd będzie wybierał pomiędzy pożegnaniem się z nim a Davidem Villą. Jeżeli jest to prawda to Villa kolejnymi minutami bardzo przybliżył Sancheza do pozostania w klubie. W marnowaniu kolejnych świetnych sytuacji przechodził bowiem samego siebie.

Najpierw dostał świetne podanie na 16. metr i właściwie nie miał nikogo przed sobą. Nie była to jednak sytuacja sam na sam, bowiem już z prawej strony nadbiegał obrońca. Villa miał jednak dość czasu aby przyjąć piłkę i skierować ją w któryś róg. Zamiast tego oddał słaby strzał z pierwszej piłki w środek bramki. Chwilę później po świetnym podaniu Xaviego, Villa znalazł się przed szansą strzału z szóstego metra. Przestrzelił. Po kilku minutach popełnił kolejne babole. Wbiegając lewą stroną oddał potężny strzał, ale prosto w Adriana. Po dograniu od Iniesty, Villa znów nie wykorzystał stuprocentowej sytuacji. "Villa! Madre Mia!" - krzyczeli kibice na Camp Nou łapiąc się za głowę.

W międzyczasie Betis miał szansę na zdobycie bramki, która znów dałaby im prowadzenie. Czujny na linii był jednak Pinto. Jego interwencja po strzale Sevilli była efektywna i efektowna. Następnie przed szansą stanął Tello. Piłka jak zaczarowana odbiła się od poprzeczki, a następnie zatańczyła na linii bramkowej i wróciła w pole gry. Niewykorzystane szanse lubią się mścić. Trzeba przyznać, że po pudłach Barcelony miało się co mścić. Pewnie też dlatego zemsta była tak widowiskowa.

Ruben Perez dostał piłkę na ok. 30. metrze. Podbiegł dwa kroki i oddał strzał, który kibice obu klubów zapamiętają na długo. Nie tylko przez jego znaczenie, bowiem Barcelona mogła wygrywać dobre 5:1 a zamiast tego przegrywała 1:2, ale również przez jego urodę. Idealny, wymierzony strzał w samo okienko. Do przerwy mieliśmy więc sensacyjne prowadzenie gości. Sensacyjnie nie ze względu na rangę zespołów, ale na przebieg spotkania.

Po rozpoczęciu drugiej części meczu Barcelona niezbyt chętnie zrywała się do ataków. Mimo to udało się w miarę szybko odrobić stratę. Ogromny kamień musiał spaść z serca Davida Villi, kiedy ten skierował piłkę głową do bramki a ta zatrzepotała w siatce. Fatalny błąd w kryciu popełnił Antonio Amaya. Jak się okazało ten strzał był ostatnim kontaktem z piłką w tym meczu El Guaje, bowiem natychmiast w jego miejsce pojawił się Leo Messi. Stadion oczywiście od razu się ożywił.

Jak się okazało Argentyńczyk zanotował istne atomowe wejście. Po kilku minutach pobytu na boisku dostał szansę wykonania rzutu wolnego z ok. 25. metrów. Uderzenie było idealne i oczywiście dało Barcelonie prowadzenie. Pierwsze w tym meczu. Chwilę później kolejny rzut wolny i ponownie Messi. Tym razem jednak jego uderzenie spotkało na swojej drodze poprzeczkę.

Messi po kilku minutach zdobył swojego drugiego gola w tym meczu. Jego wejście zmieniło grę Barcy i po raz kolejny mogliśmy się przekonać ile ten piłkarz znaczy dla zespołu. Wszystko zaczęło się od zagrania piętą Iniesty do Alexisa, ten wystawił piłkę Leo i na tablicy wyników było już 4:2. Można mieć jednak wątpliwości czy przy zagraniu Iniesty nie było spalonego. Sędzia jednak zdecydował się puścić grę.

Barcelona wypracowała sobie przewagę i kontrolowała grę. Nie wyprowadzała dużej ilości ataków i w swoim stylu utrzymywała się przy piłce. Udało jej się dotrzymać wynik do końca, ale to też po części zasługa Betisu, który opadł całkowicie z sił i nie wierzył już w odwrócenie losów meczu. Barcelona coraz bliżej mistrzostwa. Może je zdobyć nawet w środę, jeśli Real Madryt nie wygra rozgrywanego awansem meczu z Malagą.

Czytaj piłkarskie newsy w każdej chwili w aplikacji Ekstraklasa.net na iPhone'a lub Androida.