Ronaldo próbował, próbował i wprowadził Portugalię do półfinału. Czesi nie wytrzymali naporu
Portugalia pierwszym półfinalistą Euro 2012. Cristiano Ronaldo i spółka wyraźnie przeważali w spotkaniu z Czechami, choć bardzo długo razili nieskutecznością. Ostatecznie po bramce CR7 w 80. minucie awansowali do najlepszej czwórki turnieju.
Na trybunach w przeważającej większości zasiadali Czesi i… Polacy przybrani w biało-czerwone barwy. Co chwila wspierali sąsiadów w dopingu oraz krzyczeli „Polska-BiałoCzerwoni!”. Nielicznym Portugalczykom ciężko było się wybić choćby przez chwilę. Tą walkę przegrali, ale na boisku panowała sytuacja zgoła odmienna.
Paulo Bento wyszedł z założenia, że zwycięskiego składu nie należy zmieniać, dlatego wystawił identyczną jedenastkę jak... we wszystkich trzech poprzednich spotkaniach Euro. Bardziej zaskoczył Michal Bilek. Od kilku już spotkań zwodził różnymi wieściami o stanie zdrowia kapitana Tomasa Rosicky’ego. Mecz z Polską pokazał, że Czechy są w stanie radzić sobie bez niego, dlatego, że jego naturalny zastępca – Daniel Kolar złapał życiową formę, za co zbierał same pozytywne recenzje. Tymczasem ku wielkiemu zdziwieniu pomocnik Victorii Pilzno rozpoczął mecz na ławce rezerwowych. Zastąpił go Vladimir Darida – 21-letni, najmłodszy reprezentant zza naszej południowej granicy. To na nim spoczęła bardzo ważna w taktyce rola ofensywnego pomocnika.
W pierwszej połowie na placu gry nie działo się za wiele ciekawego, a kibice mieli prawo narzekać na nudę. Początek należał do Czechów, którzy podobnie jak w fazie grupowej, także teraz znaleźli się w gronie skazywanych na porażkę i ponownie robili wszystko, by tę tezę obalić. Przeciwnika trochę zaskoczyli – uzyskali niebagatelną przewagę, rzadko schodzili z połowy oponenta, ale nie potrafili przełożyć tego na dogodne sytuacje strzeleckie. Akcje wykończone przez Vladimira Daridę i Petra Jiracka przyniosły jedynie rzuty rożne. Blisko sensacyjnego otwarcia było w 18. minucie, po tym jak Darida płasko zagrał z prawej strony, ale Vaclav Pilar nie zdołał sięgnąć futbolówki.
Czesi pomimo dobrego startu nie oddali w pierwszej części ani jednego celnego strzału na bramkę! Portugalczykom ta sztuka udała się w 12. minucie, kiedy w Petra Cecha ucelował Joao Moutinho. Od około 20. minuty jego koledzy uspokoili się, zaprowadzili porządek i małymi kroczkami zaczęli przejmować inicjatywę. W przeciwieństwie do przeciwników potrafili odnaleźć sytuacje, głównie za sprawą znakomitych, dalekich zagrań.
Wszystkie siły w ofensywie kierowano przede wszystkim na Cristiano Ronaldo. Początkowo pograć nie dawał mu Gebre Selassie, ale z biegiem czasu gracz Realu Madryt stał się bardziej ruchliwy i siał coraz więcej zamętu. Mimo wielu okazji miał prawo mówić o lekkim pechu. Najpierw po dwójkowej akcji z Moutinho znalazł się sam na sam z Petrem Cechem, lecz wcześniej faulował. Później sędzia odgwizdał niesłusznego spalonego, gdy przymierzył z przewrotki obok bramki. Najbliższej zdobycia gola był w 45. minucie. Wtedy po otrzymaniu dalekiego, górnego podania od Pepe, przyjął futbolówkę, jednym dotknięciem ograł Michala Kadleca i z bliskiej odległości huknął w… słupek. We znaki dawał się nie tylko Czechom, ale i większości skandalicznie zachowujących się kibiców. Na trybunach nie uzyskiwał zbytniej aprobaty – co rusz był „nagradzany” seriami ogłuszających gwizdków.
Od 41. minuty podopieczni Paulo Bento musieli sobie radzić bez kontuzjowanego Heldera Postigi, który ucierpiał w starciu z Tomasem Huebschmanem. W jego miejsce pojawił się Hugo Almeida i w pierwszym kwadransie 2. połowy powinien zostać prawdziwym bohaterem. 120 sekund po zmianie stron po dośrodkowaniu Raula Meirelesa, główkował obok bramki. Chwilę po tym, nie po raz pierwszy kolejny raz na prawej stronie zachował się Nani. Dośrodkował w pole karne, gdzie Almeida szczupakiem wpakował piłkę do siatki. Nie miał się jednak z czego cieszyć, ponieważ znajdował się na ewidentnym spalonym, co nie umknęło uwadze arbitra. Prócz tego pokonać Cecha z dystansu próbowali Nani i Joao Moutinho. W obu przypadkach bramkarz Chelsea pokazał, że odzyskuje formę, popisując się dobrymi interwencjami.
Czesi zgodnie z przedmeczowymi wypowiedziami preferowali „obronę Częstochowy”, a widząc rozpędzonych Portugalczyków, rzadko kiedy zapuszczali się do przodu. Jedyne na co było ich stać w tej partii to samotna szarża na skrzydle Jaroslava Plasila zakończona dobrą interwencją obrońców.
Czas upływał i defensywne nastawienie graczy Bilka początkowo przynosiło połowiczny efekt, choć huraganowe natarcia Portugalii nie słabły ani na chwilę. Gol wisiał w powietrzu, czuć go było na każdym kroku. W 77. minucie Raul Meireles miał przed sobą tylko Cecha. Strzelił w kierunku bramki i gdyby nie świetne zachowanie Kadleca wynik uległby zmianie.
Ale co się odwlecze to nie uciecze, zwłaszcza kiedy jest zasłużone. W 81. minucie Joao Moutinho wrzucił sprzed linii końcowej na dalszy słupek, gdzie Ronaldo wspaniale uderzył głową. Piłka skozłowała jeszcze od murawy i wpadła do bramki bezradnego Cecha.
Portugalia wygrywała 1:0, a mogła znacznie więcej. W 84. minucie z uderzeniem Pereiry poradził sobie Cech. W doliczonym czasie nasi południowi sąsiedzi mieli rzut wolny. Cech powędrował w pole karne, ale z ostatniej szansy nic nie wynikło. Mógł za to paść drugi gol do pustej bramki, ale Pereira nie chciał dobijać leżącego. Zbyt długo zwlekał z zainicjowaniem akcji i koniec końców zanotował stratę. A przed nim była tylko… pusta bramka.
Ze Stadionu Narodowego - Daniel Kawczyński / Ekstraklasa.net
Zobacz także: