Górnik bez żadnych argumentów i celnego strzału. Legia zdemolowała rywala na jego terenie
To był mecz do jednej bramki. Legia przyjechała do Zabrza jak po swoje i nie miała problemu z okazałym zwycięstwem. Górnik z kolei zawiódł na całej linii.
Żadnej zmiany nie dokonał w wyjściowym składzie swojego zespołu Henning Berg w porównaniu do poniedziałkowego starcia z Cracovią. Pauzującego za czerwoną kartkę Jodłowca znów zastąpił Helio Pinto, a ponownie na szpicy pojawił się wracający po kontuzji Radović. W drużynie Górnika mieliśmy za to kilka zmian, a najważniejsza dotyczyła ustawienia – zabrzanie rozpoczęli to prestiżowe spotkanie, grając czwórką w obronie. Dwójkę stoperów stworzyli Danch i Szeweluchin, a na bokach defensywy pojawili się Sadzawicki i Magiera. Z przodu zagrał zamiast Jeża Madej, a prezentującego ostatnio kiepską dysp[pozycję Kosznika zastąpił Kurzawa, co było największym zaskoczeniem.
Pierwsze minuty zwiastowały wyrównany mecz, bowiem co prawda kontrolę nad wydarzeniami boiskowymi od początku przejęła Legia, ale „Górnicy” umiejętnie pracowali pressingiem i trzymali rywali na dystans. Niezła gra podopiecznych Warzychy trwała jednak tylko dziesięć minut, podobnie jak tydzień temu w Poznaniu. Najpierw zadziwiająco dużą lukę w zabrzańskiej defensywie wykorzystał Radović, uciekając wszystkim i stając oko w oko ze Steinborsem. Pojedynek z łotewskim golkiperem w dogodnej sytuacji jednak przegrał. Było to pierwsze bardzo poważne ostrzeżenie dla obrońców Górnika. [b]Drugiego już nie było.[/b] W 11. minucie rzut wolny z boku boiska wykonał nieźle Duda, a pojedynek o górną piłkę wygrał Vrdoljak. Futbolówka po jego uderzeniu odbiła się od słupka, ale najwięcej czujności zachował na trzecim metrze Astiz, który dopełnił formalności głową.
Po bramce obraz gry się nie zmienił. Wciąż częściej w posiadaniu piłki byli goście, grając w ataku pozycyjnym. Zabrzanie natomiast skracali pole gry, starali się przejąć piłkę w okolicach środka boiska, aby zaatakować z kontrataku. Co jakiś czas legioniści popełniali błędy i zabrzanie potrafili sobie stworzyć niezłą okazję. W 16. minucie ładna klepka Madeja i Kurzawy pozwoliła znaleźć się w niezłej sytuacji Zacharze, jednak napastnik Górnika przegrał pojedynek z Kuciakiem. Przez następne 10 minut mało działo się na murawie, a kibiców z letargu spróbował wybudzić Kurzawa – ograł na lewej stronie Brozia, złamał akcję do środka i uderzył zza pola karnego prawą nogą, jednak metr nad poprzeczką.
I gdy gra przez chwilę była wyrównana, do głosu znów doszli goście. Niepilnowany na dwudziestym piątym metrze Żyro spokojnie przyjął piłkę i ułożył sobie do strzału. I to jakiego! Uderzenie było fenomenalne, najwyższej klasy, a futbolówka wpadła idealnie pod poprzeczkę bramki Steinborsa. To był koniec marzeń zabrzan o jakiejkolwiek zdobyczy punktowej w tym spotkaniu. „Trójkolorowi” potrafili nawiązać równorzędną walkę przez kilka chwil, ale wydawało się, że to wszystko odbywało się za pozwoleniem podopiecznych Henninga Berga – ilekroć jego zawodnicy przyspieszali grę, to momentalnie gubiła się obrona gospodarzy. Kilka szybkich podań wystarczało, aby przedostać się z piłką pod pole karne Górnika, a w takich sytuacjach zawsze robiło się groźnie.
„Górnicy” walczyli się i starali, ale różnica klas umiejętności piłkarskich na korzyść gości była widoczna. Ciężko było stwierdzić, kto z większą ulgą przyjął gwizdek kończący pierwszą połowę spotkania. Po stronie Legii można było wyróżnić aktywnego Koseckiego i nieźle prezentującego się na lewej obronie Guilherme, natomiast w ekipie zabrzan nikt nie wyróżniał się na tyle, aby o tym wspominać.
Mało, bardzo mało działo się przy Roosevelta 81 na początku drugiej połowy. Legia najzwyczajniej w świecie oszczędzała siły przed czwartkowym spotkaniem Ligi Europy i oddała pole graczom Górnika. Ci byli zmuszeni szukać swoich okazji w bardziej statyczny sposób, z czym nie radzili sobie najlepiej. Brakowało dokładności, kreatywności i elementu zaskoczenia. To za to Legia opracowała w tym meczu do perfekcji. W 57. minucie znów zaskoczyła uśpioną defensywę Górnika w momencie, gdy poczuła się trochę pewniej. Podanie z lewego skrzydła od Helio Pinto otrzymał w polu karnym Radović, z łatwością ograł Magierę i z bliska pokonał Steinborsa.
Potem oglądaliśmy już tylko umiarkowaną defensywę Legii i bicie głową w mur Górnika. Zabrzanom nie wychodziło kompletnie nic. Gdy już kilka razy przedarli się pod szesnastkę rywali, to zawsze brakowało ostatniego podania albo skuteczności – dość powiedzieć, że nie udało im się choć raz celnie uderzyć na bramkę Kuciaka. Mnożyły się proste błędy, zagrania wprost pod nogi przeciwników, po prostu przykro było patrzeć na męczarnie „Trójkolorowych”. W 82. minucie monotonię tego spotkania postanowił przerwać Orlando Sa. Portugalski napastnik, który pojawił się na boisku w drugiej połowie, otrzymał znakomite długie podanie od Żyry i przez niemal pół boiska biegł na spotkanie Steinborsowi. Wytrzymał ciśnienie i w odpowiednim momencie skierował piłkę do siatki obok bezradnego Łotysza.
Legia zdeklasowała dzisiaj Górnika pod każdym względem. To dobry prognostyk przed meczem z Trabzonsporem, natomiast Górnik pozostanie przynajmniej do połowy lutego bez zwycięstwa na własnym stadionie od sierpnia.