Zła passa dobrze motywuje. Będąc trenerem „Pasów”, Wojciech Stawowy nie wygrał derbów z Wisłą
- To rysa na mojej pracy w Cracovii - przyznaje trener "Pasów" Wojciech Stawowy.
- Co będzie Pan robił w sobotę o godzinie 20.30?
- Usiądę przed telewizorem i będę oglądał derby Krakowa. Na pewno dla wszystkich fanów futbolu to duże wydarzenie. To zawsze jest fascynujące widowisko, o prymat w Krakowie.
- Mówi się, że te mecze nie mają faworyta. Tak też będzie w tym spotkaniu?
- Patrząc na ekstraklasę, trudno jest wskazywać faworytów. Cracovia ostatnio przed meczem z Górnikiem Łęczna uchodziła za takowego, a wiadomo, jak się skończyło. Wiele było takich spotkań, w których pozycja w tabeli nie świadczyła o niczym.
- Chociaż Wisła jest ewidentnie na fali, a Cracovia w dołku.
- Na pewno jest lepsza atmosfera, gdy zespołowi idzie, ale taki mecz jest też po to, by jakąś złą tendencję odwrócić. Cracovia będzie chciała się odbić, bo gdzie zrobić to lepiej, jak nie u rywala, przy wielu kibicach?
- Z Cracovią miał Pan wiele sukcesów, ale nie udało się Panu nigdy wygrać meczu derbowego. Czy to w Panu w dalszym ciągu gdzieś siedzi?
- Na pewno jest to rysa na mojej kilkuletniej pracy w Cracovii, choć myślę, że jeden wynik meczu z wielką Wisłą trenera Kasperczaka był „zwycięskim” remisem. Za kadencji innych trenerów „Pasy” potrafiły jednak wygrywać. Życzę im tego, by się odbiły.
- A czy wygrana była bliska w którymś z meczów, w którym Pan prowadził zespół?
- Było tak, gdy graliśmy u siebie z Wisłą trenera Liczki. Przegraliśmy 0:1. A najbliżej było nam do zwycięstwa, gdy prowadziłem Cracovię w przedostatnim meczu z Wisłą. Wisła była zdominowana w II połowie. Po bramce wyrównującej na 1:1 mogliśmy strzelić zwycięską. Zdecydowanie jednak najmilsze wspomnienie wiąże się z tym spotkaniem, zakończonym 0:0 na Wiśle (w 2004 roku - przyp.). Ja miałem debiutantów w składzie, a po drugiej stronie byli reprezentanci Polski.
- Co mógłby Pan radzić trenerowi Cracovii przed najbliższym meczem? Trzeba podgrzewać atmosferę czy ją tonować?
- Dobra jest każda metoda, która prowadzi do tego, by zespół funkcjonował potem w sposób właściwy. Przemotywowanie nie jest dobre, a brak motywacji jest zły. Trener musi więc to wypośrodkować. Wie, jak to zrobić, bo ma w CV zwycięskie derby z Wisłą. Sytuacja, w jakiej znajduje się Cracovia, brak zwycięstw od kilku spotkań, działa najbardziej motywująco. „Pasy” nie grają źle, ale przechodzą kryzys. Prezentują dobrą piłkę, lecz brakuje im trochę szczęścia, skuteczności. Wskazana jest cierpliwość. Odnoszę się do tego, że ktoś się zastanawia nad losem trenera Zielińskiego. Jego zwolnienie to byłoby najgorsze, co by się mogło stać. Oznaczałoby powrót do punktu wyjścia, świadczyłoby o tym, że kolejny trener nie może popracować w Cracovii przez dłuższy czas.
- Pan coś wie o tym…
- Znam to z własnego doświadczenia, więc jak mogę coś radzić, to nie trenerowi Zielińskiemu, a władzom Cracovii, by były cierpliwe. Nie można do tego podchodzić tak, że parę miesięcy temu był wspaniały, a teraz ma go ktoś zastąpić. Że ratunkiem dla niego ma być wygrana w derbach i potem z Lechem. Trzeba mu dać czas, chociażby w nagrodę za to, co zrobił dla Cracovii. A jego zespół może wygrać, podobnie jak w kolejnym meczu i zdobyć komplet punktów przed nowym rokiem. Nie można nie dawać szans Cracovii.
