Piłkarska uczta na Santiago Bernabeu. Barcelona wygrała z Realem i wróciła do gry o tytuł! (ZDJĘCIA)
Piłkarze Realu Madryt i FC Barcelony już dawno nie zafundowali sympatykom futbolu takiego widowiska. Na Santiago Bernabeu mieliśmy dosłownie wszystko: zwroty akcji, rzuty karne, pomyłki arbitra i czerwoną kartkę. Lepsza w starciu gigantów okazała się Barcelona, dla której trzy gole strzelił Leo Messi.
Od początku spotkania można było wyczuć, że obrona jest ostatnią rzeczą o której myślą zawodnicy obu drużyn. W Realu Madryt w oczy rzuciło się niezwykle ofensywne usposobienie Daniego Carvajala. To była szansa, której na tym poziomie nie można zaprzepaścić. Już w 4. minucie Barcelona mogła wykorzystać luki w obronie Królewskich, lecz Neymar z ostrego kąta strzelił prosto w bramkarza. W odpowiedzi na bramkę Valdesa strzelał Benzema, ale piłka po uderzeniu Francuza poszybowała obok bramki. Chwilę później zemściła się zbyt odważna postawa Carvajala. Messi popisał się świetnym podaniem na prawe skrzydło do Iniesty, prawego obrońcy Realu tam nie było, więc Hiszpan miał ułatwione zadanie. Iniesta przyjął piłkę i silnym strzałem posłał piłkę pod poprzeczkę bramki Diego Lopeza, wyprowadzając swój zespół na prowadzenie.
W tym momencie stało się coś dziwnego. Zupełnie jakby ktoś odciął tlen defensorom Barcelony, bo od tej pory nie wiedzieli oni jak sobie radzić z ofensywą Realu. To powodowało, że Benzema miał kolejną szansę na zdobycie gola, ale Francuz jak na razie nie grzeszył skutecznością. Obrona Realu też popełniała poważne błędy. W 15. minucie wyraźnie zaspał Pepe, który nie trzymał linii w obronie i w efekcie Leo Messi stanął oko w oko z Diego Lopezem. Argentyńczyk zaprzepaścił jednak znakomitą sytuacje do podwyższenia wyniku. Za to Benzema mógł powiedzieć "do trzech razy sztuka", bo w 20. minucie w końcu wpisał się na listę strzelców, choć trzeba przyznać, że Francuz był w odpowiednim miejscu we właściwej porze, bo w tej bramce większe zasługi miał Di Maria, który znakomicie dośrodkował do napastnika "Królewskich".
− W Gran Derbi sytuacja jak na podwórku. Tak jakby Carlo z Tatą umówili się, że w dzisiejszym meczu gra obronna nie będzie stosowana − pisał na Twitterze Adam Godlewski.
Tuż po tej bramce serca kibiców Realu poważnie zadrżały. Jeden z najlepszych piłkarzy tego spotkania, Angel Di Maria, wyglądał jakby złapał jakąś kontuzję. Najpierw przykucnął, a po chwili osunął się na ziemię. Wyglądało to bardzo groźnie, ale Argentyńczyk po tym jak otrzymał pomoc lekarską wrócił na boisko i koncertował dalej. Skrzydłowy Realu kilka chwil po powrocie na boisko popisał się znakomitą akcją lewym skrzydłem, doskonale dograł piłkę do Benzemy, a ten przy biernej postawie Javiera Mascherano wpakował piłkę do siatki. Dwie minuty później miała miejsce niemal identyczna sytuacja. Di Maria popędził lewą stroną i dośrodkował do Benzemy, który huknął na bramkę i tylko ofiarna interwencja Pique na linii bramkowej uratowała Blaugranę przed stratą bramki. Barcelona przeżywała w tej części meczu ciężkie chwile.
Można powiedzieć, że Blaugrana upadła na kolana, ale jeszcze przed końcem pierwszej połowy zdołała się podnieść. Messi do spółki z Neymarem totalnie rozmontowali defensywę gospodarzy i po strzale Argentyńczyka mieliśmy wynik 2:2. Gol do szatni musiał być bardzo bolesny dla podopiecznych Carlo Ancelottiego.
Ledwie rozpoczęła się druga połowa a Benzema miał znakomitą sytuację, by skompletować hat-tricka. Tym razem Francuz nie popisał się skutecznością, bo zamiast posłać piłkę w róg, strzelił prosto w Valdesa. W tym momencie należy sie na chwilę zatrzymać. Zastanawiacie się gdzie przez całą pierwszą połowę był Cristiano Ronaldo? Jak dotąd ani razu nie wspomnieliśmy jego nazwiska. To dlatego, że Portugalczyk był ustawiony na lewym skrzydle, czyli na stronie, po której hasał sobie Di Maria. Cristiano Ronaldo schodził do środka, robiąc tym samym miejsce Argentyńczykowi, z czym obrona Barcelony zupełnie nie potrafiła sobie poradzić. Może zdobywca Złotej Piłki nie był widoczny, ale jego praca wykonana dla dobra drużyny była nieoceniona.
W 55. minucie Cristiano Ronaldo wreszcie zaznaczył swoją obecność na boisku. Portugalczyk szarżował środkiem pola i został sfaulowany tuż przed polem karnym przez Mascherano. Sędzia dość niespodziewanie wskazał na jedenasty metr i podyktował rzut karny. Faul rzeczywiście był, ale powtórki wyraźnie pokazały, że miał on miejsce poza polem karnym. Do piłki podszedł sam poszkodowany i od tej pory Real prowadził 3:2. Dziesięć minut później podobna sytuacja miała miejsce po drugiej stronie boiska. Tym razem w głównej roli wystąpił Neymar, który wpadł w pole karne i padł na murawę po starciu z Sergio Ramosem. Czy był faul? Nawet powtórki do końca nie odpowiedziały na to pytanie, lecz to nie zmieniło faktu, że sędzia pokazał Ramosowi czerwoną kartkę, a Messi z zimną krwią zamienił jedenastkę na gola.
W końcówce spotkania mieliśmy kolejną kontrowersję. Andres Iniesta wpadł w pole karne i został zatrzymany przez Xabiego Alonso i Carvajala. Sytuacja była sporna, ale trzeba sprawiedliwie przyznać, że Iniesta sprytnie wykorzystał fakt, że był wzięty w kleszcze. Pomocnik Barcelony przewrócił się w odpowiednim momencie i sędzia miał prawo podyktować rzut karny. A skoro był rzut karny to podszedł do niego Messi i piłka wylądowała w siatce.
Do ostatniego gwizdka sędziego Real szukał swojej szansy na wyrównanie, lecz Barcelona skutecznie utrzymywała piłkę na połowie przeciwnika. Przewaga liczebna zrobiła swoje. Podopieczni Gerardo zdobyli twierdzę Santiago Bernabeu po jednym z najbardziej emocjonujących meczów w historii Gran Derbi. Za stworzenie tak wspaniałego widowiska należy podziękować zarówno zwycięzcom, jak i przegranym.