Legia odrobiła dwubramkową stratę i uniknęła kompromitacji z Zagłębiem. Wymarzony debiut Trickovskiego (RELACJA, ZDJĘCIA)
Zawodnicy Zagłębia Lubin mogą pluć sobie brodę. Do przerwy prowadzili 2:0 i przy Łazienkowskiej wyraźnie pachniało sensacją. Gospodarze pobudzeni wejściem Ivana Trickovskiego wzięli się jednak do roboty i odrobili straty.
Kiedy rozpoczyna się przerwa na reprezentację, jedni mówią, że chwila odpoczynku im się przyda, drudzy zauważają, że taka pauza wybije ich z rytmu. Te przeciwstawne podejście można byłoby przypisać Legii oraz Zagłębiu, które dzisiejszego wieczoru spotkały się przy Łazienkowskiej. Warszawianie nie ukrywali po meczu z Jagiellonią, że potrzebują drugiego oddechu i nie chodziło tu tyle o kwestię kondycji fizycznej, co o podejście mentalne. Przerwa była Legii potrzebna tym bardziej, że zawodnicy Henninga Berga mieli za sobą intensywny czas, w którym musieli łączyć grę w eliminacjach Ligi Europy z występami w Ekstraklasie. Te drugie zostały wyraźnie zaniedbane – „Wojskowi” w ostatnich czterech spotkaniach zdobyli tylko dwa punkty. W zupełnie innej sytuacji było Zagłębie, które rozkręcało się z każdym kolejnym meczem i w trzech ostatnich kolejkach było niepokonane (7 zdobytych punktów).
Dla Legii dzisiejsze spotkania miało być zatem spotkaniem na przełamanie złej passy. To zadanie było jednak o tyle utrudnione, że Berg musiał przemeblować skład, przynajmniej jeżeli chodzi o środek obrony. Zagrać nie mogli Jakub Rzeźniczak (kartki) oraz Michał Pazdan (kwestie zdrowotne). Zamiast nich decyzją Norwega wystąpili Igor Lewczuk oraz Stojan Vranjes. Zaskakujące było zwłaszcza postawienie na Chorwata, który jest w Legii od kilkunastu dni, a jako środkowy obrońca zagrał tylko raz. Było to jeszcze w barwach Lechii – po tym jednym występie sam Vranjes miał zresztą nadzieję, że więcej jako stoper nie zagra.
Ustawienie dwójki Vranjes-Lewczuk na środku obrony dość szybko odbiło się Bergowi czkawką. Obaj stoperzy popełniali błędy, gołym okiem było widać, że nie są zgrani i niekoniecznie wiedzą, co mają robić wieczorem. A ich pomyłki dość szybko stały się dla gospodarzy niezwykle kosztowne. Za pierwszym razem, kiedy Krzysztof Piątek urwał się Lewczukowi, napastnika Zagłębia zdołał jeszcze zatrzymać Dusan Kuciak. Za drugim razem Słowak nie dał już jednak rady. Po błędzie całego bloku obronnego Piątek bez większych problemów wpakował piłkę do siatki. Zagłębie na tym nie poprzestało i nadal atakowało, licząc na kolejne trafienie. Minęło mniej więcej dwadzieścia minut i „miedziowym” udało się wyprowadzić drugi cios. Tym razem goście zaskoczyli warszawian po rzucie rożnym – piłkę do siatki wpakował Michal Papadopulos. Ten gol całkowicie oszołomił legionistów, a ich kibiców doprowadził do furii. Gromkie „Legia, grać, ku**a mać” nie dało jednak zbyt szybko efektów – do końca pierwszej połowy to Zagłębie przeważało, grając mądrzej piłką i mając wynik, który wystarczyło utrzymać do ostatniego gwizdka.
Okazało się, że to nie będzie takie proste. Nie wiadomo, co Berg powiedział swoim zawodnikom w szatni, ale ci na drugą połowę wybiegli już z odpowiednim nastawieniem, udowadniając, że jeszcze pamiętają, jak się gra w piłkę. Kluczowe dla poczynań stołecznej drużyny było wejście na boisko Ivana Trickovskiego, który zaliczył swój debiut w barwach Legii. I na pewno zaprezentował się o wiele korzystniej niż zmieniony przez niego Kucharczyk, którego kibice nie pożegnali zbyt ciepło (podobnie jak później Ondreja Dudę). Trickovski najpierw zdobył gola kontaktowego, głową zamykając dośrodkowanie Bartosz Bereszyńskiego, a później wystawił piłkę Nemanji Nikoliciowi, który w zamieszaniu w polu karnym wpakował piłkę do siatki. W tym momencie mecz wrócił do punktu wyjścia, ale jeden punkt nie zadowalał żadnej ze stron. Akcje zarówno Legii, jak i Zagłębia były jednak nieskuteczne – groźniejsze sytuacje mieli goście. Uderzenie głową Arkadiusza Woźniaka było jednak niecelne, a strzał Jarosława Kubickiego wybronił Kuciak.