Polska - Czechy LIVE! Pierwsza taka szansa od 26 lat
Reprezentacja Polski zdążyła przyzwyczaić nas do ciągłych klęsk w prestiżowych mistrzostwach. Nadszedł jednak czas powiedzieć stop reprezentacyjnemu marazmowi. Po raz pierwszy od 26 lat stajemy przed wielką szansą wyjścia z grupy i znalezienia się w fazie pucharowej. Warunek jest jeden i tylko jeden – pokonać Czechy! Inne rozstrzygnięcie nie wchodzi w grę. Uda się?
11 czerwca 1986 roku. Wielki okres świetności „Orłów” Antoniego Piechniczka pamiętają tylko obecni ojcowie i matki. Tamtego dnia, Polska przegrała z Anglią 0:3, ale dzięki remisowi z Marokiem i wygranej nad Portugalią, awansowała z fazy grupowej do 1/8 finału rozgrywanych w Meksyku Mistrzostw Świata. I to było na tyle.
Na trzech najbliższych edycjach Mundialu (o Euro nie wspominając), w ogóle nas nie było. W 2002 udało się wrócić do światowej czołówki – odpadliście w fazie grupowej, w 2006 – to samo. W 2008 po raz pierwszy w historii udało się zakwalifikować na Mistrzostwa Europy. Kiedy się skończyło ? W fazie grupowej. W 2010 na Mundialu znowu nas nie było. I tak cały czas od 26 lat.
W 2012 wspólnie z Ukrainą organizowaliśmy Mistrzostwa Europy i dzięki temu zostaliśmy ich pierwszymi finalistami. Po losowaniu grup popadliśmy w powszechną radość – lepszej doprawdy nie można było sobie wymarzyć. Wszyscy z optymizmem patrzyliśmy w przyszłość i liczyliśmy na bezproblemowy awans.
Wiele pozytywnych aspektów wyróżniało i wyróżnia nas na tyle reprezentacji prowadzonej poprzednio przez Leo Beenhakera, Pawła Janasa, Zbigniewa Bońka czy Jerzego Engela. Między innymi po raz pierwszy od czasów Zbigniewa Bońka, mogliśmy pochwalić się największą indywidualnością z prawdziwego zdarzenia, jak bez dwóch zdań można określić Roberta Lewandowskiego. Ponadto jeszcze nigdy tak wielu reprezentantów nie grało głównych skrzypiec w czołowych ligach świata.
Jeżeli dołożymy do tego, że wszystkie mecze grupowe rozgrywaliśmy u siebie, w wyobraźni malował nam się przepiękny scenariusz, nawet pomimo licznych wad. Ale hola, hola. Kto powiedział, że będzie szybko, łatwo i przyjemnie? Mecze kontrolne pokazały, iż nasza forma wcale nie jest tak wysoka, a poszczególne formacje z naciskiem na obronę, popełniają proste błędy. Z kolei ten niesamowity Lewandowski wcale nie jest do zastopowania, a niechęć Franciszka Smudy w przeprowadzaniu zmian oraz momenty słabości Wojciecha Szczęsnego mogą okazać się bardzo brzemienne w skutkach.
Brzmi dramatycznie prawda? Na szczęście tylko tak się wydaje, gdyż rzeczywistość okazała się dla nas nadzwyczaj optymistyczna, choć pozostawiła za sobą trochę niedosytu. Z Grecją powinniśmy na dobrą sprawę albo wygrać, albo przegrać. Wygrać, gdyż pierwsi strzeliliśmy bramkę i graliśmy w przewadze po czerwonej kartce i stwarzaliśmy sytuacje. Przegrać, bo najpierw nie potrafiliśmy wykorzystać przewagi, dopuściliśmy do czerwonej kartki i rzutu karnego, a co najważniejsze daliśmy sobie wbić bramkę wyrównującą.
Bądź, co bądź czuć było olbrzymi niedosyt, który błyskawicznie przerodził się w niepohamowaną, sportową złość. Eskalacja nastąpiła w kolejnym meczu z Rosją. Naszym ani przez chwilę nie można było odmówić ambicji, niesamowitej woli walki i przede wszystkim umiejętności. Mimo straty bramki, udało się zachować zimną krew i wywieźć z punkt z boju z o wiele wyżej notowanym oponentem.
To dzięki tym wynikom Polska ma na koncie dwa punkty i zajmuje trzecie miejsce, ustępując Rosji (4 oczka) i Czechom (3). By awansować do ćwierćfinału musi bezdyskusyjnie zwyciężyć swoich południowych sąsiadów. Remis lub porażka położą kres wielkim marzeniom o odmianie złego od 26 lat losu polskiej kadry.
