Emocjonujący mecz w Lubinie. Fenomenalna bomba Piątka! Kontrowersja w końcówce [ZDJĘCIA]
W niedzielnym meczu 27. kolejki Ekstraklasy Zagłębie Lubin zremisowało na własnym stadionie z Pogonią Szczecin. "Portowcy" prowadzili 1:0 po golu Rafała Murawskiego, ale w drugiej połowie fenomenalnym strzałem wyrównał Łukasz Piątek.
Przed meczem trener gości Czesław Michniewicz przyznał, że powrót do Lubina jest dla niego sentymentalny, ponieważ to za jego kadencji „Miedziowi” w 2007 roku sięgnęli po mistrzostwo Polski.
- Pierwszy raz przyjeżdżam tu jako trener gości, ale tak naprawdę od mojego odejścia z Lubina nie pozostał tu już nawet kamień na kamieniu. Nowy stadion, nowy prezes, nowa drużyna. Dzisiaj zrobię wszystko, żeby Pogoń wyjechała z Dolnego Śląska z kompletem punktów - mówił tuż przed pierwszym gwizdkiem „polski Mourinho”.
Michniewicz miał trudny orzech do zgryzienia, ponieważ z powodu zawieszenia za kartki nie mógł skorzystać z podstawowego golkipera - Jakuba Słowika oraz filaru defensywy - Jarosława Fojuta. Tego pierwszego zastąpił Dawid Kudła, drugiego Sebastian Murawski.
W składzie Zagłębia niespodzianek nie było. Trener Piotr Stokowiec w myśl zasady, że zwycięskiego składu się nie zmienia, postawił dokładnie na tych samych zawodników, którzy grali w wygranym 2:0 meczu derbowym ze Śląskiem we Wrocławiu.
Obie drużyny grały wysokim pressingiem i chciały jak najszybciej znaleźć się z piłką w polu karnym rywali. Początkowo większe problemy mieli gospodarze. Nie radzili sobie z agresywnym kryciem, co owocowało prostymi stratami i narażaniem się na groźne ataki.
Po jednym z nich w 7 min szczecinianie wyszli na prowadzenie. Adam Frączczak popędził z piłką prawym skrzydłem, zagrał do Wladimira Dwaliszwilego, a Gruzin ograł Dorde Cotrę i dośrodkował do Rafała Murawskiego. Popularny „Muraś” pozostawiony był bez krycia i efektownym szczupakiem strzelił po długim rogu. Martin Polacek wyciągnął się jak długi, ale był bez szans.
Od tego momentu to gospodarze przejęli inicjatywę. Okazji do pokonania Kudły mieli co niemiara, ale brakowało im skuteczności. Sam Łukasz Janoszka mógł do przerwy skompletować hat-tricka, podobnie zresztą jak Arkadiusz Woźniak. Skrzydłowi Zagłębia byli bardzo ruchliwi i robili sporo zamieszania, a goście przestawili się już praktycznie tylko na grę z kontry.
Kiedy do akcji ofensywnych podłączali się Aleksandar Todorowski i Cotra, w tyłach zostawało tylko dwóch lub trzech zawodników gospodarzy. Przybysze ze Szczecina skrzętnie to wykorzystywali i po przechwytach przedostawali się kilkoma podaniami pod pole karne Polacka, ale brakowało im dokładności. Kilka razy groźnie uderzał Węgier Adam Gyurcso, ale nie mógł wcelować w bramkę.
- Ważne, że po szybko straconym golu dobrze zareagowaliśmy i stwarzamy sobie okazje. Gramy efektownie i momentami ryzykownie, ale musimy ryzykować, bo za wszelką cenę chcemy tutaj wygrać. Liczę, że po przerwie coś strzelimy - mówił w przerwie Woźniak.
Początek drugiej odsłony wyglądał tak, jak pierwsza połowa po golu dla Pogoni. Podopieczni Stokowca przeprowadzali atak za atakiem, ale nadal brakowało szczęścia w decydujących momentach. Swoje w bramce gości robił też Kudła, ale w 55 min był już bezradny. Łukasz Piątek dostał podanie w środku pola, podholował trochę w stronę szesnastki „Portowców” i huknął ile fabryka dała, a piłka zatrzepotała w siatce, ściągając po drodze pajęczynę z okienka. To trafienie z pewnością będzie kandydowało do gola kolejki, a może nawet sezonu!
Lubinianie znów nabrali pewności siebie i raczyli kibiców efektowną grą, choć nadal nie byli w stanie dobić rywali. Pogoń z kolei groźnie odpowiedziała na pięć minut przed końcem. Wtedy to goście znaleźli się w sytuacji 4 na 2, ale Rafał Murawski fatalnie zgubił piłkę. Chwilę potem Łukasz Zwoliński obsłużył w polu karnym Miłosza Przybeckiego, ale były piłkarz KGHM-u nie trafił w bramkę. Najbardziej kontrowersyjna sytuacja miała miejsce w trzeciej (ostatniej) minucie doliczonego czasu gry. Z rzutu rożnego dośrodkowywał Cotra, głową uderzał Rakowski, ale piłkę z linii bramkowej wybił Rafał Murawski. Dobijać próbował jeszcze Papadopulos - nieskutecznie, lecz piłka za chwilę znów została zacentrowana w pole karne, gdzie skuteczny strzał oddał Maciej Dąbrowski.
Niestety, sędzia zamiast wskazać na środek boiska odgwizdał faul Dąbrowskiego na Murawskim, którego - naszym zdaniem - nie było. Zamieszanie zrobiło się ogromne, ale prowadzący te zawody Paweł Raczkowski zdania już nie zmienił i zakończył mecz.
- Zależało nam na tych trzech punktach, mieliśmy przewagę, ale tylko zremisowaliśmy. Boli nas ta sytuacja w samej końcówce, bo moim zdaniem faulu nie było. Nie odpychałem Murawskiego ręką tylko czysto walczyłem o piłkę, choć on ma oczywiście inne zdanie na ten temat. Dziwna była ta sytuacja, no ale cóż... - powiedział po meczu niepocieszony Maciej Dąbrowski.