Były gracz Zawiszy: - Ten rok jest dla mnie zwariowany!
Rozmowa z Maciejem Dąbrowskim, byłym zawodnikiem Zawiszy Bydgoszcz, obecnie obrońcą Legii Warszawa, mistrzem Polski. Dodatkowo został on uznany najlepszym obrońcą ekstraklasy.
fot. Fot. Szymon Starnawski
Popularny „Dąbroś” urodził się w Radziejowie, lecz pierwsze kroki w karierze stawiał w Lubieniu Kujawskim, skąd przeszedł do Victorii Koronowo. Swoich sił próbował również w Wiśle Kraków, Koronie Kielce, GKS Bełchatów, Zawiszy, Olimpii Grudziądz, Pogoni Szczecin oraz w Zagłębiu Lubin.
Po zdobyciu mistrzostwa Polski można pana zobaczyć na okładkach sportowych gazet i aż trudno uwierzyć, ile pan w ostatnim czasie osiągnął. Jaka pan odbiera ten tytuł?
To jest owoc ciężkiej pracy jaką wykonałem na przestrzeni ostatnich miesięcy. Dowód na to, jaki byłem cierpliwy i wytrwały. To również zasługa drużyny, trenerów, mojego menedżera i rodziny, na których w trudnych momentach zawsze mogłem liczyć. Wsparcie było mi bardzo potrzebne. A ponieważ nigdy się nie poddawałem, dziś w wieku 30 lat mogę cieszyć się z mistrzostwa kraju oraz z tytułu najlepszego obrońcy ekstraklasy.
Chyba pan nie dowierzał, kiedy na Gali Ekstraklasy został wywołany na scenę po nagrodę?
Cały ten sezon jest dla mnie zwariowany. Grałem przecież z Zagłębiem Lubin w Lidze Europy, potem miałem słaby start w Legii, a teraz świętuję z tym zespołem mistrzostwo. I oczywiście, jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy.
Odebrał pan już gratulacje od kolegów z Bydgoszczy?
Kilku - Marcin Łukaszewski, Tomasz Łachowski, Marcin Jałocha i Piotr Rembowiecki -zdążyło już mi pogratulować.
Jak wyglądała feta po odebraniu złotych medali?
Na początku - wiadomo - cieszyliśmy się na stadionie i w szatni, potem pojechaliśmy autokarem na rynek, do restauracji, a następnie do jednego z klubów, gdzie świętowaliśmy mistrzostwo do białego rana.
Gdyby dostał pan jeszcze... powołanie do kadry Adama Nawałki, to nie byłoby za dużo jak na jeden tydzień?
Myślę, że udźwignąłbym ten ciężar. Byłby to dodatkowy kop do jeszcze większej pracy. Dałbym sobie z tym radę.
Czy wizja gry w jednej drużynie, bo tego nie możemy wykluczyć, z jednym z najlepszych piłkarzy świata, Robertem Lewandowskim, jest dla pana czymś podniecającym? Czymś, o czym teraz pan marzy?
Bardziej podniecająca jest myśl, że w ogóle mogę jeszcze kiedyś zagrać w reprezentacji Polski. Gra w kadrze byłaby spełnieniem marzeń, czymś naprawdę wyjątkowym. Po to tyle lat trenuję, żeby kiedyś dostać taką szansę. Uważam, że ta myśl siedzi w głowie u wielu piłkarzy. Gdyby mi się jeszcze udało, sporo byłoby nas z Legii. Spokojnie czekam...
Pana kariera rozpoczęła się na dobre w momencie powołania do reprezentacji Polski do lat 20 i wyjazdu na mistrzostwa świata w tej kategorii wiekowej do Kanady. Czy wtedy miał pan poczucie, że może stać się w przyszłości wysokiej klasy zawodnikiem?
To mogło się różnie potoczyć. Zanim trafiłem do ekstraklasy miałem po drodze momenty zwątpienia. A nawet po przejściu do Legii skreślano mnie i śmiano się, że warszawski klub przeprowadził najgorszy transfer w historii. Te wydarzenia sprawiły, że jeszcze bardziej zacisnąłem zęby i wziąłem się do roboty. Chciałem udowodnić niektórym osobom, jak bardzo się mylą.
W przerwie zimowej miał pan z Legii odejść...
Z jednego wiadomego powodu - po prostu nie grałem. Ostatecznie poszedłem do trenera Jacka Magiery na szczerą rozmowę, żeby usłyszeć, czy dostanę szansę. Usłyszałem, że mam ciężko trenować i zasługuję na to, żeby grać.
Wykonał pan w tym półroczu ogromny skok. Co wpłynęło na taką postawę?
Ciężka praca w okresie przygotowawczym, zaufanie trenera, wsparcie rodziny i menedżera Jarosława Kołakowskiego. To były decydujące czynniki.
Mówiąc o osobach, które w pana nie wierzyły, miał pan pewnie też na myśli byłego właściciela Zawiszy Radosława Osucha...?
CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE
Mówiąc o osobach, które w pana nie wierzyły, miał pan pewnie też na myśli byłego właściciela Zawiszy Radosława Osucha...?
Tak, racja. On jest chyba największym przegranym. To też osoba, która mi powiedziała, że nigdy nie będę grał na wysokim poziomie. Mogę teraz pana Radka serdecznie pozdrowić... A przy okazji zapytać, w którym miejscu on teraz jest, a w którym ja.
Od Zawiszy pan się jednak nie odwrócił , wspomagając klub w trudnym momencie, przy powstaniu drużyny w B klasie.
Bo od Zawiszy nigdy się nie odwrócę. W tym klubie się wychowałem, spędziłem kilka fajnych lat. Wiadomo, w jakiej sytuacji ten klub teraz się znalazł i jak będzie trzeba pomóc, to pomogę. Nie mam satysfakcji z tego, że tak to się wszystko potoczyło po odejściu Osucha. Mogę tylko powiedzieć, że miałem rację mówiąc, iż z tym panem to się nie uda. Natomiast osoby, które twierdziły, że ja kłamię dostały pstryczka w nos.
Z Bydgoszczy przeniósł się pana do Szczecina. To był dobry kierunek?
To był bardzo dobry ruch. Poznałem w Pogoni wielu przyjaciół. Mój wspólnik, z którym mamy firmę, także jest ze Szczecina. Spędziłem tam fajne dwa i pół roku.Dobrym ruchem było też przejście do Zagłębia Lubin. Z perspektywy czasu twierdzę, że to był przełomowy moment w mojej przygodzie z piłką. Uzyskaliśmy awans, potem w ekstraklasie zajęliśmy bardzo wysokie trzecie miejsce. I z Lubina przeniosłem się do Legii.
Ten rok jest jak piękny sen?
Tak można powiedzieć. Mimo początkowych zawirowań, wszystko poszło zgodnie z planem. A przede mną kolejne, może dwa, bo na tyle mam jeszcze ważny kontrakt, ciekawe lata z Legią.
Cieszy się już pan narodzinami drugiego dziecka?
Cały czas czekam na przyjście na świat syna. Na szczęście żona się dobrze czuję, więc jestem spokojny.