- Pana ciągnie na trenerską ławkę?
- Powiem, że ciągnie mnie na nią jak metal do magnesu. Życie nauczyło mnie cierpliwości, pokory. Jeśli jest mi dane, by wrócić na ławkę trenerską, to na pewno wrócę, a jeśli życie pisze inny scenariusz, to trzeba się z tym pogodzić.
- Czy jest to dla Pana najdłuższa przerwa w pracy z seniorami?
- Tak. Od czasu odejścia z Widzewa Łódź minęło półtora roku. To długi czas.
- Nie było propozycji czy nie było ofert satysfakcjonujących?
- Skłamałbym, gdybym powiedział, że ich nie było, ale nie byłbym do końca szczery, gdybym twierdził, że były konkretne. Były zapytania, chodzi o trzy kluby, ale nie byłem jedynym kandydatem.
- Wkrótce może być konieczność zmiany w Cracovii. Pewnie nie spodziewa się Pan telefonu od prezesa Janusza Filipiaka?
- Nie, już wypowiedziałem się kilka razy w sposób dobitny. Podtrzymuję, że miałem swoje pięć minut w Cracovii. Co miałem dla niej zrobić, zrobiłem. Awans po 20 latach do ekstraklasy, czy zaraz po spadku, to był mój czas. Ocenę zostawiam tym, którzy oglądali mecze. Przeszedłem w tym klubie tyle różnych momentów, ale to już dla mnie jest temat zamknięty.
- Gdyby jednak jakimś cudem się pojawił, to by Pan odmówił?
- Tak.
- Z końcem września został Pan dyrektorem w Escoli Varsovia. Na czym polega pańska praca?
- Bardzo się ucieszyłem, że dostałem taką możliwość pracy, która opiera się na programie Barcelony. A „Barca” zawsze była dla mnie klubem, który po Cracovii był dla mnie ważny. Interesowałem się piłką hiszpańską, nie brały się znikąd - prześmiewane przez niektórych - pomysły typu tiki-taka. Taki styl bardzo lubię, preferuję od lat. Wdrażam program szkoleniowy dla starszych roczników w Escoli. Nadzoruję pracę trenerów, mogę dołożyć swoją cegiełkę, by polskie dzieci rozwijały się piłkarsko inaczej. Ich szczęście polega na tym, że mogą pracować według takich wzorów jak w Barcelonie. Pan Wiesław Wilczyński zrobił wielką rzecz, należy mu się szacunek za to.
- Przeniósł się Pan do Warszawy.
- W tygodniu jestem 3-4 dni w stolicy, resztę czasu u siebie, w Sieprawiu. Mam swoją akademię w pobliskim Ochojnie. Żeby się związać ze szkółką warszawską, potrzeba czasu. Musimy się rozwinąć, poszerzyć bazę treningową. Estilo de Espana Ochojno,w skrócie Akademia Futbolu Ochojno, została przeniesiona z Sieprawia. Tu dostaliśmy bazę treningową. Prezes klubu i burmistrz gminy udostępnili nam obiekty sportowe. Dopóki nie ma się praw do licencji programu hiszpańskiego, to ja go nie wykorzystuję, bo byłbym nie fair w stosunku do Warszawy. Moja obecność tam nie polega na tym, bym coś podpatrywał. Zresztą to nie jest w moim stylu, nigdy tego nie robiłem, nie byłem asystentem żadnego trenera, zawsze robiłem sam. Mam dobrych trenerów: Andrzeja Paszkiewicza, Marcina Cabaja, Rafała Skórskiego, Mateusza Krasuskiego, Wojciecha Kurletę.
- Praca z młodzieżą daje satysfakcję?
- Można pomóc młodym piłkarzom i trenerom. Wyzwaniem zawsze była, jest i będzie piłka seniorska. To się nie zmieni.
- Ktoś z młodych zawodników dostał się do zespołu ligowego?
- Ze szkółki w Warszawie bramkarz Marcin Bułka trafił pół roku temu do Chelsea Londyn. Jest kilku chłopków, którzy mają perspektywy.