Eduardo, czyli gwiazdor, który nie chce odcinać w Polsce kuponów
Zawodnika z takim CV jak Eduardo próżno szukać na naszych boiskach. Były gwiazdor Arsenalu, Szachtara Donieck i reprezentacji Chorwacji zapowiada, że chce pozostawić po sobie w Legii ślad.
fot. Szymon Starnawski /Polska Press
Anatolij Demianienko, Ulrich Borowka, Oleg Salenko, Amaral, Kew Jaliens, Danijel Ljuboja, Olivier Kapo, Miloš Krasić... Piłkarzy z bogatym CV na boiskach polskiej ekstraklasy nie brakowało. Grali z różnym skutkiem, zwłaszcza trzej pierwsi wybrali się nad Wisłę głównie z myślą o emeryturze. Gdy w styczniu Legia Warszawa ogłaszała podpisanie kontraktu z Eduardo da Silvą, wielu wieszczyło mu podobną przyszłość. Brazylijczyk z chorwackim paszportem złote lata kariery ma już dawno za sobą. Po makabrycznej kontuzji sprzed 10 lat wrócił do poważnej gry w piłkę, ale nie czarował już tak jak wcześniej. Zanim trafił do Warszawy, przez pół roku nie zagrał w Atlético Paranaense meczu o punkty. 35-latek na każdym kroku udowadnia jednak, że nie przyjechał do Polski na wczasy.
- Z całym szacunkiem dla krajów dalekowschodnich, ale to tam jest miejsce na emeryturę. Gdybym chciał, już dawno mógłbym zakończyć karierę. Mogę grać jeszcze rok, albo pięć, dopóki będzie mi to przynosiło radość. A czuję się dobrze, jestem przygotowany do trudów sezonu. Nie ma podstaw do tego by sądzić, że coś z moim zdrowiem będzie nie tak - przekonuje były gwiazdor Arsenalu i Szachtara Donieck.
Po pierwszych meczach w barwach Legii widać, że w jego słowniku (a mówi po portugalsku, chorwacku, angielsku i rosyjsku) nie ma wyrażenia „odcinanie kuponów”. Mimo kontuzji podczas obozu przygotowawczego na Florydzie prezentuje się solidnie. W Lubinie zaliczył asystę i wywalczył rzut karny, w spotkaniu ze Śląskiem dołożył kolejne ostatnie podanie. Dużo biega, ambitnie walczy o każdą piłkę, doświadczeniem wspiera młodszych kolegów.
- Chcę zostawić po sobie w Legii ślad. Mam nadzieję, że młodsi zawodnicy będą mogli czegoś się ode mnie nauczyć, czerpać z moich doświadczeń. Ja zresztą też będę otwarty na nową wiedzę o Legii, Polsce i waszym futbolu. Człowiek uczy się całe życie - zaznacza.
Przy Eduardo rozkwitać ma talent Jarosława Niezgody. W ustawieniu 4-3-3, które wiosną wprowadził Romeo Jozak, mogą występować obok siebie. Polak jako wysunięty napastnik, reprezentant Chorwacji na skrzydle.
- Na treningach Eduardo robi bardzo dobre wrażenie. Ma świetną technikę użytkową, gra ciekawą dla oka piłkę. Gram najbliżej niego i Miro Radovicia. Obaj pokazują na boisku dużą jakość - komplementował na naszych łamach byłego zawodnika Arsenalu 22-latek.
- Na razie to ja mogę się uczyć od Jarka. On zna polskie realia, gra w tej lidze od kilku lat. Ale mam nadzieję, że z czasem i on będzie mógł podłapać coś ode mnie. Tak samo jak pozostali zawodnicy. Liczę na zdrową rywalizację w szatni. Trener powinien mieć pozytywny ból głowy przy ustalaniu składu - odpowiadał 62-krotny reprezentant Chorwacji.
Jozak, którego Eduardo zna od 15 lat, darzy go dużym zaufaniem. Piłkarz trafił do Dinama Zagrzeb, z którym Chorwat był związany przez wiele lat m.in. jako asystent trenera i dyrektor akademii, w wieku 16 lat. Dziś Eduardo w Europie czuje się jak w domu. Chęć powrotu na Stary Kontynent była jednym z powodów transferu do Legii.
- Znajomość z trenerem Jozakiem miała jakiś wpływ na moją decyzję. Ale nie musiał mnie przekonywać. Chciałem wrócić do Europy, najlepiej dość blisko Chorwacji. Po zakończeniu kariery chcę tam zamieszkać na stałe i zostać przy piłce, ale już w innej roli. Wszystko ładnie się ułożyło, więc szybko zdecydowałem się na transfer - tłumaczy Eduardo.
Pewne jest jedno, presji mediów i kibiców na pewno się nie przestraszy. W końcu nie złamała go nawet kontuzja z 2008 roku, po której groziła mu amputacja stopy. - Byłem wtedy w bardzo dobrej formie. Regularnie grałem w Arsenalu, szykowałem się do mistrzostw Europy. Uraz wszystko zatrzymał. Jestem szczęśliwy, że mogłem w ogóle wrócić do piłki. Udało mi się zagrać jeszcze kilka dobrych spotkań dla Arsenalu, a później Szachtara i reprezentacji. Choć niektórzy już mnie skreślili. Twierdzili, że już nigdy nie będę grał na wysokim poziomie. Ale uodporniłem się na to. Takie komentarze przestały mnie ruszać - zapewnia.
Obserwuj autora artykułu na Twitterze
Malarz: Kontrolowaliśmy to spotkanie, nie było nerwowości