menu

Iwanow: "Łabędzi śpiew" Realu Madryt, "majsterkowanie" Guardioli i finał Ligi Mistrzów z PSG?

19 kwietnia 2021, 10:23 | BG

Komentator i ekspert Polsatu Bożydar Iwanow w wywiadzie dla Polska Times zdradza, czy jego zdaniem Bayern Monachium awansowałby do kolejnej rundy Ligi Mistrzów z Robertem Lewandowskim w składzie i stara się przewidzieć, kto zagra w finale w Stambule. - Dawno nie widziałem drużyny grającej tak nowocześnie, nieszablonowo w ataku, a jednocześnie z nieprawdopodobną dyscypliną i organizacją w obronie - mówi o jednym z półfinalistów Champions League


fot.

Jesteśmy po ćwierćfinałach Ligi Mistrzów, a w tym po najciekawszym meczu Bayernu Monachium z Paris Saint-Germain. To było świetne i zaskakujące widowisko, bo w pierwszym spotkaniu przegrali lepsi Bawarczycy, a w rewanżu było odwrotnie. Czy awans PSG to sprawiedliwy wynik?

Futbol to jedna z najbardziej niesprawiedliwych dyscyplin sportu. Wcale nie musisz być lepszym na boisku, by wygrać. Pewnie także dlatego tak bardzo kochamy piłkę, bo jest nieprzewidywalna i niesie ze sobą mnóstwo niespodzianek. Czy taką jest odpadnięcie Bayernu z PSG? Nie powiedziałbym, już w ubiegłorocznym finale podczas turnieju w Lizbonie paryżanie byli o włos od sukcesu. Gdyby nie słaba dyspozycja Thilo Kehrera na prawej obronie, a z drugiej strony fantastyczna postawa Manuela Neuera, tamten mecz mógłby trwać dłużej niż 90 minut. Wtedy ani Kylian Mbappe ani niesamowity teraz, szczególnie w rewanżu Neymar, nie prezentowali takiej dyspozycji jak obecnie. W Monachium przebieg spotkania ustawiła szybko stracona przez Bayern bramka. I to po złym - co zaskakujące - zachowaniu Neuera. Brak Roberta Lewandowskiego, koronawirus Serge’a Gnabry’ego, kontuzje Leona Goretzki i Nicolasa Suele już w trakcie spotkania, to była plaga nieszczęść, która trafiła na Bawarczyków akurat w tak ważnym momencie europejskich zmagań. Ale tak po prawdzie, PSG też było bez swojego dyrygenta i „mózgu” Marco Verrattiego czy podstawowych bocznych obrońców. Kontuzji w Monachium doznał talizman obrony Marquinhos. Tylko, że w przeciwieństwie do Hansiego Flicka Mauricio Pochettino miał większy wybór dobrych piłkarzy, z których w tym niełatwym dla siebie momencie mógł skorzystać.

No właśnie, a jak wyglądałby ten dwumecz Robertem Lewandowskim w składzie? Czy Bayern dziś czekałby na półfinał?

Tego nigdy się nie dowiemy, ale… raczej tak. Bez Polaka, jak również bez Gnabry’ego, sposób gry był bardziej przewidywalny dla rywala. Pamiętamy ile szans w obu spotkaniach miał Bayern. Z udziałem Roberta z obrębu szesnastki siła rażenia byłaby dużo wyższa. „Lewy” poruszałby się także w innych sektorach boiskach, wyciągałby obrońców, mocniej ich absorbował niż Eric Choupo-Moting, który co prawda zdobył dwa gole, ale poza statystyką, która pozornie w jego wypadku w tych dwóch bojach wygląda dobrze, nie był w stanie dać drużynie tyle co Robert i trudno się o to zżymać. Taki klub jak Bayern powinien mieć w mojej opinii solidniejszego zmiennika dla Lewandowskiego. Ale wiemy jak wyglądały letnie transfery Hasana Salihamidzića. I dlaczego już latem Flick z Monachium będzie się żegnał. Wszyscy wiedzieliśmy, że ten sezon niósł ze sobą olbrzymie ryzyko spowodowane covidem i nadmiarem kontuzji związanych z intensywnością grania. O dziwo, Bayern się do tego odpowiednio nie przygotował.

Muszę zadać pytanie, które jakiś czas temu podzieliło piłkarskiego Twittera. Czy występ kapitana w meczu reprezentacji z Andorą, gdzie złapał uraz, był potrzebny?