Przed tym meczem nie brakuje wielkich niewiadomych. Od kilku dni kibice zadają sobie pytanie, kto stanie między słupkami. Do niedawna murowanym faworytem wydawał się Wojciech Szczęsny, ale po spowodowanym rzucie karnym jego reputacja mocno podupadła. Same pochwały zebrał za to Przemysław Tytoń, który najpierw, bez kompletnie żadnej rozgrzewki obronił jedenastkę, a później spisywał się bez zarzutu, choć na dobrą sprawę nie miał wielu szans na demonstrację umiejętności. Teraz po pauzie powraca Szczęsny.
Nie wiadomo więc komu szansę da Smuda. Raczej Tytoniowi, ale selekcjoner na przedmeczowej konferencji prasowej nie chciał zdradzić swojej decyzji.
Ale to nie jedyna niewiadoma. W ostatnich dniach na urazy narzekali Damien Perquis (rozcięta noga), Dariusz Dudka (bóle mięśni brzucha) i Eugen Polański (stłuczone kolano). Smuda nie chciał zdradzić czy zagrają, ale jak donoszą media, powinni pojawić się dzisiaj na murawie. Smudzie byłoby to jak najbardziej na rękę, gdyż wychodząc z założenia, że zwycięskiego (w tym wypadku remisowego) składu się nie zmienia, zamierza powtórzyć ustawienie z Rosją, co oznacza wystawienie trzech defensywnych pomocników.
We wtorek byli to Dudka, Polański i Murawski. Dwóch pierwszych w razie czego może zostać zastąpionych przez Adama Matuszczyka i Adriana Mierzejewskiego. Z kolei w miejsce Perquisa do jedenastki przedostałby się Grzegorz Wojtkowiak. Bądź, co bądź wszyscy powinni dzisiaj zagrać, także powodu do obaw nie ma. Pozostaje tylko wierzyć w naszą reprezentację, gdyż takiej szansy nie mieliśmy od dawien dawna.
Czesi na tym turnieju nie zachwycają. Ich czasy świetności już dawno minęły i obecnie dokonuje się zmiana pokoleniowa. Mimo to, po otrzymaniu ostrych batów (1:4) od Rosji potrafili się podnieść i pokonać Greków (2:1). Jednak tak naprawdę dobrze spisywali się tylko w pierwszej połowie, a o wyniku przesądzili w początkowych sześciu minutach. W przeciwieństwie do Polaków mają na koncie trzy punkty, czyli więcej od Polaków. Do awansu wystarczy im więc zaledwie remis, ale jak zapewniają powalczą o zwycięstwo.
Selekcjoner Michal Bilek także ma powody do narzekań kadrowych, choć na dobrą sprawę mogą się one okazać jedynie zasłoną dymną. Nie będący w najwyżej formie Petr Cech (w obu meczach puścił wszystko co było do puszczenia) trenował już normalnie, ale Thomas Rosicky nie brał udziału we wczorajszym treningu. Ciągle odczuwa skutki urazu łydki, lecz pomimo tego ma dzisiaj wystąpić i pomóc kolegom. Oczywiście dla Polaków lepiej będzie jak się nie pojawi. Brak absolutnego lidera może bowiem nieco zdezorganizować grę naszego rywala.
O ile ofensywa z bardzo słabym ostatnio Milanem Barosem nie należy do najmocniejszych, to największą zmorą Polaków stanie się na pewno obrona, lubiąca włączać się do ataku. Szczególnym zagrożeniem jest grający na prawej stronie Theodor Gebre Selassie. Urodzony w Czechach, ale mający etiopskie korzenie zawodnik imponuje przebojowymi rajdami skrzydłem i z łatwością potrafi się przedrzeć w pole karne. To niebywały atut, który należy zneutralizować.
Na koniec jeszcze optymistyczna ciekawostka. Polska ostatni raz przegrała z Czechami na własnym boisku 62 lata temu. Oby ta passa została podtrzymana i biało-czerwoni schodzili po pierwszym gwizdku z podniesionymi głowami i co NAJWAŻNIEJSZE – TRZEMA PUNKTAMI.
Wielu z nas chłodzi już szampany, od kilku nocy nie może spać. Trudno się dziwić, bo ziścić się może nasz największy sen, nasze największe marzenie. Dopingujmy i wspierajmy Orły na każdy kroku. Na trybunach i przed telewizorami bądźmy dwunastym zawodnikiem. „Polska!!! Biało-czerwoni!!!”.
Zobacz koniecznie: