Engel: Byłem przekonany, że możemy wygrać w Kijowie i pojechać na mundial
- Generalnie wysoko oceniamy rywali w naszej grupie, tymczasem okazuje się, że choć nasz zespół nie wygrywa u siebie, to wciąż ma szanse na awans. Nie ma w tej grupie drużyny, która zdominowałaby resztę - mówi Jerzy Engel, były selekcjoner reprezentacji Polski.
Piękne siatkarki Tauronu: Prezentacja w dyskotece Aquarium w Parku Wodnym Nemo [ZDJĘCIA]
Kto jak kto, ale akurat Pan dobrze chyba wie, co czuje teraz Waldemar Fornalik. 13 lat temu eliminacje dopiero się zaczynały, ale przed meczem z Ukrainą atmosfera wokół kadry też była fatalna.
Ja akurat byłem przekonany - powtarzałem to przy każdej okazji - że możemy wygrać w Kijowie, a potem wygrać całe eliminacje i pojechać na mundial.
Kibice już tacy pewni nie byli. A już chyba nikt nie spodziewał się, że możecie wygrać w takim stylu [3:1 - red].
Przed meczem mieliśmy do wyboru: zaatakować od pierwszej minuty albo cofnąć się i czekać na to, co zrobi rywal. Wybraliśmy ten pierwszy wariant i okazał się skuteczny, bo udało nam się zaskoczyć Ukraińców.
Co było kluczem do tamtego zwycięstwa?
Żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba sobie przypomnieć, jak wyglądała wówczas reprezentacja Ukrainy. Znaliśmy jej mocne i słabe strony, stąd np. decyzja, żeby większość naszych akcji przeprowadzać lewym skrzydłem i po akcjach stamtąd padły wszystkie bramki. Druga rzecz to zaskoczenie Radosławem Kałużnym, który będąc defensywnym pomocnikiem, włączał się do akcji ofensywnych, jak środkowy napastnik. Strzelił w ten sposób trzecią bramkę, po akcji i podaniu Marka Koźmińskiego. No i Emmanuel Olisadebe, którego Ukraińcy nie znali zbyt dobrze, bo wcześniej zagrał w reprezentacji tylko jeden mecz. Nie bardzo wiedzieli w związku z tym, czego się po nim spodziewać, a on - jak pamiętamy - strzelił wówczas dwie bramki i wywalczył jeszcze rzut karny [niewykorzystany jednak przez Andrzeja Juskowiaka - red.]. Mieliśmy czym zaskoczyć rywala.
Fornalik też ma?
Nie chciałbym się wymądrzać, bo zwyczajnie nie analizuję gry obecnej reprezentacji Ukrainy tak dokładnie jak w czasach, gdy sam byłem selekcjonerem.
To zapytam o naszą reprezentację. Czy po meczach z Danią i Czarnogórą można powiedzieć, że dzięki takim graczom jak Sobota, Klich czy Zieliński nasza gra nie opiera się już tylko na trójce z Dortmundu?
Odpowiem w ten sposób: w takiej formie, w jakiej widzimy obecnie Lewandowskiego, na pewno jest on wciąż kluczowym graczem w tej kadrze. Sytuacja się odwróciła, bo w 2000 roku to Ukraińcy mieli w składzie gwiazdę światowego formatu, Andrija Szewczenkę. Teraz mamy ją my, jest więc na kim oprzeć budowę strategii na ten mecz. Na pewno w dobrej formie będzie również Błaszczykowski, bo cała Borussia jest w dobrej formie. Na pewno więc ta dwójka nadal będzie stanowić o sile tego zespołu i jeśli dopasują się do niej pozostali gracze, to możemy powalczyć o korzystny wynik i w Charkowie, i w Londynie. My generalnie wysoko oceniamy rywali w naszej grupie, tymczasem okazuje się, że choć nasz zespół nie wygrywa u siebie, to wciąż ma szanse na awans. Nie ma w tej grupie drużyny, która zdominowałaby resztę.
Widzi Pan sens w powoływaniu Mariusza Lewandowskiego czy Marcina Wasilewskiego?
Fornalik najwyraźniej uważa, że ci dwaj pasują mu do koncepcji na mecze z Ukrainą i Anglią i jako byłemu selekcjonerowi nie wypada mi tego krytykować. Mnie też wiele razy krytykowano za takie albo inne powołanie, a wszystko i tak weryfikowało boisko. Poczekajmy, dopiero analiza tego, co zobaczymy w meczach z Ukrainą i Anglią, będzie podstawą do ewentualnej krytyki.
Plotka głosi jednak, że Fornalik nie jest do końca samodzielny, jeśli chodzi o powołania.
Nie wyobrażam sobie, by coś takiego rzeczywiście mogło mieć miejsce. Gdyby to była prawda, to by oznaczało, że mamy niewłaściwą osobę na niewłaściwym miejscu. Selekcjoner musi być samodzielny i brać pełną odpowiedzialność za każde powołanie i za strategię. Nikt nie ma prawa wtrącać się w jego pracę. Oczywiście selekcjoner może słuchać wszystkich, ale decyzje musi podejmować sam.
Niemniej są w PZPN ludzie, którzy bardzo surowo oceniają pracę Fornalika. To nie jest komfortowa sytuacja.
Wszystko weryfikują wyniki. Poczekajmy, eliminacje wciąż trwają, na oceny przyjdzie jeszcze pora.
