menu

Lechia ograła Łęczną i awansowała na siódme miejsce. Pierwszy gol Nazario

26 kwietnia 2015, 17:15 | jac

Pewne zwycięstwo nad Górnikiem Łęczna odniosła na własnym boisku Lechia Gdańsk, która przy aplauzie 24 tys. widowni wygrała 2:0 (1:0). Gole strzelili pomocnicy: Stojan Vranjes i Bruno Nazario. Dzięki trzem punktom biało-zieloni przesunęli się z dziewiątego na siódme miejsce.

Lechia - Górnik Łęczna
fot. Karolina Misztal/Polska Press
Lechia - Górnik Łęczna
fot. Karolina Misztal/Polska Press
Lechia - Górnik Łęczna
fot. Karolina Misztal/Polska Press
Lechia - Górnik Łęczna
fot. Karolina Misztal/Polska Press
Lechia - Górnik Łęczna
fot. Karolina Misztal/Polska Press
Lechia - Górnik Łęczna
fot. Karolina Misztal/Polska Press
Lechia - Górnik Łęczna
fot. Karolina Misztal/Polska Press
1 / 7

Po ostatniej porażce ze Śląskiem Wrocław (0:3) Lechia przebyła odwrotną drogę, to znaczy spadła z szóstego miejsca na dziewiąte. Nic więc dziwnego, że trener Jerzy Brzęczek i jego podopieczni zapowiadali, że mecz z Łęczną potraktują priorytetowo. Gdyby bowiem raz jeszcze poślizgnęła im się noga, to o grupę mistrzowską musieliby zawalczyć w ostatniej kolejce przed podziałem tabeli. A tego bardzo chcieli uniknąć, ponieważ stadion Korony Kielce to miejsce, z którego w tym roku nikt nie wywiózł trzech punktów.

Brzęczek obiecał, że Lechia z Łęczną zagra ofensywnie. I słowa dotrzymał. W pierwszej połowie biało-zieloni częściej byli przy piłce. Częściej gościli także w polu karnym przeciwnika. Pierwszy strzał oddali już w 20 sekundzie. Próba Stojana Vranjesa była co prawda niecelna, ale po niej nastąpiły kolejne. Co ciekawe, to właśnie Bośniak był tym zawodnikiem, który decydował się na uderzenia. Przed przerwą pięć razy kopnął w kierunku bramki.

Choć Łęczna zaparkowała autobus bardzo blisko bramki, to Lechii i tak udało się jeszcze przed zmianą stron wyjść na prowadzenie. Stało się to w 39 minucie. Akcję rozpoczął Bruno Nazario, który płasko dośrodkował w pole karne. Do podania na wślizgu wybiegł Vranjes i to on po raz szósty w sezonie trafił do siatki. Lechia na przerwę schodziła więc ze spokojną głową. W tym roku zawsze kiedy na własnym boisku strzelała na 1:0, to korzystny wynik utrzymywała do ostatniego gwizdka.

Pewność siebie sprawiła, że lechiści poczuli w drugiej połowie piłkarski luz: zaczęli grać szybciej, na jeden kontakt, kombinacyjnie. Goście nie byli na to przygotowani. Sześć minut po wznowieniu stracili więc drugiego gola. Piękne prostopadłe podanie od Sebastiana Mili wykorzystał wówczas Bruno Nazario. Dla Brazylijczyka był to pierwszy gol w biało-zielonej koszulce.

Lechia w pierwszym kwadransie drugiej połowy grała tak dobrze, że powinna prowadzić nie 2:0, ale przynajmniej 4:0. Świetnie rozgrywali Maciej Makuszewski i Sebastian Mila. Ich podań nie wykorzystali jednak ani Stojan Vranjes, ani Antonio Colak, choć obaj mieli przed sobą tylko bramkarza Sergiusza Prusaka.

Do końca spotkania wynik nie uległ zmianie. Lechia może być zadowolona z dwóch powodów: raz, że dzięki wygranej powróciła do pierwszej ósemki i jest bardzo blisko gry w grupie mistrzowskiej, a dwa że zagrała interesujący, widowiskowy futbol, który wprawił w zachwyt blisko 24 tys. widownię.


Polecamy