menu

Arsenal ze Szczęsnym w bramce pokonał Brighton Kuszczaka w Pucharze Anglii

26 stycznia 2013, 17:55 | Daniel Kawczyński

Arsenal pokonał w 4 rundzie Pucharu Anglii Brighton 3:2. "Mewy" dwukrotnie doprowadzały do wyrównania, ale bramka w końcówce dała Kanonierom zwycięstwo. Cały mecz w bramce Arsenalu stał Wojciech Szczęsny, który przy pierwszej bramce mógł zachować się lepiej. Tomasz Kuszczak przesiedział spotkanie na ławce rezerwowych.

Nie doczekaliśmy się kolejnego pojedynku polskich bramkarzy. W bramce Arsenalu Londyn zgodnie z przewidywaniami stanął Wojciech Szczęsny, ale po stronie Brighton, Tomasz Kuszczak usiadł na ławce rezerwowych. Wszystko to zasługa rotacji Gustavo Poyeta - Polak jest obsadzany w meczach The Championship, natomiast w FA Cup szansę dostaje rezerwowy Casper Ankergen. Nie inaczej było i tym razem.

Na papierze faworytem wydawał się Arsenal, ale biorąc pod uwagę niezbyt równą formę "Kanonierów", należało wziąć pod uwagę każdy scenariusz tym bardziej, że Brighton nie zamierzało odpuszczać. Po chaotycznym i wyrównanym początku w wykonaniu obu ekip, omal nie objęło prowadzenia. Gości od straty bramki uratował Szczęsny, wspaniale parując strzał szarżującego Jose Ulloy. Jego koledzy natychmiast ruszyli z kontrą i w 16.minucie cieszyli się z prowadzenia. Szalejący w polu karnym Lukas Podolski krótko wycofał do Oliviera Giroud, a ten pewnie strzelił przy słupku. Ankergen nie miał nic do powiedzenia.

Mimo bramki spotkanie nadal było wyrównane. Brighton nie przestraszyło się Arsenalu i walczyło jak równy z równym, szukając powodzenia po akcjach skrzydłami. Coraz częstsze rajdy i wrzutki mogły napawać grozą. Szczęsny radził sobie na raty; notował zdecydowane wyjścia i przechwyty, momentami nieco przysypiał. Ta niepewność zebrała żniwo w 33.minucie. Po dośrodkowaniu z prawej strony, reprezentant Polski niezbyt pewnie wyskoczył do dośrodkowania z chęcią wypiąstkowania, został uprzedzony przez wpadającego w pole karne Ashleya Barnesa, który głową doprowadził do remisu. Błąd popełniła także defensywa Arsenalu, która mimo liczebnej przewagi w obszarze zdarzenia pozwoliła tak łatwo przedrzeć się przeciwnikowi i odpuścić krycie. Zaspała też chwilę wcześniej przy zespołowej akcji zakończonej strzałem w siatkę Ulloy. Sędzia odgwizdał jednak spalonego.

Do końca pierwszej połowy żadna ze stron nie potrafiła przeprowadzić udanego, składnego ataku. Przewagę zdawali się mieć podrażnieni londyńczycy, ale nic z tego nie wynikło, aż do drugiej połowy. W 50.minucie Ankergen na raty obronił potężnie uderzenie Thomasa Rosickyego zza pola karnego. Za moment Lukas Podolski huknął w poprzeczkę. Jednak do trzech razy sztuka. W 57. minucie Abou Diavy wspaniale zagrał w pole karne za plecy obrońców, wypuszczony Giroud wspaniale opanował piłkę, ograł obrońcę i z bliska przywrócił kolegom prowadzenie. Nie minęło parę sekund, a pomógł podwyższyć na 3:1, gdyby na przeszkodzie nie stanął mu bramkarz.

Tymczasem w 61.minucie Brighton nieoczekiwanie wyrównało. Dean Hammond posłał głęboką centrę w pole karne, Per Mertesacker i Laurent Koscielny nie upilnowali Ulloy i tylko przyglądali się jak Argentyńczyk szczupakiem wpisuje się na listę strzelców. Szczęsny nie mógł nic zaradzić.

Dla "The Gunners" był to bolesny sygnał, że pora wziąć się do roboty. Pomimo zaskakującego ciosu z uporem maniaka walczyli o zwycięstwo, szybko studząc ofensywne zapędy przeciwnika. Giroud dwoił się i troił. Po wykonaniu rzutu wolnego pomylił się o centymetry, podobnie jak po strzale z "nożyc". Ale z zespołem dopiął swego. W 87.minucie Ankergen ruszył z piąstkowaniem do wrzutki Aarona Ramseya. Swoje zadanie wykonał tak niefortunnie, że futbolówka znalazła się pod nogami Theo Walcotta. Anglik bez problemów umieścił piłkę w pustej bramce, miał sporo szczęścia przy tej akcji. W 89.minucie mógł powiększyć dorobek, lecz tym razem Ankergen wybronił jego próbę z ostrego kąta.

W samej końcówce pojedynku doszło do kontrowersyjnego zdarzenia. Próbujący dojść do wrzutki Craig Mackail-Smith upadł w polu karnym w rezultacie walki z Koscielnym. Sędzia pozostał niewzruszony i nie wskazał na jedenasty metr.