A może my po prostu za dużo oczekujemy od naszych piłkarzy, zarówno na poziomie reprezentacji, jak i klubów? Gdy się widzi, jak ogrywająca wszystkich w polskiej lidze Legia przegrywa w Lidze Europy z przeciętnym Apollonem, w dodatku po fatalnej grze...
Wszystko wynika z niewiedzy. W ostatnich latach mieliśmy dwie potyczki z dwoma różnymi zespołami z Wyspy Afrodyty. Najpierw Wisła Kraków, która też ogrywała wszystkich w lidze, przegrała z Apoelem Nikozja eliminacje do Ligi Mistrzów. Teraz była druga potyczka i znów mistrz Polski nie dał rady drużynie z Cypru. Może więc zwyczajnie należy się klubom z tego kraju więcej szacunku. Tam też tworzy się zespoły, szukając zawodników po całym świecie i potrafi się przy tym wyszukać dobrych zawodników. Pamiętajmy, że Cypr znajduje się w kryzysie ekonomicznym i wyjechało z tej ligi wielu graczy najlepszych i najdroższych. Kilku z nich mamy w Polsce i robią u nas furorę, jak choćby Marco Paixao w Śląsku. W związku z tym ja bym nieco zweryfikował opinie, że my już jesteśmy potęgą klubową w Europie. Jeszcze nie jesteśmy, na razie wciąż jesteśmy dostarczycielem piłkarzy do Europy. Gdyby cofnąć do Polski wszystkich, którzy wyjechali w ostatnich latach, to mielibyśmy bardzo silne zespoły. Tymczasem my oddajemy najlepszych bardzo wcześnie, a na ich miejsce ściągamy piłkarzy, którzy nie do końca są od nich lepsi. I to jest problem naszej ligi i dlatego Legia i Wisła mogą dominować w konfrontacji ligowej, ale w międzynarodowej już niekoniecznie. Nawet z zespołami z Cypru.
A może rację mają ci, którzy mówią, że młodym piłkarzom zwyczajnie brakuje charakteru? Najnowszy przykład to choćby Michał Żyro, który zawalił Legii mecz głupią stratą, a potem wyszedł do dziennikarzy z uśmiechem i na pytanie o popełniony błąd wydawał się być autentycznie zdziwiony. Błąd - jaki błąd?
Nie widziałem tej sytuacji, ale moim zdaniem to zbyt uproszczona ocena. Nie można obarczać winą jednego piłkarza, obojętnie, czy jest to Żyro, czy Skaba, który również popełnił błąd. Skrzydłowy może stracić piłkę, to się zdarza, ale za nim powinni być piłkarze, którzy ten błąd naprawią. Oceniając ten konkretny mecz, winą za porażkę należy obarczyć wszystkich, a nie jednego czy dwóch najmłodszych piłkarzy, bo tak jest najłatwiej. Ja bym za to zapytał, gdzie byli ci najstarsi, bo to właśnie oni powinni w takim meczu dominować i wziąć ciężar gry na swoje barki? Gdzie oni byli przez całe 90 minut, bo nawet gdyby Żyro tego błędu nie popełnił, skończyło by się wynikiem 0:0, co też byłoby kompromitujące? Gdzie był kapitan tego zespołu, który powinien potrząsnąć nim podczas gry i postawić go na nogi? Tutaj raczej szukałbym przyczyn, młodzi piłkarze się bronią i trzeba ich zrozumieć, no bo co ten biedny Żyro miał niby powiedzieć w mixed zonie? Niemniej jednak może ma pan trochę racji, że dawniej przywiązanie do klubów i środowiska było większe, bo zwyczajnie piłkarze dłużej w nich grali. A dziś jakie niby ma mieć przywiązanie do klubu zawodnik, który już w wieku 18 lat słyszy, że interesują się nim skauci w całej Europie i za chwilę będzie grał we Włoszech czy w Holandii.
Coraz częściej słyszy się głosy, że Legia zbyt pochopnie zrezygnowała z Ljuboji. Serb może był stary i kapryśny, ale dawał jej jakość w ataku, której teraz brakuje.
Zespół buduje się wokół najlepszych, a najlepszych się nie sprzedaje. Barcelona mówi krótko: Messi nie jest do sprzedania za żadne pieniądze i tak samo powinno być w Polsce. Jeżeli jakiś klub ma dwie, trzy autentyczne gwiazdy i do tego niezły budżet, to te gwiazdy powinny być filarami zespołu na wiele lat i wokół nich powinno się budować jego siłę. Sprzedawać można tych słabych.
Prezes PZPN Zbigniew Boniek jest ponoć zdania, że jeśli odejdzie Fornalik, to nowym selekcjonerem też powinien być Polak. To dobry pomysł?
Powiem tak: jeżeli spojrzy pan dziś na Anglię, to prowadzi ją Anglik. Francję prowadzi Francuz, Czarnogórę Czarnogórzec, Niemców Niemiec, a Ukrainę Ukrainiec. Dlatego nie dziwię się, że w PZPN zaczynają rozumieć specyfikę pracy z reprezentacją narodową. To jest zespół złożony z zawodników tego kraju, wychowanych w specyficznych dla niego warunkach. Myślących tak, a nie inaczej. Komuś wychowanemu w innej rzeczywistości trudno się czasem połapać we wszystkich tych niuansach, a bez tego trudno wydobyć z piłkarzy to, co najlepsze. Jeśli Boniek naprawdę tak uważa, to mogę tylko powiedzieć, że jestem tego samego zdania.