Łukasz Teodorczyk w Polsce jest „karciarzem”, w Belgii go uwielbiają
Łukasz Teodorczyk to człowiek czynu. Nie mówi, tylko strzela gole i bawi się grą. Podobno bawi się też poza boiskiem, co może go wykluczyć z gry w kadrze
fot. Bartek Syta
Chciałem się podpytać o skok jakościowy, a właściwie eksplozję formy w Anderlechcie Bruksela. Czy to kwestia specyfiki ligi, klimatu panującego w Belgii? Zapytał jeden z dziennikarzy na konferencji przed meczem z Danią. - Poproszę następne pytanie - odpowiedział Łukasz Teodorczyk, napastnik (jeszcze) reprezentacji Polski.
Gdy dwa lata temu po zwycięskim meczu Lecha (aż 6:1) z Cracovią, padło w jego kierunku pytanie o podpatrywanie piłkarzy Premier League, jedynie odburknął i powiedział, że ogląda tylko Bayern Monachium. Tym bardziej dziwi fakt, że, gdy duński dziennikarz zapytał ostatnio o „Lewego”, „Teo” zapomniał języka w gębie.
On i Artur Boruc są na cenzurowanym po ostatnim zgrupowaniu reprezentacji Polski. Podobno obaj piłkarze raczyli się piwem i grali w karty. Powstaję pytanie, dlaczego to właśnie Teodorczyk jest naczelnym afery hotelowej ostatniego zgrupowania kadry?A pewnie grających w karty było więcej, jednak - zdaniem niektórych - najprościej uderzyć w 25-letniego napastnika, bo nie jest zbyt lubiany w kadrze, miał dotąd pod górkę w walce o miejsce w składzie i być może chciano się go pozbyć.
- Gdy trenowałem Łukasza w Polonii, nie miałem z nim problemów. To sympatyczna i otwarta osoba. Nigdy mi nie podpadł. Na Ukrainie różnie to z piłkarzami bywa, czasami nie mamy prawdziwych informacji. Widać, że Anderlecht to dla niego idealne miejsce - mówi Jacek Zieliński, trener Cracovii, który prowadził napastnika w Polonii Warszawa.
Pobyt na Ukrainie można zreferować jednym słowem -pech. Ciągła walka o powrót do zdrowia po kolejnych ciężkich kontuzjach, co wykluczyło go z walki o miejsce w kadrze na Euro. Latem nie było ciekawiej. 25-latek sezon w Dynamie zaczął od siedzenia na trybunach. Wtedy pojawiła się fioletowa pomocna dłoń, czyli barwy Anderlechtu. Belgowie postanowili wypożyczyć go na rok. W Brukseli już zdążył poprawić rekord Ruuda Geelsa, który w 1978 roku po transferze do Anderlechtu z Ajaksu zdobywał co najmniej jedną bramkę w pierwszych pięciu spotkaniach, w których grał od początku.
Polak, nawet po feralnym zgrupowaniu, zdobył zwycięską bramkę w meczu z Lokeren. W 89. minucie spotkania zaserwował takiego szczupaka, że nie powstydziliby się go niektórzy piłkarze, lubujący się w skokach do hotelowego basenu.
- Jest wart tych pięciu milionów euro. On strzela gole z zamkniętymi oczami. Z tego co słyszeliśmy, na przeszkodzie w transferze może stać tylko... kasa dla Polonii Warszawa. Ekwiwalent za wyszkolenie, na który czeka Polonia od Dynama - pisze Johan Walckiers, dziennikarz popularnego w Belgii portalu „Voetbalkrant”.
„Teo” był dla Belgów nieznaną postacią. Podczas pierwszych meczów Fiołków w Lidze Europy, człowiek odpowiadający za nazwiska na koszulkach podpisał go... „Teodorzcyk”. Teraz wszyscy chcą z nim rozmawiać. - Tylko dlaczego jest taki tajemniczy. Na prośbę krótkiej pomeczowej rozmowy rzuca tylko agresywne spojrzenie - mówi jeden z dziennikarzy belgijskiego „La Derniere Heure”. „Teo” ostatnio odpowiedział, że nie czuje się jeszcze na siłach ze swoim angielskim. I to można zrozumieć, mając w pamięci kilka wpadek innych zawodników.
Może wypowie się po meczu z FSV Mainz. Tam zagra w czwartek Anderlecht w ramach 3. kolejki fazy grupowej Ligi Europy.