Kontuzji Robert mógł doznać także kilka dni wcześniej z Węgrami, którzy nie przebierali w środkach i dość mocno przetestowali jego zdrowie. Wydarzyło się to z Andorą ale - szczerze mówiąc - w ogóle bym nie rozważał tego w kategoriach, czy powinien grać w tym meczu, czy zejść w przerwie, albo pięć minut wcześniej. Takie sytuacje to „part of the game” i trzeba się z tym liczyć w każdych okolicznościach. Uważam, że i tak ucierpiał na tym bardziej Bayern niż nasza reprezentacja.

Wracamy do Ligi Mistrzów i starcia Realu Madryt z Liverpoolem. Hiszpanie mimo osłabień pewnie awansowali do półfinału. To zaskoczenie, czy Królewscy udowadniają, że w Champions League czują się najlepiej?

Nie, bo faktycznie wygrywali ją w ostatnich latach częściej niż Primera Division więc staje się to już jakąś regułą, że łatwiej im w Lidze Mistrzów niż w krajowych rozgrywkach. Ale sądzę, że w tej budowie to już ich „łabędzi śpiew”. Era Modricia, Kroosa, Ramosa, Benzemy nie może trwać wiecznie. Gdyby z jakiegoś powodu zabrakło tego ostatniego, Real mógłby mieć taki sam problem jak Bayern bez Lewandowskiego. Francuz ma jednak ten komfort, że zrezygnowała z niego reprezentacja (śmiech).

W kolejnej rundzie Los Blancos zagrają z Chelsea, na którą przed sezonem raczej nikt nie stawiał. To im ułatwi sprawę, czy czarny koń jest w stanie namieszać?

Chelsea zaimponowała mi w obu meczach przeciw Atetico, z którym nikt nie lubi grać, a londyńczycy stłamsili ich w obu spotkaniach. Dawno nie widziałem drużyny grającej tak nowocześnie, nieszablonowo w ataku, a jednocześnie z nieprawdopodobną dyscypliną i organizacją w obronie, dzięki której Mendy nie musiał się specjalnie napracować. Ale to już historia, te mecze odbywały się na przełomie lutego i marca. Jesteśmy kilka tygodni później i Chelsea nie jest już zespołem „nie do trafienia”.

W drugim półfinale zagrają natomiast zespoły, które jeszcze nigdy nie wygrały Ligi Mistrzów, a to ich największe marzenie od lat. Odważy się Pan wytypować czy w finale zagra Manchester City, czy Paris Saint-Germain?

Nie, bo moje przewidywania, gdy mówię o nich głośno, rzadko się potwierdzają ale jeśli bym nie miał wyboru powiedziałbym, że „The Citizens”. Bo to drużyna najlepiej skrojona na covidowy sezon i najmniej cierpiąca, gdy wypada z niej najlepszy zawodnik albo nawet ich większa liczba. Czy nie radzili sobie bez De Bruyne? Czy muszą korzystać z typowego napastnika? Nie ważne jaka wyjdzie na plac jedenastka, zawsze będzie złożona z wysokiej jakości piłkarzy, na każdej pozycji. Guardiola może to ustawiać jak chce choć czasem zdarza mu się „przedobrzyć”, co widziałem na własne oczy w sierpniu w Lizbonie, gdzie jego „majsterkowanie” rozbroił Olympique Lyon i to Francuzów zobaczyliśmy w półfinałach,

W takim razie kogo zobaczymy w wielkim finale w Stambule?

Ciekawym smaczkiem byłoby spotkanie Thomasa Tuchela z Pochettino, a więc dwóch ludzi związanych jeszcze w tym sezonie z PSG, ale skoro uznałem, że City może wyeliminować PSG to nie ma co snuć takich rozważań. Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie bo nie mam pojęcia, kto z pary Real - Chelsea wybierze się na finał.

Tydzień wcześniej zostanie też rozegrany finał Ligi Europy w Gdańsku. Ma Pan tu swoich faworytów?

Bardzo chciałem, żeby było to spotkanie wielkich firm, bo choć cieszyliśmy się na finał w Warszawie w 2015 roku, to jednak Sevilla - Dnipro nie był zestawem marzeń, na szczęście mieliśmy w nim Grzegorza Krychowiaka. Teraz teoretycznie najmniej atrakcyjnym półfinalistą jest Villareal, ale wolałbym żeby w Gdańsku nie spotkały się dwa kluby angielskie. To jednak europejskie puchary, a nie FA Cup (śmiech). Choć z drugiej strony para Manchester United - Arsenal brzmi atrakcyjnie, ale mam w pamięci finał z Baku sprzed dwóch lat, The Blues właśnie z Kanonierami i jakoś wielkiej temperatury on nie miał. Ale to pewnie ze względu na lokalizację, brak kibiców itd. Teraz też grozi nam niestety podobna frekwencyjna sytuacja.