Ekstraklaso, mamy problem! Gdzie ten Śląsk? [KOMENTARZ]
Po odpadnięciu z europejskich pucharów Śląsk miał rozpocząć marsz w górę tabeli. Tymczasem wrocławianie grają źle. Miejscami bardzo źle. Punkty punktami, zwycięstwa nad Lechem czy Lubinem cieszą, ale od oglądania Śląska zęby bolą. Drużyna gra równie siermiężnie jak za trenera Lenczyka. Dzieje się tak z dwóch powodów: spadku formy kilku piłkarzy oraz braku klasowych skrzydłowych.
Od chwili ponownego awansu do Ekstraklasy, Śląsk zawsze miał mocne skrzydła. Z początku brylowali tam Ostrowski i Gancarczyk, później Madej, Ćwielong i Sobota. Wszyscy dawali jakość. Nawet w pucharowych potyczkach z Brugge Śląsk bardzo dobrze wyglądał na bokach, dzięki fantastycznej formie Waldka Soboty i niezłej grze Sebino Plaku. Ale to już przeszłość. Dziś wrocławianie skrzydeł nie mają, stąd też chociażby mała liczba sytuacji podbramkowych. Sobota zalicza asysty dla Brugge, a Plaku gra straszny piach. Wcześniej Albańczykowi można było zarzucić niską skuteczność, dziś brak szybkości, przebojowości i dochodzenia do sytuacji strzeleckich. Plaku jest dziś kompletnie niewidoczny i bezproduktywny. Z Zagłębiem pokazał się tylko raz: kiedy wdał się w przepychankę z Cotrą.
Jeszcze słabsze jest drugie skrzydło wrocławian. Będę się upierał, że Patejuk jest najsłabszym piłkarzem sprowadzonym w XXI wieku do Śląska. Bywały niewypały pokroju Diaza, czy Voskampa, ale ich nieudolność wynikała z lenistwa lub rozrywkowego trybu życia. Patejuk natomiast to zawodnik, któremu brakuje nade wszystko umiejętności technicznych i zaangażowania. To chyba jedyny skrzydłowy w Ekstraklasie, który w swoim arsenale ma tylko jeden zwód. W pierwszym sezonie, w Podbeskidziu, obrońcy nabierali się na to. Dziś Patejuk nie jest w stanie zaskoczyć kogokolwiek. Chyba, że samego siebie. Zrezygnowanie z Madeja i podpisanie kontraktu z Patejukiem to jeden z większych objawów szaleństwa Lenczyka w jego końcowym okresie we Wrocławiu. Gdyby chociaż Patejuk angażował się, biegał od jednego pola karnego do drugiego, ale obejrzyjcie skrót meczu z Zagłębiem. Każda sytuacja dla przyjezdnych była wypadkową spacerowania po boisku faceta z numerem 9 na zielonej koszulce. To nie popatrzył, że ucieka mu Vidanov, to dał się wkręcić w ziemię przez Abwo. Patejuk nic nie daje w ataku i jeszcze mniej w obronie.
Dużą obniżkę formy notuje także Dudu, który na początku sezonu ciągnął w dużym stopniu grę Śląska. Jego kapitalne rajdy i mocne wrzutki siały zamęt pod bramką przeciwnika. Jednak od doskonałego meczu z Lechem zalicza kolejne słabe spotkania i bramka z karnego w meczu Zagłębiem niczego tu nie zmienia. Dudu stać na lepszą grę i musi grać lepiej, choć w pojedynkę na pewno nie stworzy w meczu kilku sytuacji bramkowych dla Marco Paixao. Napastnik wrocławian dwoi się i troi, ale gołym okiem widać, że sytuacji ma mniej niż na początku sezonu. Nic jednak dziwnego, skoro z bocznych sektorów piłki nie lecą w jego kierunku.
Sytuacja wydaje się beznadziejna. Patejuk przecież w tym wieku nie nauczy się grać i nawet jeśli forma Plaku i Dudu pójdzie w górę, to dalej będzie brakować skrzydłowego z prawdziwego zdarzenia. Koło ratunkowe wprawdzie jest, ale ciężko mi sobie wyobrazić trenera Levego sięgającego do rezerw po Marcina Przybylskiego i Patricka Majchera. Wprawdzie ten pierwszy od kilku spotkań przesiaduje na ławce rezerwowych, ale podniósł się z niej tylko raz: na ostatnie sekundy potyczki z Lechem. Piłki nie dotknął. Kuriozalna była zwłaszcza sytuacja w meczu z Zagłębiem, gdy młodziutki wychowanek Śląska był gotowy do wejścia w 85. minucie, po czym dostał polecenie, by przebrać się w dres. A spokojnie można było dać Przybylskiemu kilkanaście minut, bo Śląsk prowadził 2:0 i grał z przewagą jednego zawodnika. Jeśli Przybylski nie będzie się ogrywał w takich meczach, to w jakich? Będzie wiecznie grał w rezerwach z Majcherem, Dankowskim i Ulicznym?
Znając życie wkrótce w Śląsku już ich nie będzie, bo taka jest polityka transferowa we Wrocławiu. Wychowanek czy młodzieżowiec to zło, które trzeba zwalczać. Czkawką dalej odbija się chociażby Biliński, ale wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują, że podobnie skończy Przybylski. Ale za to w dalszym ciągu będziemy oglądać nieudolne próby dryblingów Patejuka, czy niedoloty w pole karne Plaku i zastanawiać się, gdzie się podział ten świetny, ofensywny Śląsk z pojedynków z Brugge.
Nie było zemsty Lenczyka. Śląsk lepszy od Zagłębia w derbach Dolnego Śląska