Chłopaki z ferajny, czyli Zawisza po hiszpańsku
W drugiej połowie tego roku w polskiej piłce nożnej wydarzyło się bardzo dużo. Dużo dobrego i dużo złego. W Bydgoszczy złego.
fot. Filip Kowalkowski
Biało-czerwoni na francuskim Euro dotarli do ćwierćfinału, w którym pechowo przegrali z późniejszymi mistrzami Europy, Portugalczykami (z Cristiano Ronaldo). Cały czas twierdzę, że finał był w zasięgu Polaków. Nasi bohaterowie zapracowali sobie na transfery do silniejszych europejskich klubów.
Kamil Glik z Torino przeszedł do Monaco i stał się miejscowym „księciem” (gole strzela częściej niż we Włoszech). Grzegorz Krychowiak z Sevilli ruszył na podbój Paryża, ale na razie częściej bywa w ekskluzywnych sklepach, niż na boisku w barwach Paris Saint Germain. Arkadiusz Milik z Ajaksu Amsterdam przeniósł się do Napoli, gdzie od razu stał się ulubieńcem kibiców (niestety, kontuzja zatrzymała jego rozkwit talentu, ale w szpitalu odwiedził go boski Diego Maradona). Kamil Grosicki jedną nogą był już na Wyspach Brytyjskich, ale jego transfer do Burnley nie doszedł do skutku (realizuje się nadal w Rennes, które dzięki jego golom jest w czubie tabeli francuskiej Ligue 1.). A Łukasz Teodorczyk, który po wypożyczeniu z Dynama Kijów rozgrywa w Anderlechcie Bruksela prawdopodobnie rundę życia?
[zaj_kat]
No i jest Robert Lewandowski z Bayernu Monachium, który strzela gole nie tylko na boisku, o czym poinformował zrozumiałym dla wszystkich gestem po trafieniu w meczu z Wolfsburgiem (piłka w siatce, piłka pod koszulką). Wszyscy oni mają swój udział w kolejnych udanie zapowiadających się eliminacjach, tym razem do mundialu w Rosji. 3:0 w Rumunii mocno podbudowało morale ekipy Adama Nawałki. Choć „Lewy”, bohater ostatniej akcji z Armenią (2:1), może czuć się głupio po jeszcze głupszych wynikach plebiscytu „France Football”.
Reprezentacja Polski ma Nawałkę, Legia Warszawa nieoczekiwanie dostała w prezencie Jacka Magierę, który musiał "terminować" w I-ligowym Zagłębiu Sosnowiec, żeby potem móc postawić na nogi rozbieganych jak dzieci we mgle piłkarzy z Łazienkowskiej. Niech mi tylko nikt nie mówi, że powrót polskiego zespołu do Ligi Mistrzów to była żenada. Kto jutro będzie pamiętać (oprócz statystyków), to 0:6 na inaugurację z Borussią Dortmund i potem 4:8 w rewanżu? Przejechał się na Legii Real Madryt (3:3), przejechał też Sporting Lizbona (0:1). A w lutym do ogrania będzie Ajax Amsterdam (choć już bez Milika).
I tylko Zawisza nie ma nic. Ani I ligi, ani nawet VIII ligi. O, przepraszam, B klasa jest - tylko, że nie na Gdańskiej, a w Potulicach. Od czasu do czasu (kiedy trzeba złożyć sprawozdania finansowe) spółka się uaktywnia. Ale prezes Artur Czarnecki tu nie bywa, bo to nie jego bajka i nie jego klimat. Ten najlepszy jest w Hiszpanii. Tam razem z Radosławem Osuchem może podziwiać Puchar Polski i Superpuchar.
Już to widzę: cygaro, whisky i pieszczące oczy rezydentów w Hiszpanii trofea piłkarskie (w wersji mniej atrakcyjnej - w Poznaniu). Tak się bawią chłopaki z ferajny.