Legia rozniosła Lechię! Szesnasty gol Nikolicia, fatalny kiks Maricia [RELACJA, ZDJĘCIA]
Żadnych problemów z pokonaniem Lechii w Gdańsku nie miała Legia Warszawa. Drużyna wicemistrzów Polski wygrała 3:1 (1:0). Mecz oglądało nieco ponad 19 tys. widzów.
Legia nie lubi wyjazdów do Gdańska. W ostatnich latach przegrała w nim dwa mistrzostwa; najpierw na rzecz Śląska Wrocław (sezon 2011/12), potem Lecha Poznań (2014/15). Mając to wszystko na względzie, do dzisiejszego spotkania piłkarze z Warszawy podeszli z należytą pokorą. Jeżeli wypowiadali się o Lechii, to z szacunkiem. Jeżeli zaś o swojej drużynie, to z zaznaczeniem ponurych historii, które „nie mogą się już więcej razy powtórzyć”.
Nadzwyczaj łatwo przyszło dziś jednak Legii wygrać z Lechią. Mecz wcale nie przypominał męczarni z Lechem Poznań (0:1), ani pucharowej nudy z Chojniczanką Chojnice (2:1). Był oczywiście do pewnego momentu zacięty, wymagał od wszystkich niecodziennego wysiłku, lecz kiedy już się ułożył, to sprawiał samą radość, czego dowodem choćby piękna, zgrana akcja, po której wynik został ustalony. Ale po kolei.
W 31 minucie Legię na prowadzenie wyprowadził Guilherme. Urodziwy był może nie sam strzał, tylko sposób rozegrania akcji. Nie bez powodu autor gola krzyknął później do kamery: Vamos Legia! Bo to właśnie hiszpańską elegancją wykazał się wraz z asystującymi mu Nemanją Nikoliciem i Tomaszem Jodłowcem. W trójkę warszawianie pograli taką tiki-takę, że zawodnikom Lechii pozostało jedynie pokiwać z uznaniem. Im tej kreatywności zabrakło, dlatego do szatni schodzili z głowami zwieszonymi w dół. Najlepszej sytuacji nie wykorzystał Grzegorz Kuświk. Jego uderzenie zablokował kolanem Łukasz Broź.
Kolano swoją drogą to miało w tym spotkaniu niebywałą moc sprawczą. O ile w przypadku Brozia było wybawcze, o tyle w przypadku broniącego w Lechii Marko Maricia już nie. Otóż krótko po wznowieniu gry Chorwat tak fatalnie przyjął piłkę po wycofaniu od Gersona, że ta odskoczyła na pięć metrów. Dopadł do niej jako pierwszy Nemanja Nikolić i z łatwością podwyższył na 2:0, dając do zrozumienia, że nie ma w jego słowniku czegoś takiego, jak „kryzys strzelecki”. Dzisiejsza bramka była jego szesnastą w lidze.
Cztery minuty po golu Nikolicia straty na chwilę zmniejszył Aleksandar Kovacević. Uderzył pięknie, bo z kozłem i tak, że piłka jeszcze odbiła się od prawego słupka. Co jednak z tego, skoro Legia zaraz odskoczyła na 3:1. Kovacevicowi marzenia o wyrwaniu choćby jednego punktu wybił z głowy Tomasz Jodłowiec, wieńcząc akcję, którą świetnie napędził Ondrej Duda wespół z Nikoliciem.
Legia wygrała pewnie i zasłużenie. Sporo dała jej przewaga w drugiej linii. Chociaż Lechia nie odpuszczała żadnej piłki, biegała sporo i w solidnym tempie, to jednak nie miała aż tyle jakości, czy pomysłu, co właśnie Legia.